26 stycznia 2014

I żyli długo i szczęśliwie.

I żyli długo i szczęśliwie. 

Wciąż nie mogę się nadziwić, że ludzie w tak różnym wieku wierzą w koniec jak z bajki. Księżniczki i książęta, damy z wieży i rycerze na białych koniach, wielka nieskończona miłość i piękna bajka. Bla bla bla... pierwsze poważne problemy i wszystko zmienia się w bańkę mydlaną. Pęknie albo nie pęknie. 

Wyjdziesz za mąż i urodzisz dzieci. (A ktoś zapytał czy ja w ogóle chcę?)

Spotkasz kogoś godnego siebie. (Ciekawe, co też wypowiadający miał na myśli konkretnie?)

No popatrz na nich jaka dobrana zgodna para. (A co te dzieciaki wiedzą o małżeństwie, które tak naprawdę dopiero się u nich zaczyna?)

W nieskończoność ludzie wokół raczą mnie takimi tekstami.

Ostatnio koleżanka z pracy wypaliła do mnie pytaniem czy ja i jeden mój dobry kumpel z pracy jesteśmy razem. Gdy spytałam, dlaczego tak sądzi, odpowiedziała mi, że widzi, że dużo z nim rozmawiam, że się uśmiechamy, kiedy rozmawiamy i że widać, że dobrze się rozumiemy. Zachciało mi się śmiać. Pomyślałam sobie tylko - dziecko drogie, musisz się jeszcze trochę o życiu i ludziach nauczyć. Bardzo interesująca teoria. Naprawdę. Szkoda tylko, że koleżanka za moimi plecami robi wywiad na mój temat - co, z kim, gdzie, kiedy. Ewidentnie szuka potwierdzenia dla swojej teorii, tylko jakoś nikt potwierdzić jej nie chce. Ciekawe, czy koleżanka zastanawia się też nad tym, ile razy, jak i z kim się kocham, i czy z nim też?

Czy to ja mam tak ciekawe życie, czy też może inni mają je tak nudne?

Dopóki trzymam język za zębami i zadaję się z ludźmi, którzy robią to samo, jest dobrze. Dopóki niektórzy Polacy, z którymi mam wątpliwą przyjemność mieszkać i pracować, wiedzą o mnie tylko niezbędne minimum, jestem bezpieczna. 
 
Nie lubię w ludziach kilku rzeczy. 
 
Głupota zajmuje pierwsze miejsce na mojej liście. Nie mogę jej ścierpieć i zrozumieć, dlaczego pewne osoby nie wiedzą, do czego służy mózg, a nawet jeśli wiedzą, to użycie go do czegoś innego niż kontrola funkcji życiowych przekracza ich możliwości. 
 
Na liście tej znajdują się ponadto: plotkarstwo i zaspokajanie ciekawości o życiu prywatnym innych ludzi za wszelką ceną, chamstwo, brak honoru, kłamstwo, bycie brudasem (nie ważne czy dotyczy to syfu w domu, czy braku higieny - wychodzi na to samo - brudas=brudas). Kilka rzeczy by się jeszcze znalazło. Jednakże ze wszystkim można jakoś powalczyć, nooo... ze wszystkim oprócz jednej rzeczy - głupoty właśnie. Głupich nie sieją, sami się rodzą.  

Gdyby tak postrzegać ludzi, jak postrzega ich moja koleżanka z pracy, to wyszłoby, że mam przynajmniej dziesięciu facetów i w dodatku byłabym w związkach też przynajmniej z pięcioma kobietami. Tylko kiedy dałabym radę się z nimi spotykać? Noooo nawet ja bym nie spostała temu, aby im wszystkim zrobić dobrze ;) zważywszy na to, że z kobietami miałabym wielki problem... no jakoś w paniach nie gustuję.

W związkach międzyludzkich jest chemia albo jej nie ma. Ludzie się dogadują albo nie. Lubią się albo nie. Jeśli dwoje ludzi dobrze się rozumie, otoczenie to widzi, ale to w jakich relacjach pozostają ze sobą ludzie nie musi być wcale jasne. Jeśli zainteresowani jakoś relację określają, to trzeba to przyjąć tak, jak jest. Proste i logiczne. Kombinować to sobie może... koń pod górkę. 

Dla niektórych jednak... i teraz mamy dwie opcje:
1. nie do ogarnięcia i nie do strawienia
bądź
2. niezaspokojona paląca ciekawość.

M. przyjaźni się i koleguje z Holendrami, Turkami, Arabami i Czarnymi. Turcy i Arabowie wodzą za nią wzrokiem, gdzie się nie ruszy, ale żaden nie łamie granic, które postawiła i w dodatku odnoszą się do niej z szacunkiem, nie nawijają o seksie, itd., co nie znaczy, że gdyby chciała... ale M. cały świat widzi tylko w oczach jednego faceta. Bo M. ma coś takiego w sobie co działa na Arabów i Turków, także na Latynosów i na Czarnych, ale na Europejczyków i im podobnych już nie. Dla rodaków jakoś trudna do strawienia, z drobnymi wyjątkami ;) Jednak gdyby M. urodziła się w arabskim świecie, zakrywanie jej od stóp do głowy nic by nie dało. Musiano by zakryć jej oczy, oczy, w których widać, że M. jest jednocześnie małą dziewczynką i silną kobietą. Bo to coś w M. to tylko taki mini magnesik w oczach. Nic więcej. Tylko że tu M. może sobie pozawalać, aby rozmawiać spojrzeniem. A że inni to widzą i snują własne wizje. Cóż. Może czas poszerzyć horyzonty i nauczyć się więcej o ludziach, ponieważ życie ma dla nas miliony scenariuszy i to niekoniecznie z jedną wersją zakończenia.