15 grudnia 2010

Święta, święta...

Mróz ściął porządnie, białego lekkiego puchu codziennie przybywa... Mam nadzieję, że utrzyma się tak do świąt. Uwielbiam białe święta, kiedy wszystko wokół przykryte jest tą śnieżną pierzynką, a wszelki brudy i szarości są pochowane. Lubię też, gdy mróz szczypie moje policzki, a śnieg skrzypi gdy tylko krok zrobić. 

Uświadomiłam sobie, że za 9 dni będzie Wigilia i że zupełnie myślowo nawet nie jestem przygotowana. W tym roku jakoś tak nie mam ochoty na święta, smutno mi i refleksyjnie. Zresztą nie wiem jak miałyby wyglądać. Od kilku lat nie ma normalnych radosnych świąt, są podszyte łzami, strachem, niepewnością, tęsknotą, smutkiem. Czy te będą inne? Niestety nie, choć ja zrobiłabym wszystko, aby były, ale nie mam takiej mocy.

Tym razem ze względu na mój "szpital domowy", cała najbliższa rodzina będzie u mnie. Trudno to sobie wyobrazić na tak małym metrażu, ale w tym mieszkaniu już wiele razy bywało znacznie więcej osób. Chciałabym tylko, aby nie wisiał nam nad głowami smutek, aby w gardłach nie grzęzły wciąż łzy, aby choć trochę tej radości było, radości z czasu, który jest nam dany, który możemy razem spędzić. 
Myślę, że dobre jedzenie, pachnące domowe ciasto może w tym pomoże? Siedzę i tak sobie myślę, co też tym ludziom dać do jedzenia, aby nikt nie był głodny, aby każdy mógł coś zjeść. Wbrew pozorom, to nie takie proste gdy ograniczają nas różne diety, alergie i inne takie. Mam kilka pomysłów, mam też kilka asów w rękawie... Święta spędzę głównie w kuchni i mam tylko nadzieję, że zjedzone zostanie jedzenie, a nie ja... wzrokiem ;) Trochę bezpiecznie, trochę ryzykownie z potrawami... 

Moja rodzina to taki twór, który nie lubi nowości, nie lubi modyfikacji, nie lubi nawet, gdy coś jest trochę inaczej niż zwykle. Coś co wpasowuje się w gusta ich kubków smakowych, ale jest nowe i nazywa się jakoś tak, że kojarzy im się z udziwnieniem, bez spróbowania wydaje im się niedobre i od razu mają negatywne nastawienie. Czasem im nie mówię, co jest w potrawie, bo wcale by nie zjedli ;) A w całej rodzinie to ja właśnie uchodzę za tę dziwną, która kaszanki nie ruszy (ze względu na to, co daje jej ciemny kolor), mięsa je byle jak najmniej, a w kuchni wydziwia... Już dodanie rozmarynu do ryby pieczonej w folii na ruszcie jest dziwne... Żadnych nowości, udziwnień i nieznanych smaków. 

Pamiętam, gdy jednego roku na Wielkanoc robiłam ciasta... poza Mamą, reszta rodziny miała negatywne podejście, wyobrażając sobie nie wiem już co, a moje wytwory okazały się strzałem w dziesiątkę, a ojciec oszalał normalnie na punkcie babki pomarańczowej i wciąż by ją jadł. 
Sądzę, że i tym razem utrafię w ich smaki, ale nic im nie powiem. Jest szansa, że najpierw zjedzą, a później spytają, co to było ;) 

Jeśli o mnie chodzi to orzechy, czekolada, makowiec, kluski z makiem, zupa rybna i kapusta z grzybami w zupełności mi wystarczą. Mogłabym nic innego nie jeść przez całe święta. Aczkolwiek w planie jest dużo dużo więcej pyszności... 

Mam tylko nadzieję, że tegoroczne święta nie będą podszyte łzami...