8 stycznia 2010

anioł

nie widzę już nic
jestem tylko cieniem twojej duszy
skończyły się sny

jest tyle bólu
tyle złości we mnie

pozwól mi odejść


skrzepy z czarnej krwi
serce pęknięte wpół kaleką miłością



żegnaj mój aniele
śpij moja jasności
ja upadam
w noc
w ciemność

między słowami

w łupinie snu
biegnie po wodzie
ku okrętowi wchodzącemu do portu

gdy otwiera oczy
błędnymi krokami
swoimi niezręcznościami
zostawia znaki między wierszami

jej słabości
i jej rany
pomiędzy słowami

jej uśmiech
i jej łzy
między słowami

między słowami
gesty miłości
i zdania czułości

pomiędzy słowami
żadnych kompromisów

gdy otwiera oczy
idzie ku płomieniom
będzie szła
dopóki nie spali jej ogień

w różanej wodzie

z ostatnią i pierwszą swoją myślą
zaczyna i kończy się w nim

słyszysz?
rozbrzmiewa muzyka
świst dźwięków przeszywa powietrze
zagłusza przestrzeń

złapałeś ją jak motyla

myślisz:
piękna
delikatna
jedyna

niebo płonie
ziemia się rozpływa

czego szukasz?
szukasz motyla?

patrz!
przysiada na twoich ustach

za polem lawendy

w lawendowym polu ciebie szukałam
poruszając się na falach myśli naszych
w lawendowym polu ciebie sobie przypomniałam
ulegając sercu

zajrzałam ci głęboko w oczy
spowiadając się tobie
tobie i światu wokół
ciszy nie wysłuchanej

chcę cię dotknąć
myślą rozebrać
byś przestał być mgłą

dorosły mężczyzna
nagi i bezbronny
miękki i delikatny
silny i odważny

w lawendowym polu ciebie ujrzałam
w lawendowym polu cię pokochałam

słoneczniki

mówiłeś szeptem o naszym rozstaniu
umierając
najdelikatniej jak potrafiłeś

to twoja odpowiedzialność
nie burzyć spokoju
za cenę dotyku

zostały po tobie
jak u van Gogh'a
słoneczniki na stole

Ona i On.

Była kobieta.
Był mężczyzna.
Ona i On.
Nie było Ich.
Samotni.
Siebie spragnieni.
Za sobą stęsknieni.
Zakochani w słowach.
W serca zapatrzeni.
Osobno.
Myślami przy sobie.
Tylko nocą,
Płacząc pod prysznicem jak dzieci,
Zostawiają po sobie strzępki słów,
Zawieszone pomiędzy cierpieniem a miłością.

pragnienie

zanurz ją w swojej duszy

pozwól jej wniknąć pod twoją skórę
spowić ciebie całego

zabierze ci serce
położy na swojej dłoni

wyjmie bijące z własnej piersi i odda tobie

czego się boisz?

przecież ona pójdzie razem z tobą

więc nie bój się złapać jej za rękę
dotknąć jej ust między spadającymi kroplami

rysa we mgle

z każdym swoim oddechem
zagarnia więcej
drzewa znikają
lecz szum ich liści
nie ustaje
poruszasz się po omacku
nie widząc już nawet swych dłoni
choć płynna
biała jak mleko
ale nawet ona ma rysę
zobacz!
jest taka jak Ty
musisz się dobrze przyjrzeć
a zobaczysz
jak bardzo jest porysowana

zagubiona

Zagubiona
- niknąca w strugach deszczu
kropla
po
kropli...
zmywa ją ze świata.

Zagubiona
- rozpraszająca się w promieniach
na odłamki
szkła.

Zagubiona
- rozwiana po całej ziemi.

Zagubiona
- uśpiona
w samsarze...

w jego oczach

zanurzona w miękkiej cieczy
wiatrem splątana w sitowiu
rozedrgana w pieszczotach kropel
spływających po krzywiznach jej nagiego ciała

stojąc w wodzie po szyję
z głową pod chmurami
w środku żywiołów
sięga wzrokiem za horyzont
ku jego twarzy
odbitej w tafli niczym w zwierciadle

Duch wyspy.

Gdy wśród kamiennych krzyży kroczy dumnie tajemnica,
Królewskie dusze szepczą wśród średniowiecznych murów,
Chłodne powietrze przeszywa zieleniące się pagórki,
Wyspa oddycha wiatrem.

Gdy drzewa gną się ku ziemi,
Deszcz obmywa dzikie serce,
Stopy łaskoczą ziemię,
Czarne diamenty wpadają w moje dłonie.

Nie tu, lecz tam.

Tam gdzie deszcz się z wiatrem splata,
Tam gdzie zieleń miesza się z górami,
Tam gdzie dźwięk harfy przeszywa powietrze,
Tam moja dusza doświadczyła harmonii.

Tam gdzie szczęk oręża znad Boyne nie przebrzmiał do dziś,
Tam gdzie dzikie Slieve League czarują pięknem,
Tam gdzie Clonmacnoise daje ukojenie,
Tam szukałam siebie.

Tam gdzie stąpałam po śladach Beckett'a, Wilde'a, Burke'a, Swift'a,
Tam gdzie przywitał mnie Joyce w przekrzywionym zawadiacko kapeluszu,
Tam gdzie Molly Malone przechadza się ulicmi,
Tam dotknął mnie Bóg.

Tam gdzie zapach starych ksiąg łaskocze w nosy filozofów,
Tam gdzie umysł głodny wiedzy,
Tam znalazłam swoją drogę,
Odkrywając tajemnicę z Kells.

...

północna gwiazda
wyspa niezamieszkana do wczoraj
czekając dawać
żyć
dopłynąć
patrząc w granat światła
by dotrzeć do jutra

jednia

widząc
duszą docierając do myśli
niepewnie
a jednak JEDNIA
spełniona

o tobie

znam te kroki
ślady które zostawiasz
na chodniku i w autobusie
codziennie mijasz moje drzewa
a mnie tam już nie ma
szukam siebie wśród zboczy
na wrzosowiskach
ale ty tam nie zaglądasz
nie masz czasu

nocą

Wyrosło
Choć skazane na śmierć było
Od poczęcia
W szumie wiatru słyszę jego muzykę
Słyszę jak pyta go
Pamiętasz?
Jestem tu
Jak każda gruda ziemi
Jak każde źdźbło trawy
Jak aleja lipowa
Pamiętasz?
Zakorzeniłeś się w muzyce jego liści
Słyszysz jak Cię woła?

a po niebie niech suną drzewa

a po niebie niech suną drzewa
jak chmury skąpane rosą z traw
z wykrzywionym odbiciem

jak świat zapchany nostalgią słońca
stęskniony za wodą
Mała Naiwna na chwilę
w jego ramionach zagubiona
Dojrzały Samotny z dziurą w głowie
wynędzniały kochanek

zbyt połamani
aby być razem
Anioły Stróże swojej samotności

a po niebie niech suną drzewa

kartki z podróży

ptak przeleciał nad moją głową
trzciny zaszumiały jeziora głosem
gwiazda nad polem spadła

w czerwcowym chłodzie wieczora
przekładam szorstkie kartki
znacząc je czarnymi nitkami plamami
mój dziennik podróży życia
zbieram w nim
słowa myśli wspomnienia
pachnące wiatrem wolności
przesiąknięte deszczem

schowam wszystkie uczucia
w kartkach z podróży
w duszy rozdartych skrawkach
skrzętnie złożonych
w brulionie

wyruszę o świcie
w towarzystwie słońca wschodzącego
z nadzieją

i tylko myśl jedna
przy mnie będzie w tej drodze
"zacałuj się we mnie"

drzewo

czarne są gwiazdy na niebie czarne są

woda wchłania ich blask wchłania woda

niebiańska kula umarła przed wieczorem...

nad brzegiem zostało tylko spróchniałe drzewo
spróchniałe drzewo tylko nad brzegiem zostało

jezioro nie odbija już jego oblicza
jego oblicza nie odbija już jezioro

drzewo zakończyło swoje życie...

bluszcz który kiedyś je oplatał stracił swoją zieleń
zieleń swoją bluszcz stracił

rozpada się po kawałku co noc
co noc rozpada się po kawałku

lecz umrzeć...
NIE MOŻE!

do ciebie

zimne są noce zimne
czarną barwę przybiera indygo nieba
oszronione drzewa strzegą spokoju polany
szelest stóp przebiega obok ognia
ślad po śladzie za śladem
idę do ciebie
do ciebie idę
ślad po śladzie za śladem
żółtopomarańczowa kula oślepia mi oczy
oczy mi oślepia
a jeśli nie znajdę bluszczu twego ciała?

chcę, żebyś był.

Gdybyś był powietrzem, oddychałabym tobą.
Gdybyś był ogniem, ogrzałabym się tobą.
Gdybyś był wodą, obmyłabym się tobą.
Gdybyś był ziemią, spoczęłabym w tobie.

Gdybyś był busolą, wskazywałbyś mi kierunek.
Gdybyś był latarnią, oświetlałbyś mi drogę.
Gdybyś był żaglem, prowadziłbyś mnie naprzód.
Gdybyś był portem, zawiłabym na zawsze.

Bądź moim wschodem i moim zachodem,
Bądź moją północą i moim południem,
Bądź moim słońcem i moim księżycem,
Bądź moim początkiem i moim końcem.

Bądź moim piórem i moją kartką,
Bądź moim dźwiękiem i moją nutą,
Bądź moim tchnieniem i moją myślą.

Bądź moją górą i moją doliną,
Bądź moją wyspą i moim przestworzem.

Bądź moimi skrzydłami.

...

kiedy pojawił się - chmury rozstąpiły się
i ujrzałam czyste jasne niebo

dusza zajaśniała wewnętrznym pięknem
rozpalając gasnące gwiazdy w mych oczach

pod jego spojrzeniem wyrosły mi skrzydła
takie jakie pragnęłam mieć
- takie jakie mają motyle

podał mi dłoń i serce

uciekłam z ramion otchłani
wyrwałam się czeluściom piekieł

pozszywał moją duszę

przestała krwawić...
zostawiając skrzepy czarnej krwi na rozsypanym sercu