18 czerwca 2010

Świadome macierzyństwo.

Rozmawiałam dzisiaj z F. Rzadko można z nim normalnie porozmawiać, bo zwykle zachowuje się jak prostak, któremu tylko seks w głowie. Seks ze mną, niestety. Kiedy zaczyna puszczać tę swoją zdartą płytę, nie mogę go słuchać. Wciąż tylko o sobie, o swoich potrzebach, o zaspokojeniu, itd. itd., a o kobiecie w taki sposób, jakby była męską zabawką.

Znam sporo takich mężczyzn. Kobieta jest zawsze ich, jest czyjaś. F. pyta mnie, dlaczego nie chcę się zgodzić na jego propozycje, dlaczego wciąż odmawiam. Mówię mu, że ja nie chcę być już czyjaś. Nie chcę seksu bez zobowiązań. Nie chcę seksu z tym ciągłym zastanawianiem się, a co jeżeli będę mieć dziecko i to dziecko nie będzie mieć ojca, bo on nie weźmie za nie odpowiedzialności. Po co mi przyjemność na chwilę? Po co mi seks na jeden raz? Po co mi facet na jeden raz? Przecież się nie puszczam. Tak mi się jakoś skojarzyło, że o kobiecie mówi się "puszczalska", jeżeli ona często zmienia partnerów, a o mężczyźnie mówi się "zalicza", jeśli on zmienia często partnerki. Wydaje mi się, że on wcale nie zalicza, ale się puszcza, gorzej niż tania dziwka.

I tak sobie myślę, że kiedy pojawia się seks między dwojgiem ludzi, to jednak częściej kobieta zastanawia się, co będzie jeżeli... Facet się spuści w kobietę i sobie pójdzie. To ona w razie czego zostanie z kiełkującym w brzuchu "nasionkiem", to ona pod sercem będzie nosić dziecko, to ona będzie musiała znieść trudy porodu i to ona być może podejmie się wychowania tegoż dziecka.

Jednak może też być zupełnie inaczej. Kobieta wyselekcjonuje sobie odpowiedniego partnera, postara się z nim zajść w ciążę, a później "kopnie go w tyłek", żeby spadał, bo ona chciała tylko dziecka, a nie jego. A co z tym dzieckiem będzie? Może ono chciałoby mieć ojca? Może ów ojciec chciałby wychować swoje dziecko, chciałby być dla niego ojcem?

I jedno, i drugie to okropny egoizm. Zaspokojenie swoich potrzeb, bo ktoś chce odreagować, bo ktoś chce mieć dziecko. A co z tym drugim człowiekiem?

Może F. tak wciąż mi dupę truje tylko dlatego, że ja nie chcę. Tylko że ja naprawdę nie chcę. Przede wszystkim nie w taki sposób, w jaki on chce i nie z nim. Czasem sobie pozwalam na żarty, dotyczące uzupełniania niedoborów witaminy S, ale w stosunku do pewnych ludzi, m.in. w rozmowach z F., w ogóle o tym nie wspominam. Mógłby wziąć to za dobrą monetę.

Kiedy słyszę o poddaniu się magii chwili, o relaksie, o odprężaniu i o seksie w tym wszystkim, jakoś tak nie mogę i nie chcę dać się ponieść chwili... nieodpowiedzialności i zaćmienia umysłowego. Wychodzę z założenia, że trzeba się zastanowić przed, a nie prawie w trakcie nad pewnymi konsekwencjami.

Może myślałabym dzisiaj inaczej, gdyby nie to, co zdarzyło się kiedyś w moim życiu. Wczoraj, będąc u przyjaciółki, trzymałam na rękach jej synka, a jej córeczka wieszała się na mnie, ściskała mnie, całowała, przytulała się do mnie. Pomyślałam sobie wtedy o tym, co by było, gdybym x czasu temu była w ciąży. I myśl ta była straszna, bo zarówno ja, jak i dziecko, mielibyśmy dużo problemów, choćby z toksycznym ojcem. Moje życie wyglądałoby z pewnością zupełnie inaczej i ja dałabym sobie radę, ale szkoda by było dziecka. I taki ojciec bio...

Miałam szczęście, dlatego myślę przed. Zawsze. Po co ryzykować? Dla tych kilkunastu minut czego?

Wychowałam się w pełnej rodzinie, z matką i z ojcem, ale kilkoro spośród moich przyjaciół wychowywało się (dłużej lub krócej) bez ojców z różnych powodów... śmierć, odejście ojca, od rodziny decyzja matki o samotnym wychowywaniu bez ojca, bo nie był potrzebny wg niej. W dziecku jest ogromne pragnienie posiadania obojga rodziców. Nie mogłabym swoją głupotą czy jakąś chorą egoistyczną postawą skazać własnego dziecka na wychowywanie się bez ojca. Jeśli ktoś to robi, jego sprawa. Jeśli ja mogę coś zrobić w tym kierunku we własnym życiu i dla swojego potencjalnego dziecka czy dzieci, to zrobię to. Dziecko samo się na świat nie wprasza, a kiedy się rodzi jest przecież bezbronne, zależne od dorosłych, a ja nie mogę odbierać mu kogoś, bo tak mi będzie wygodniej.

Wykształcić w sobie świadome podejście do macierzyństwa nie było łatwo. Udało mi się to dopiero, kiedy zrozumiałam, że macierzyństwo i ojcostwo nie zaczyna się w momencie urodzenia, ale że zaczyna się ono w momencie poczęcia, a nawet jeszcze przed nim. Dopiero teraz jestem gotowa na dziecko - psychicznie i emocjonalnie.