11 listopada 2009

Na Dzień Niepodległości.

Obudziłam się dziś, gdy na dworze było zupełnie ciemno. Krótki, godzinny sen. Śniła mi się Mama. Rozmawiała ze mną. Siedziała na łóżku, a ja leżałam z głową na jej kolanach, tak samo jak wtedy, kiedy odwiedzałam rodziców i nocowałam w rodzinnym domu. Ostatnio wielokrotnie zadawałam sobie to samo pytanie, a co jeśli się mylę? Powiedziała mi, że powinnam podążać za przeczuciem, za głosem wewnętrznym i słuchać intuicji. Kiedy otworzyłam oczy, bardzo chciałam, aby obok była...

W Dzień Niepodległości przypominają mi się wszystkie powstania narodowe - polskie, szkockie. Przypominają mi się opowieści o moich przodkach, o powstańcach. Tak sobie myślę, że gdyby ci wszyscy ludzie, którzy walczyli, nie szli by w ten bój za głosami własnych serc, za głosami, które wewnątrz w nich krzyczały, aby szli, aby walczyli, nie byłoby dziś wolności. Nie byłoby Polski. Nie wiedzieli tego, czy kraj odzyska niepodległość od razu, czy trochę później, ale czuli, że tak właśnie powinni postąpić, przelać krew. Bez tych zrywów, bez walki nie byłoby wolnej Polski.

Wygrane. Przegrane. Los na jedną kartę rzucony. Ryzyko. Bali się, na pewno bardzo się bali, ale podjęli ryzyko. Byli silni, silni duchem. Wierzyli. Ufali sobie.

A my dziś? Wciąż się czegoś boimy. Neurozy, lęki... Z trudem ufamy sobie i innym. Nie dajemy szansy sobie. Nie dajemy jej drugiemu człowiekowi. Gryziemy podawane ręce. Chcemy być silni. Samowystarczalni. Odpychamy.

Nie potrzeba nam wroga z zewnątrz, aby zadać sobie ból. Ranimy siebie, ranimy innych. Nie trzeba krwi. Nie trzeba wojny, aby cierpieć.

W nas współczesnych jest więcej bólu niż było go w walczących o wolność. Oni walczyli przeciwko wrogowi. My walczymy przeciwko sobie i z samymi sobą.

Oni chcieli wolności kraju, wolności dla siebie i swoich bliskich. A my? Żyjemy w wolnej Polsce... ale czy jesteśmy wolnymi ludźmi?