17 lutego 2011

Listy do...

Wiesz...

zima wróciła. Przyszła nad ranem i cichutko okryła wszystko wokół swoim płaszczem, szepcząc, że to jeszcze nie czas, by się zbudzić. Zaróżowiła mi policzki swoim oddechem, obsypała rzęsy drobinkami chłodnej koronki... 

Gdyby tak móc zatracić się we śnie... Zapaść w sen zimowy i obudzić się przy Tobie... w Twoich ramionach... Czasem czuję się tak samotna, tak obca wśród tych wszystkich ludzi wokół mnie... Czasami myślę, że oni mówią zupełnie innym językiem, że nie potrafią zrozumieć mojego. Nie widzą niemego wołania... Schować się w Twoich ramionach... Na chwilę ukryć twarz przed całym światem i wsłuchać się w bicie Twojego serca...

Czy jestem jeszcze obecna w Twoich myślach o świecie? A może zginęłam w tych setkach twarzy...? Może już wcale za mną nie tęsknisz i nie wsłuchujesz się w moją duszę...? 

Czy mogę przestać tęsknić? Jesteś jak trucizna, słodycz, która rozlewa się w moich żyłach, miesza się z krwią, pulsując w całym ciele, wnikając w mózg i serce, głęboko... Nie, nie chcę odtrutki. Niech płynie...
 
Chcę Cię kochać... Chcę się z Tobą kochać. Choćby tylko w snach i myślach... Własnych.