Rozmawiałam dzisiaj z F. Rzadko można z nim normalnie porozmawiać, bo zwykle zachowuje się jak prostak, któremu tylko seks w głowie. Seks ze mną, niestety. Kiedy zaczyna puszczać tę swoją zdartą płytę, nie mogę go słuchać. Wciąż tylko o sobie, o swoich potrzebach, o zaspokojeniu, itd. itd., a o kobiecie w taki sposób, jakby była męską zabawką.
Znam sporo takich mężczyzn. Kobieta jest zawsze ich, jest czyjaś. F. pyta mnie, dlaczego nie chcę się zgodzić na jego propozycje, dlaczego wciąż odmawiam. Mówię mu, że ja nie chcę być już czyjaś. Nie chcę seksu bez zobowiązań. Nie chcę seksu z tym ciągłym zastanawianiem się, a co jeżeli będę mieć dziecko i to dziecko nie będzie mieć ojca, bo on nie weźmie za nie odpowiedzialności. Po co mi przyjemność na chwilę? Po co mi seks na jeden raz? Po co mi facet na jeden raz? Przecież się nie puszczam. Tak mi się jakoś skojarzyło, że o kobiecie mówi się "puszczalska", jeżeli ona często zmienia partnerów, a o mężczyźnie mówi się "zalicza", jeśli on zmienia często partnerki. Wydaje mi się, że on wcale nie zalicza, ale się puszcza, gorzej niż tania dziwka.
I tak sobie myślę, że kiedy pojawia się seks między dwojgiem ludzi, to jednak częściej kobieta zastanawia się, co będzie jeżeli... Facet się spuści w kobietę i sobie pójdzie. To ona w razie czego zostanie z kiełkującym w brzuchu "nasionkiem", to ona pod sercem będzie nosić dziecko, to ona będzie musiała znieść trudy porodu i to ona być może podejmie się wychowania tegoż dziecka.
Jednak może też być zupełnie inaczej. Kobieta wyselekcjonuje sobie odpowiedniego partnera, postara się z nim zajść w ciążę, a później "kopnie go w tyłek", żeby spadał, bo ona chciała tylko dziecka, a nie jego. A co z tym dzieckiem będzie? Może ono chciałoby mieć ojca? Może ów ojciec chciałby wychować swoje dziecko, chciałby być dla niego ojcem?
I jedno, i drugie to okropny egoizm. Zaspokojenie swoich potrzeb, bo ktoś chce odreagować, bo ktoś chce mieć dziecko. A co z tym drugim człowiekiem?
Może F. tak wciąż mi dupę truje tylko dlatego, że ja nie chcę. Tylko że ja naprawdę nie chcę. Przede wszystkim nie w taki sposób, w jaki on chce i nie z nim. Czasem sobie pozwalam na żarty, dotyczące uzupełniania niedoborów witaminy S, ale w stosunku do pewnych ludzi, m.in. w rozmowach z F., w ogóle o tym nie wspominam. Mógłby wziąć to za dobrą monetę.
Kiedy słyszę o poddaniu się magii chwili, o relaksie, o odprężaniu i o seksie w tym wszystkim, jakoś tak nie mogę i nie chcę dać się ponieść chwili... nieodpowiedzialności i zaćmienia umysłowego. Wychodzę z założenia, że trzeba się zastanowić przed, a nie prawie w trakcie nad pewnymi konsekwencjami.
Może myślałabym dzisiaj inaczej, gdyby nie to, co zdarzyło się kiedyś w moim życiu. Wczoraj, będąc u przyjaciółki, trzymałam na rękach jej synka, a jej córeczka wieszała się na mnie, ściskała mnie, całowała, przytulała się do mnie. Pomyślałam sobie wtedy o tym, co by było, gdybym x czasu temu była w ciąży. I myśl ta była straszna, bo zarówno ja, jak i dziecko, mielibyśmy dużo problemów, choćby z toksycznym ojcem. Moje życie wyglądałoby z pewnością zupełnie inaczej i ja dałabym sobie radę, ale szkoda by było dziecka. I taki ojciec bio...
Miałam szczęście, dlatego myślę przed. Zawsze. Po co ryzykować? Dla tych kilkunastu minut czego?
Wychowałam się w pełnej rodzinie, z matką i z ojcem, ale kilkoro spośród moich przyjaciół wychowywało się (dłużej lub krócej) bez ojców z różnych powodów... śmierć, odejście ojca, od rodziny decyzja matki o samotnym wychowywaniu bez ojca, bo nie był potrzebny wg niej. W dziecku jest ogromne pragnienie posiadania obojga rodziców. Nie mogłabym swoją głupotą czy jakąś chorą egoistyczną postawą skazać własnego dziecka na wychowywanie się bez ojca. Jeśli ktoś to robi, jego sprawa. Jeśli ja mogę coś zrobić w tym kierunku we własnym życiu i dla swojego potencjalnego dziecka czy dzieci, to zrobię to. Dziecko samo się na świat nie wprasza, a kiedy się rodzi jest przecież bezbronne, zależne od dorosłych, a ja nie mogę odbierać mu kogoś, bo tak mi będzie wygodniej.
Wykształcić w sobie świadome podejście do macierzyństwa nie było łatwo. Udało mi się to dopiero, kiedy zrozumiałam, że macierzyństwo i ojcostwo nie zaczyna się w momencie urodzenia, ale że zaczyna się ono w momencie poczęcia, a nawet jeszcze przed nim. Dopiero teraz jestem gotowa na dziecko - psychicznie i emocjonalnie.
Znam sporo takich mężczyzn. Kobieta jest zawsze ich, jest czyjaś. F. pyta mnie, dlaczego nie chcę się zgodzić na jego propozycje, dlaczego wciąż odmawiam. Mówię mu, że ja nie chcę być już czyjaś. Nie chcę seksu bez zobowiązań. Nie chcę seksu z tym ciągłym zastanawianiem się, a co jeżeli będę mieć dziecko i to dziecko nie będzie mieć ojca, bo on nie weźmie za nie odpowiedzialności. Po co mi przyjemność na chwilę? Po co mi seks na jeden raz? Po co mi facet na jeden raz? Przecież się nie puszczam. Tak mi się jakoś skojarzyło, że o kobiecie mówi się "puszczalska", jeżeli ona często zmienia partnerów, a o mężczyźnie mówi się "zalicza", jeśli on zmienia często partnerki. Wydaje mi się, że on wcale nie zalicza, ale się puszcza, gorzej niż tania dziwka.
I tak sobie myślę, że kiedy pojawia się seks między dwojgiem ludzi, to jednak częściej kobieta zastanawia się, co będzie jeżeli... Facet się spuści w kobietę i sobie pójdzie. To ona w razie czego zostanie z kiełkującym w brzuchu "nasionkiem", to ona pod sercem będzie nosić dziecko, to ona będzie musiała znieść trudy porodu i to ona być może podejmie się wychowania tegoż dziecka.
Jednak może też być zupełnie inaczej. Kobieta wyselekcjonuje sobie odpowiedniego partnera, postara się z nim zajść w ciążę, a później "kopnie go w tyłek", żeby spadał, bo ona chciała tylko dziecka, a nie jego. A co z tym dzieckiem będzie? Może ono chciałoby mieć ojca? Może ów ojciec chciałby wychować swoje dziecko, chciałby być dla niego ojcem?
I jedno, i drugie to okropny egoizm. Zaspokojenie swoich potrzeb, bo ktoś chce odreagować, bo ktoś chce mieć dziecko. A co z tym drugim człowiekiem?
Może F. tak wciąż mi dupę truje tylko dlatego, że ja nie chcę. Tylko że ja naprawdę nie chcę. Przede wszystkim nie w taki sposób, w jaki on chce i nie z nim. Czasem sobie pozwalam na żarty, dotyczące uzupełniania niedoborów witaminy S, ale w stosunku do pewnych ludzi, m.in. w rozmowach z F., w ogóle o tym nie wspominam. Mógłby wziąć to za dobrą monetę.
Kiedy słyszę o poddaniu się magii chwili, o relaksie, o odprężaniu i o seksie w tym wszystkim, jakoś tak nie mogę i nie chcę dać się ponieść chwili... nieodpowiedzialności i zaćmienia umysłowego. Wychodzę z założenia, że trzeba się zastanowić przed, a nie prawie w trakcie nad pewnymi konsekwencjami.
Może myślałabym dzisiaj inaczej, gdyby nie to, co zdarzyło się kiedyś w moim życiu. Wczoraj, będąc u przyjaciółki, trzymałam na rękach jej synka, a jej córeczka wieszała się na mnie, ściskała mnie, całowała, przytulała się do mnie. Pomyślałam sobie wtedy o tym, co by było, gdybym x czasu temu była w ciąży. I myśl ta była straszna, bo zarówno ja, jak i dziecko, mielibyśmy dużo problemów, choćby z toksycznym ojcem. Moje życie wyglądałoby z pewnością zupełnie inaczej i ja dałabym sobie radę, ale szkoda by było dziecka. I taki ojciec bio...
Miałam szczęście, dlatego myślę przed. Zawsze. Po co ryzykować? Dla tych kilkunastu minut czego?
Wychowałam się w pełnej rodzinie, z matką i z ojcem, ale kilkoro spośród moich przyjaciół wychowywało się (dłużej lub krócej) bez ojców z różnych powodów... śmierć, odejście ojca, od rodziny decyzja matki o samotnym wychowywaniu bez ojca, bo nie był potrzebny wg niej. W dziecku jest ogromne pragnienie posiadania obojga rodziców. Nie mogłabym swoją głupotą czy jakąś chorą egoistyczną postawą skazać własnego dziecka na wychowywanie się bez ojca. Jeśli ktoś to robi, jego sprawa. Jeśli ja mogę coś zrobić w tym kierunku we własnym życiu i dla swojego potencjalnego dziecka czy dzieci, to zrobię to. Dziecko samo się na świat nie wprasza, a kiedy się rodzi jest przecież bezbronne, zależne od dorosłych, a ja nie mogę odbierać mu kogoś, bo tak mi będzie wygodniej.
Wykształcić w sobie świadome podejście do macierzyństwa nie było łatwo. Udało mi się to dopiero, kiedy zrozumiałam, że macierzyństwo i ojcostwo nie zaczyna się w momencie urodzenia, ale że zaczyna się ono w momencie poczęcia, a nawet jeszcze przed nim. Dopiero teraz jestem gotowa na dziecko - psychicznie i emocjonalnie.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńja jestem przykładem świadomego macierzyństwa :)
Czasem nawet baaaaardzo świadomego, hahaha
Pozdrawiam :)
figa
Figuniu, no nie wątpię :))) Twoja córcia jest nie do podrobienia ;)))
OdpowiedzUsuńMiłego popołudnia i wieczoru :)
Możliwe, że napiszę coś późnym wieczorem albo nocą, a na razie muszę iść odreagować i ja się chyba dzisiaj jednak napiję. Za dużo jak na jedną osobę i na jeden tydzień... mam dość.
OdpowiedzUsuńWszystkim życzę dobrego udanego weekendu :)
Świadome macierzyństwo - owszem. Lecz niektórzy z tą świadomością tak przesadzają, tak odwlekają, że obudzą sie... z ręką w nocniku. I będzie za późno, bo zegar biologiczny bije. Nie bierz tego do siebie. Myślałam w tym momencie o synu mojej przyjaciółki, a właściwie o synowej, która zasłania się nieodpowiednimi warunkami. Oboje wykształceni, oboje pracują więc jakieś te "warunki" są. Może po prostu nie chcą dzieci i już. Wolno im, ale dlaczego nie powiedzieć tego otwarcie?
OdpowiedzUsuńSą ludzie, którzy nie chcą mieć dzieci, ale spora część z nich boi się do tego przyznać, bo może obawiają się jakiegoś społecznego napiętnowania czy coś. Może ta synowa Twojej przyjaciółki należy do tych osób, które dzieci mieć nie chcą, a może... ona się zwyczajnie boi mieć dziecko, bo może uważa, że sobie nie poradzi z opieką nad nim?
OdpowiedzUsuńZnam kilka kobiet, które dość długo zwlekały z macierzyństwem, a teraz na gwałt szukają "genów", bo im zegar bio tyka już bardzo szybko. Nie szukają ojca dla dziecka, partnera, ale genów, bo chcą mieć dziecko, bo to właściwie ostatni już moment i pojawia się panika, że "wysychają".
Przyznam, że ja ich nie rozumiem. Być może dlatego że jestem znacznie młodsza i nic mi nie tyka i długo jeszcze tykać mi nie będzie, a może też dlatego że uważam, iż dziecka wcale nie trzeba urodzić, można je zaadoptować.
Jeżeli taka kobieta goni za karierą, wspina się po szczeblach i tylko to się dla niej liczy, i nagle się obudzi, że chce mieć dziecko (powód już mało ważny), to może mieć pretensje tylko do siebie, że wcześniej o tym nie pomyślała.
Myślę sobie, że każda z nas boi się macierzyństwa, tylko niektóre skutecznie to ukrywają. Wiesz... chciałabym, a boję się. Ale to jest do przeżycia i do pokonania. A jeszcze ta depresja poporodowa... Może nie wszystkie to przeżywają ale mnie się zdarzyło. Chciałam z noworodkiem wyskoczyć z balkonu ale chyba mój Anioł Stróż się dobrze spisał.
OdpowiedzUsuńMam kuzyna, który do niedawna twierdził, że nie lubi dzieci. A dziewczynki to dopiero po osiemnastym roku życia. I oszalał na punkcie... wnuczki! Tak zakochanego dziadka to ja jeszcze nie widziałam. To fakt, że ta jego wnuczka jest taka słodka, że chciałoby się ją schrupać. Ale ona w jego oczach jest najmądrzejsza najpiękniejsza i wszystko naj... naj... naj... Może dopiero teraz dorósł do ojcostwa? Ponoć późne ojcostwo jest najlepsze, ale to już całkiem inny temat
OdpowiedzUsuńWiesz, możesz mieć z tym strachem zupełną rację.
OdpowiedzUsuńDepresja poporodowa... ciężki okres dla kobiety. Dobrze, że Twój Anioł Stróż Was pilnował :)
No no no, takiego dziadka to i ja bym chciała. Niestety ja nie miałam szczęścia poznać swoich dziadków.
OdpowiedzUsuńZ tym późnym ojcostwem to całkiem możliwe. Trzeba by facetów spytać. Ja wiem tylko to, co na ten temat mówił mi ojciec. Urodziłam się rodzicom dość późno i z tego, co mi ojciec mówił, to on zupełnie inaczej przeżywał to ojcostwo, inaczej go doświadczał i tak naprawdę dopiero wtedy poczuł, jak to jest być naprawdę ojcem. Kiedy moje siostry przyszły na świat, to moi rodzice mieli zupełnie inne problemy, niż kiedy ja się urodziłam, do czego innego dążyli i jak to ojciec stwierdził, to doświadczenie ojcostwa nie było wtedy takie, jak on by chciał. Stabilizacja, bagaż doświadczeń, itd. itd. wpływa na macierzyństwo i ojcostwo.
A Ty, Czekoladko, masz pewnie rację odnośnie napiętnowania "niechcenia" dzieci. Moja przyjaciółka i bez wnucząt jest ogromnie zapracowaną osobą a jednak marzy jej się jakieś nowe pisklę w rodzinie. Są kobiety, które bardzo się bronią przed zostaniem babcią, ale w moim otoczeniu takich nie ma. Wszystkie znajome i koleżanki, które mają wnuczęta są dumne z dzieci swoich dzieci.
OdpowiedzUsuńWiesz Aniu, znam kilka osób, nie tylko kobiet, które nie chcą mieć dzieci, część nawet dzieci nie lubi, ale publicznie, zwłaszcza rodzinie się nie przyznają do tego, bo nie spotkałoby się to ze zrozumieniem, wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi i to babciowanie, to ja sobie często żartuję, że prędzej zostanę ciocio-babcią niż matką, bo jak nic któryś z moich starszych siostrzeńców zmajstruje jakiejś dziewczynie dziecko. Ostatnio wybitnie usilnie nad tym "pracują", a później to się będzie nazywać "wypadek przy pracy".
Tak naprawdę świadomego rodzicielstwa nie ma.Niemniej ,żeby ludzkość nie wymarła ludziom czasem w euforii wydaje się,że są gotowi na prokreację.Tymczasem dziecko nie wygląda i "nie działa" jak słodki bobasek z reklamy kaszek czy pampersów.Dziecko wchodzi w nasze życie z krzykiem,impetem,nieprzespanymi nocami,koleżankami z piaskownicy,kolegami z basenu,sztabem nauczycielek i zebrań szkolnych,szczepieniami,hospitalizacjami,rozterkami dojrzewania.Na nic imaginacje,że nam się uda nie popełnić błędów naszych rodziców-nie te błędy to inne.Czy świadomie się zdecydowałam?Biologicznie tak:udało się począć wtedy kiedy chcieliśmy,czy w euforii zakochania? tak.Ale czy świadomie?Nie.I dobrze;))
OdpowiedzUsuńPo 1. bardzo "lubię" jak ktoś się nie podpisuje... bo nie wiem, jak się zwracać, a anonimem nie lubię, bo to takie bezosobowe.
OdpowiedzUsuńPo 2. Anonimie drogi i to jest właśnie świadome rodzicielstwo - kiedy człowiek stara się o dziecko, bo chce dziecka i wie, po co, a nie robi tego w celu, bo chcę mieć fajnego bobasa, bo inni mają i to takie fajne, jakby dziecko było zabawką. Świadomie, czyli po prostu ze świadomością tego, co ciągnie za sobą posiadanie dziecka, jaką odpowiedzialność za tego małego człowieka, który kiedyś stanie się dorosłym człowiekiem.
Pozdrawiam :)