16 marca 2011

Zakupy.

Ostatnie noce nie sypiam prawie wcale i jakoś mało zmęczona jestem. Wiosna się udziela całemu mojemu organizmowi. Leżę ostatnio w łóżku, mijają godziny, minuty, a ja się nie mogę doczekać świtu... jak jakaś wariatka zupełna. Słuchałam sobie radia, rozmyślałam i tak mnie nagle gdzieś koło 4.18 nad ranem olśniło, że powinnam przewietrzyć własne szafy i zrobić jakieś zakupy ubraniowe, bo przecież nie mogę wciąż chodzić w tym moim szmaciarskim stylu, w bojówkach, martensach i trampkach. Nie, żebym nie miała sukienek, spódnic, szpilek czy zwykłych jeansów... ale coś malutko tego... No może poza butami, których mam sporo, jeszcze więcej mam biżuterii masowo wyprodukowanej przez siebie ;) 


Trzeba jednak czasem wyglądać jak człowiek, bo ludzie nie będą mnie traktować poważnie z tą moją buzią i tym głosikiem ;) Zresztą po głowie wciąż mi się gdzieś tłukło to, jak mnie i moje siostry podsumował nasz ojciec - chodziło o ubiór właśnie. I właściwie to muszę przyznać, że ma rację.
Kocham moje siostry, ale uważam, że żadna nie powinna sama robić zakupów ubraniowych, bo efekt jest... Moja najstarsza siostra nie lubi za bardzo przymierzać ubrań i rzadko to robi, a jeśli dodać niezdecydowanie... Efekt czasem jest taki, że ciuchy są przyciasnawe. Dziwnym trafem nie dotyczy to bielizny, bo to umie idealnie dobrać (nie, mąż jej nie pomaga ;) i zawsze wynajdzie coś ładnego. 


Za to moja średnia siostra... czasem nam wszystkim ręce opadają i wręcz wznosimy oczy ku niebu, żeby się jakoś porządnie ubrała, pozasłaniała i żeby efekt nie przypominał: "z tyłu liceum, z przodu muzeum". A. ma świetną figurę, której pozazdrościć mogłyby jej nastolatki, tylko szkoda, że tak często ubiera się jak jedna z nich. A czasem efekt jest jeszcze gorszy... Szkoda, naprawdę szkoda. Widziałam niedawno jej zdjęcia z zeszłorocznej wiosny i wyglądała na nich świetnie - makijaż, spódnica, bluzka i buty - piękna kobieta. Bardzo żałuję, że częściej tak nie wygląda, bo byłoby to z korzyścią dla niej, ale rozumiem też, ze za młodu nie zdążyła się wyszaleć... szybko przyszły rodzinne obowiązki... A teraz, gdy jej dzieci są już dorosłe, ona odreagowuje... 


A Czekoladka.... cóż... Ulubiony styl, to wygodny, szmaciarski styl... Bojówki, trampki, martensy, kolorowa wełniana czapeczka, kurtka z grubej bawełny, polar... Na co dzień nawet się nie maluję, a moja fryzura... rzadko bywam porządnie uczesna bez wyłażących z fryzury niesfornych kłaczków, a rozpuszczonych włosów to prawie nigdy nie noszę. Dlaczego? Wieloletnie przyzwyczajenie do krótkich włosów i do tego, że mi się te włosy moje nie plączą po szyi. Od pewnego jednak czasu stopniowo zaczęłam kupować jakieś kobiece ubrania, buty i tak mi się ich trochę nazbierało, lecz w porównaniu do reszty, to stanowiły one znaczną mniejszość i na dodatek prawie wszystkie były czarne. Stopniowo jednak zaczął pojawiać się kolor...


Wszystko zaczęło się wtedy, gdy zmieniłam kolor włosów, ale nie ścięłam ich na zupełnie krótko. Pamiętam, że nawet moja fryzjerka była bardzo zdziwiona, że bez większego żalu porzuciłam czerwień i postanowiłam nosić trochę dłuższe włosy. Moje włosy ubrały się w ciemną czekoladę, fryzura nabrała kształtu, a ja się zaczęłam zmieniać. Przeszło mi gdzieś to moje ukrywanie się, styl zaczął ewoluować i wreszcie doszłam do punktu, w którym dziś jestem.
Wybrałam się dziś na zakupy, bo i tak dzień mam w plecy, więc szkoda go było nie wykorzystać, a poza tym uniknęłam tłumów i mogłam ekspresowo wykonać tę mało lubianą przeze mnie zakupową czynność. Nie kupiłam żadnego "szmaciarskiego" ciucha, a czarne są tylko trzy rzeczy - para butów, malutka torebka i żakiet, płaszczyk, sukienka i żakiet numer dwa są granatowe, a cała reszta... niebieska, łącznie ze szpilkami ;) Jakoś zupełnie nie zdawałam sobie do tej pory sprawy z tego, że gdy wybieram się na zakupy (tak ze dwa czy trzy razy w roku max), kupuję ubrania kolorystycznie (2-3 kolory w ciągu roku)... i tak są lata niebieskie, lata zielone, lata brązowe... Czerń i granat pojawia się zawsze. 


Gdy przyszłam do domu, wypakowałam torby, poprzymierzałam raz jeszcze na spokojnie... doszłam do wniosku, że wyglądam porządnie i kobieco, a na dodatek jestem z tego zadowolona. Chyba wiosna pomieszała mi w głowie ;)