8 maja 2013

Wszystko inne.

Nocka nockę nocką pogania. Dobrze mi się pracuje na nockach, sen mnie nie dopada, jest spokój, mniej ludzi. Dniówek nie lubię, zwłaszcza tych piątkowych i sobotnich, ponieważ wtedy ludzi ogarnia psychoza i za wszelką cenę zrobią wszystko, aby wyrobić normę i utrudnić innym pracę. Oczywiście nie wszyscy tak się zachowują, ale spora większość. Gdybym mogła, pracowałabym tylko nocą. Jednak tak się nie da, czego bardzo żałuję. 
 
Dziś mnie wykończyła dżungla. Jestem totalnie bez sił. Ziemniaki, cebula, jabłka, pomarańcze, mandarynki.... ciężkie w cholerę. Ciężarem ustępują jedynie bananom. I tak przez ponad pół zmiany dziś. Przecież cóż to za problem przewalić tak z półtorej tony w 20 minut... i tak przez 4 godziny. 
 
Wczoraj trafiło mnie awykonalne (dla mnie rzecz jasna) zamówienie na jogurty. Gdyby M., który jest koordynatorem i w teorii nie zajmuje się robieniem zamówień, chyba że rąk naprawdę do pracy brak, a my mamy obsuwę, więc gdyby ów M. mi nie pomógł, poległabym na całej linii. Ponad godzinę ze mną robił, jeszcze na koniec mi przyszedł pomóc szybko skończyć i tylko dzięki niemu nie czekano na mnie dłużej niż 20 minut. 
 
Tylko za tę jego pomoc i sympatię do mojej osoby część z naszych rodaków zaczęła mnie traktować jak trędowatą. Dziś, gdy miałam dżunglę, męczyłam się z cholerną cebulą i mandarynkami, a nasi panowie stali bezczynnie, czekając na przywiezienie produktów. Myślicie, że któryś zaproponował, że wrzuci mi skrzynkę na górę? Nie. Oni nie są tych, którzy komuś pomogą. Za to świnie podkładają innym z wielką chęcią. Dziś natomiast dostarczyłam im widowiska i śmiechu, ale mam to gdzieś. Poradziłam sobie, a jak na samą górę nie mogłam sięgnąć, to przechodzący obok JB zrobił to za mnie. 
 
A już jak M. przechodził obok, przyszedł się przywitać i zapytać, jak sobie radzę, to chyba było dla nich zbyt wiele, bo na przerwach przestali się w ogóle do mnie odzywać. Szczerze mówiąc, to mam to gdzieś. Zależy mi tylko na tym, aby dobrze wykonywać swoje obowiązki, aby szefostwo było ze mnie zadowolone. No doooobraaaa..... no i żeby mieć dobre relacje z ludźmi w pracy. Tylko nie ze wszystkimi się da.
 
Moi polscy kumple mają w tym tygodniu ranną zmianę, ale na nockach są fajni miejscowi. Niezłą mieszankę kulturową mamy w pracy. Pracujący tu ludzie mają wszystkie odcienie skóry. I chyba taka jest Holandia. Wielokulturowa, wielokolorowa. Podoba mi się to. Dobrze się tu czuję. W pracy robię postępy i nie jestem już tak tragicznie wolna ;)
 
Zaczynam się poważnie zastanawiać nad tym, żeby do Polski nie wracać. Oczywiście nie mam na myśli urlopów, odwiedzin przyjaciół, itd. Raczej chodzi mi o prowadzenie życia. Nie chciałabym mieszkać poza Europą, ale w tej chwili nie chcę też mieszkać w Polsce. Tam nie czeka mnie nic poza biedą, bezrobociem, samotnością, głodem, rosnącymi problemami. Co więcej, nic mnie tam nie trzyma, choć żyją tam bliscy mi ludzie, za którymi bardzo tęsknię. Kiedyś stwierdziłam, że jeśli znowu wyemigruję, nie będę sobie układać życia w Polsce.
 
Nie czuję się specjalnie związana z Polską. Nawet nie jestem czystą Polką. Jest we mnie krew Szkotów i Ukraińców. Czuję się obywatelką Europy. Wybieram takie kraje, w których z jakiegoś powodu czuję się dobrze. Nie jest tak, że mi się wszystko tu podoba. Chyba nie ma takiego miejsca na świecie, w którym wszystko by się nam podobało.  
 
Jestem ostatnio jakoś monotematyczna, ale proszę mi wybaczyć. Pierwsza euforia ;) Zresztą to też jest moja codzienność. Nawet nie zauważyłam, kiedy to miejsce stało się pamiętnikiem, zapisem myśli, uczuć, codzienności. Nie będę jednak pisać wyłącznie o Holandii. Wciąż tu jest miejsce na wszystko inne, a we wszystkim innym mieści się wszystko inne ;)