Wczorajszy dzień był parny, duszny, za to wieczór i noc zimna, wręcz lodowata. Kiedy wracałam nocą do domu, było mi tak zimno, że z trudem mogłam opanować drżenie mięśni. Zbyt duży skok temperatury. Gdy dotarłam do domu od razu poszłam pod ciepły prysznic i zamknęłam okno. Jakoś nie uśmiechało mi się kłaść do łóżka w wychłodzonym pokoju i jeszcze obok otwartego okna.
Odkąd zrobiło się ciepło, przestałam sypiać pod kołdrą, bo było mi zbyt gorąco. Jednakże bez przykrycia się już w ogóle nie jestem w stanie zasnąć, więc ostatnio spałam pod prześcieradłem. Wczoraj było na to zbyt zimno, ale obijanie się po nocy po domu, hałasowanie i wyciąganie kołdry... jeszcze znowu wypadłyby te cholerne drzwiczki od szafk... i już w ogóle załatwiłabym się. Nie miałam na to ochoty. Przykryłam się więc prześcieradłem, kocem i narzutą, zwijając się w kłębek i wpatrując się w ekran telewizora. Właśnie skończył się jeden mecz w Ligi Światowej siatkarzy, a ja czekałam na następny, na ten z udziałem Polaków, mając nadzieję, że tym razem nie spieprzą tak, jak ostatnio, gdy przegrali 2:3 teoretycznie wygrany mecz 3:1. (Mecz wygrali 3:0.)
Kiedy tak sobie leżałam, uświadomiłam sobie, że zawsze przyjmuję tę samą pozycję, kiedy się kładę do łóżka. Mam tak już od lat. Śpię na prawym lub na lewym boku, zwinięta mniej lub bardziej, a czasami nawet bardzo, w taki kłębek, coś jak pozycja embrionalna. Czasem jestem zmuszona przyjmować inną pozycję, ale to tylko wtedy, kiedy bebechy dają mi w kość, no i po operacji nie mogłam tak spać. Pamiętam, że najgorsze to było to leżenie na plecach, nawet ból był do zniesienia, ale ta pozycja... niewygodna.
Uświadomiłam sobie coś jeszcze. Najlepiej śpi mi się samej. Z żadnym facetem nie spałam w jednym łóżku (nie mylić z seksem, mam na myśli wypoczynek, sen ;). Leżeć obok, a spać to dwie różne rzeczy, nawet jeśli leży się z zamkniętymi oczami. Dla mnie to okropnie dziwna sytuacja. Ile to razy leżałam tak obok faceta, który spał i sen zupełnie do mnie nie przychodził. Zresztą czułam się tak, jakbym miała jakąś blokadę, jakbym się bała zasnąć. Ile to razy spędzałam noc, patrząc w okno, słuchając cichutko radia albo muzyki, a czasem po prostu siedząc w fotelu czy na skraju łóżka z kolanami podciągniętymi pod brodę, obejmując ramionami nogi.
Nie jestem z tych osób, które się nie wyśpią, gdy ktoś leży obok i ze mną też da się spać, bo najczęściej przesypiam całą noc (o ile przesypiam) w jednej pozycji i w bezruchu, tak jak zasypiam, tak samo się budzę, nie rzucam się w nocy, śpię spokojnie.
Zasypianie obok kogoś jest dla mnie równoznaczne z zaufaniem. Śpiąc, nie czuwam przecież, nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Aby zasnąć, muszę ufać drugiej osobie, a przynajmniej spróbować zaufać. Przecież jeśli zasnę, będę spać, nie będę wiedziała, jak zachowuje się i co robi ta druga osoba, przecież nie musi spać. Kiedy śpię to ten drugi człowiek ma jakąś tam możliwość wyrządzenia mi krzywdy. We śnie człowiek jest bezbronny. Nie znam lepszego testu zaufania. Jeśli zasnę, jeśli nie mam z tym problemu, jeśli nie mam oporu przed zaśnięciem, to oznacza to tyle, że ufam danej osobie. Ufam, że nie wyrządzi mi krzywdy, ufam na tyle, że czuję się bezpiecznie. To trochę tak, jakbym powierzała komuś pieczę nad swoim zdrowiem, życiem i mieniem.
Kiedy zasnąć nie mogę, to moja podświadomość mówi mi, wręcz krzyczy, że coś nie gra, że powinnam uważać, że nie należy ufać, a być ostrożną. Jeśli nawet nie mogę się przemóc, aby spróbować, to coś jest nie tak.
Gdy tak sobie siedzę czy leżę, a obok śpi facet, który budzi się w nocy i widzi, że ja nie śpię, zwykle pyta, dlaczego? I co odpowiedzieć? Prawdę? Nie śpię, bo Ci nie ufam? Czy może lepiej powiedzieć, że spać nie mogę? Zresztą wszyscy wokół wiedzą, że od lat mam kłopoty ze snem i że miewam tygodnie, kiedy prawie wcale nie śpię. Kiedyś miałam taką sytuację, że facet spytał mnie, dlaczego nigdy nie śpię, kiedy zostaję na noc u niego. Powiedziałam mu prawdę, że to dlatego, iż mu nie ufam, a właściwie, że zbyt mało. Facet stwierdził, że jestem dziwna, że wydziwiam. Więcej nie przyznałam się żadnemu, tak naprawdę dlaczego nie śpię. Nie sądzę, aby któryś mnie zrozumiał.
Może rzeczywiście jestem dziwna, a może po prostu słucham się siebie?
W każdym razie, śpię sama, choć czasem jest mi bardzo zimno. Wtedy zawsze zanim się rozgrzeję, wracam myślami do tych swoich powodów i myślę sobie, że czasem fajnie mieć obok siebie taki "żywy kaloryfer". Może powinnam dac ogłoszenie typu - "Żywy kaloryfer, któremu można zufać, poszukiwany."? Lepiej nie, bo jeszcze zostałabym źle zrozumiana... Lepiej zostanę jednak przy "współspaczu", brzmi lepiej niż "żywy kaloryfer" i chyba nie wzbudza AŻ TAAAKICH skojarzeń ;)
Odkąd zrobiło się ciepło, przestałam sypiać pod kołdrą, bo było mi zbyt gorąco. Jednakże bez przykrycia się już w ogóle nie jestem w stanie zasnąć, więc ostatnio spałam pod prześcieradłem. Wczoraj było na to zbyt zimno, ale obijanie się po nocy po domu, hałasowanie i wyciąganie kołdry... jeszcze znowu wypadłyby te cholerne drzwiczki od szafk... i już w ogóle załatwiłabym się. Nie miałam na to ochoty. Przykryłam się więc prześcieradłem, kocem i narzutą, zwijając się w kłębek i wpatrując się w ekran telewizora. Właśnie skończył się jeden mecz w Ligi Światowej siatkarzy, a ja czekałam na następny, na ten z udziałem Polaków, mając nadzieję, że tym razem nie spieprzą tak, jak ostatnio, gdy przegrali 2:3 teoretycznie wygrany mecz 3:1. (Mecz wygrali 3:0.)
Kiedy tak sobie leżałam, uświadomiłam sobie, że zawsze przyjmuję tę samą pozycję, kiedy się kładę do łóżka. Mam tak już od lat. Śpię na prawym lub na lewym boku, zwinięta mniej lub bardziej, a czasami nawet bardzo, w taki kłębek, coś jak pozycja embrionalna. Czasem jestem zmuszona przyjmować inną pozycję, ale to tylko wtedy, kiedy bebechy dają mi w kość, no i po operacji nie mogłam tak spać. Pamiętam, że najgorsze to było to leżenie na plecach, nawet ból był do zniesienia, ale ta pozycja... niewygodna.
Uświadomiłam sobie coś jeszcze. Najlepiej śpi mi się samej. Z żadnym facetem nie spałam w jednym łóżku (nie mylić z seksem, mam na myśli wypoczynek, sen ;). Leżeć obok, a spać to dwie różne rzeczy, nawet jeśli leży się z zamkniętymi oczami. Dla mnie to okropnie dziwna sytuacja. Ile to razy leżałam tak obok faceta, który spał i sen zupełnie do mnie nie przychodził. Zresztą czułam się tak, jakbym miała jakąś blokadę, jakbym się bała zasnąć. Ile to razy spędzałam noc, patrząc w okno, słuchając cichutko radia albo muzyki, a czasem po prostu siedząc w fotelu czy na skraju łóżka z kolanami podciągniętymi pod brodę, obejmując ramionami nogi.
Nie jestem z tych osób, które się nie wyśpią, gdy ktoś leży obok i ze mną też da się spać, bo najczęściej przesypiam całą noc (o ile przesypiam) w jednej pozycji i w bezruchu, tak jak zasypiam, tak samo się budzę, nie rzucam się w nocy, śpię spokojnie.
Zasypianie obok kogoś jest dla mnie równoznaczne z zaufaniem. Śpiąc, nie czuwam przecież, nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Aby zasnąć, muszę ufać drugiej osobie, a przynajmniej spróbować zaufać. Przecież jeśli zasnę, będę spać, nie będę wiedziała, jak zachowuje się i co robi ta druga osoba, przecież nie musi spać. Kiedy śpię to ten drugi człowiek ma jakąś tam możliwość wyrządzenia mi krzywdy. We śnie człowiek jest bezbronny. Nie znam lepszego testu zaufania. Jeśli zasnę, jeśli nie mam z tym problemu, jeśli nie mam oporu przed zaśnięciem, to oznacza to tyle, że ufam danej osobie. Ufam, że nie wyrządzi mi krzywdy, ufam na tyle, że czuję się bezpiecznie. To trochę tak, jakbym powierzała komuś pieczę nad swoim zdrowiem, życiem i mieniem.
Kiedy zasnąć nie mogę, to moja podświadomość mówi mi, wręcz krzyczy, że coś nie gra, że powinnam uważać, że nie należy ufać, a być ostrożną. Jeśli nawet nie mogę się przemóc, aby spróbować, to coś jest nie tak.
Gdy tak sobie siedzę czy leżę, a obok śpi facet, który budzi się w nocy i widzi, że ja nie śpię, zwykle pyta, dlaczego? I co odpowiedzieć? Prawdę? Nie śpię, bo Ci nie ufam? Czy może lepiej powiedzieć, że spać nie mogę? Zresztą wszyscy wokół wiedzą, że od lat mam kłopoty ze snem i że miewam tygodnie, kiedy prawie wcale nie śpię. Kiedyś miałam taką sytuację, że facet spytał mnie, dlaczego nigdy nie śpię, kiedy zostaję na noc u niego. Powiedziałam mu prawdę, że to dlatego, iż mu nie ufam, a właściwie, że zbyt mało. Facet stwierdził, że jestem dziwna, że wydziwiam. Więcej nie przyznałam się żadnemu, tak naprawdę dlaczego nie śpię. Nie sądzę, aby któryś mnie zrozumiał.
Może rzeczywiście jestem dziwna, a może po prostu słucham się siebie?
W każdym razie, śpię sama, choć czasem jest mi bardzo zimno. Wtedy zawsze zanim się rozgrzeję, wracam myślami do tych swoich powodów i myślę sobie, że czasem fajnie mieć obok siebie taki "żywy kaloryfer". Może powinnam dac ogłoszenie typu - "Żywy kaloryfer, któremu można zufać, poszukiwany."? Lepiej nie, bo jeszcze zostałabym źle zrozumiana... Lepiej zostanę jednak przy "współspaczu", brzmi lepiej niż "żywy kaloryfer" i chyba nie wzbudza AŻ TAAAKICH skojarzeń ;)
:) ma to sens :) moja Przyjaciółka ma też teorię o spaniu do kogoś plecami. To dopiero zaufanie według niej :)
OdpowiedzUsuńWspólne spanie to jeden z najbardziej intymnych momentów w relacjach damsko - męskich. Podczas snu nie kontrolujemy siebie i jesteśmy bardzo prawdziwi. A nie wszyscy lubią się aż tak odkrywać..."Pod kołderką" potrafią ukryć aż nadto wiele;)
OdpowiedzUsuńLeżeć obok kogoś i nawet uprawiać z tą osobą seks, a spać z nią to zupełnie różne rzeczy.
OdpowiedzUsuńJa jeszcze do tego punktu nie doszłam ;) jestem dopiero na etapie w ogóle zasypiania ;)))
Pozdrawiam!
No właśnie madame, to intymna chwila i wychodzi poza sam seks.
OdpowiedzUsuńZ tym ukrywaniem to się zgodzę, niektórzy są w tym mistrzami.
Pozdrawiam :)
Cześć i czółko :)
OdpowiedzUsuńHmmm czytając ten tekst / nie obraź się/ miałem wrażenie jakbyś często spała z facetami 'na chwilę'. Raczej sypiamy z partnerami którzy są nam w jakiś sposób bliscy...no właśnie, chyba, że chodzi o seks ze spankiem 'na chwilę'.
No bo co może Ci w nocy zrobić facet którego długo znasz, śpisz z nim i mieszkasz? Wcześniej chyba mu zaufałaś decydując się na wspólne życie / w tym spanie/...
Aaa no chyba, że Ci się kolega pcha do łóżka ;)/ aby tylko spać rzecz jasna/
OdpowiedzUsuńCześć Bigosie :)
OdpowiedzUsuńEjże... znasz mnie trochę. Powinieneś wiedzieć, że nie zostałabym na noc u obcego faceta tudzież u "faceta na chwilę". Bez przesady, na pierwsze dzień dobry to ja nie chodzę do łóżka ;)
Chodzi o coś innego.
Jest sobie para ludzi. Są razem, spotykają się, nawet może się kochają, a nie tylko lubią, uprawiają seks, więc prędzej czy później pojawi się kwestia noclegu i spania w jednym łóżku, tudzież zamieszkania na stałe czy choćby pomieszkiwania razem od czasu do czasu (a noc jest każdej doby, więc człowiek zazwyczaj spać się kładzie...).
I ja odkąd pamiętam miałam z tym problem - zasypianie w takiej sytuacji mam na myśli rzecz jasna ;) Nie potrafiłam zasnąć przy żadnym swoim mężczyźnie, nawet jeśli się kładłam spać w drugim pokoju, bez względu na to czy to było jego, czy moje mieszkanie. A najlepsze jest to, że u swoich przyjaciół mogę nocować (bez względu na płeć) i nie miewam takich kłopotów. Zasnę, nawet jeśli na krótko, bo jak wiesz mam problemy ze snem, ale zasnę.
Jak myślisz, który facet długo wytrzyma coś takiego, kiedy jego kobieta nie przespała przy nim żadnej nocy?
Żaden psychoterapeuta nie jest w stanie pomóc, a prochów na sen brać nie będę, bo po nich mój sen przypomina wpadanie w czarną dziurę i rano nie dość, że obudzić się nie mogę, to jak już się obudzę, to jestem bardziej zmęczona niż wtedy, gdy wcale nie śpię.
To jest kwestia zaufania i poczucia bezpieczeństwa. W moim przypadku miernik doskonały.
Bigosik, czytasz mnie prawie od początku mojego bazgrolenia na blogach, więc dośpiewaj sobie kilka innych notek do tej, to złoży Ci się w całość, co leży u podstaw tego, że mam tak, a nie inaczej.
A jeśli chodzi o kolegów pchających mi się do łóżka, to wykopałabym bez litości ;)
Mnie często trzeba czytać między wierszami.
OdpowiedzUsuńIdąc Twoim tokiem rozumowania - "ufam mu na tyle, aby pójść z nim do łóżka, ale nie na tyle, aby nie bać się przy nim zasnąć" - nie wiem czy prawidłowo to odczytałem, ale jeśli tak, to jest to wg mnie rozumowanie postawione na głowie. A to dlatego, że dla mnie o wiele wyższym dowodem wzajemnego zaufania jest podjęcie decyzji o uprawianiu seksu niż spanie u boku tego kogoś.
OdpowiedzUsuńAle może być i tak, że jestem zbyt ufny i jakaś kobieta to wykorzysta i we śnie mnie udusi ;)
Pozdrawiam :)
Rubcio,
OdpowiedzUsuńCiebie akurat nie powinno dziwić moje pokrętne rozumowanie i jeszcze bardziej pokrętna podświadomość, bo znasz już trochę tok mojego myślenia.
Rzecz jest bardzo prosta i wynika z innej sprawy, o której tu kiedyś pisałam, trochę wprost, a trochę pomiędzy wierszami. Jak to sobie złożyć w całość, to wszystkie luźne puzzle mojej osobowości, a także te, które są w pozornie nie pasujących miejscach, zapełniają właściwe miejsca i układanka jest cała.
A teraz do rzeczy, kiedy człowiek śpi, nie wie, co się wokół dzieje, bo śpi. Kiedy się z kimś człowiek kocha, to jest to wyraz zaufania i z tym się zgadzam. Tylko ze mną jest tak, że spanie to krok dalej, bo wówczas to moje zaufanie może zostać wykorzystane w jakiś sposób (np. grzebanie w moim telefonie, w mojej torebce, zabranie mojej bielizny, dobieranie się do mnie, kiedy śpię, nawet to uduszenie - ale to ostatnie to o skrajność i raczej mało prawdopodobna). Jeżeli nie mogę spać, tzn. że nie ufam tej osobie na tyle, aby ufać, że nie wykorzysta mojego zaufania, kiedy ja nie mam nad tym kontroli. Musi minąć pewien czas, żebym i w tym zaufała.
Typowy mechanizm i typowe trudności u osoby, która doświadczyła tego, czego doświaczyłam ja, choć oczywiście nie każda z takich osób będzie tak mieć. Jeśli mimo rozmów, tłumaczenia, facet mnie nie rozumie, nie chce zrozumieć, zaakceptować, to się relacja rozwala, więc jeśli o mnie chodzi wolę spać we własnym domu i we własnym łóżku.
W gruncie rzeczy powtórzyłaś tutaj to samo, co napisałaś w poście... jednak moim zdaniem ta sprawa jest nieco głębsza, ma drugie dno... ale tym to już gdzie indziej sobie pogadamy jeśli pozwolisz :)
OdpowiedzUsuńTak, wiem, że to samo, ale trochę inaczej i prościej ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... drugie dno. To wiesz, gdzie mnie szukać w tym gdzie indziej ;)
A no widzisz, Rubcio czepia się w sumie tego co ja o!
OdpowiedzUsuńBo moim zdaniem / dla kogoś takiego jak Ty czytaj : z zasadami/ pójście do łóżka to nie mniejsza rzecz od po prostu - współspania.
Ale ok...tak, znam Cię troszkę / only wirtualnie żeby kto co sobie nie pomyślał ;)/ i wiem, że jesteś wrażliwa istota i że na SAMO spanie też sobie trzeba zasłużyć ;)
O ! Myszkowanie w rzeczach osobistych do mnie przemówiło ! ;)))
A na serio i seryjnie, wiem wiem Lenka, miałaś traumatyczne przeżycia więc mnie nie zdziwi już nic.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć z całego serducha fantastycznego, zaufanego współspacza i w ogóle kogoś ... z dobrych snów :)
Tak Bigosie, i niech się czepia, i Ty też się czepiaj, jeśli czujesz taką potrzebę ;) W końcu nie jest tu nigdzie napisane, że pytać, czepiać się i prosić o jakieś wyjaśnienia nie można.
OdpowiedzUsuńOczywiście masz rację Bigosku, wszystko po kolei. Tylko że zazwyczaj większość ludzi jednak śpi obok tej drugiej osoby, ja nie. Może to ja się jednak czepiam, zakładając, że ktoś może mi np. grzebać po rzeczach, ale nie jest to znowu takie rzadkie, a ja jestem bardzo wyczulona na tym punkcie. Od torebki, telefonu się zaczyna, a kończy się na kontroli każdego kroku i podejrzewaniu o zdradę.
Przesadnych wymagań to ja nie mam, więc kiedyś pewnie będzie dobrze.
Ty wiesz, że ja Ci tego samego życzę, no! :)
Muszę tu swoje trzy grosze bo ten temat jest bardzo dla mnie istotny. Kiedyś zmuszona byłam spać na jednm posłaniu (choć w dwóch śpiworach) obok mojego syna i za cholerę nie mogłam zasnąć. Czyżbym nie miała zaufania do własnego dziecka? Tu chyba zadziałał inny mechanizm. Ponieważ ja rzucam się podczas snu i co chwila zmieniam pozycję więc myślę, że podświadomie nie chciałam mu przeszkadzać.
OdpowiedzUsuńCzym innym jest spanie przy własnym dziecku i niemożność zaśnięcia, a czym innym spanie przy kimś, kogo znowu aż tak długo się nie zna. Bo co to jest kilka czy kilkanaście tygodni, miesięcy...
OdpowiedzUsuńTeż podobnie miałam, kiedy opiekowałam się najmłodszym siostrzeńcem i on był jeszcze malutki, a ja musiałam z nim spać, bo się bał i inaczej nie chciał spać. Wtedy też nie mogłam zasnąć, bo bałam się, że zrobię mu krzywdę, rączkę przygniotę czy coś.
I czasem tak jest, że działa w nas taki mechanizm, że boimy się, że zrobimy krzywdę czy że będziemy przeszkadzać.
A z facetami bywało inaczej. Wiedziałam, że śpię spokojnie, ale jeśli raz, drugi, piąty, dziesiąty, dwudziesty ja nie śpię, to jest coś nie tak, jeśli w domu mogłam spać normalnie. Tu jednak jest drugie dno.