23 lutego 2011

Bajka o kluczach. (1)

W czarnej dużej bawełnianej torebce mieszkał sobie w jednej z przegródek pęk kluczy. Każdy klucz był inny. Jeden był duży, od największej dziurki w drzwiach wejściowych do domu. Pozostałe były od niego znacznie mniejsze, ale wcale nie miały z tego powodu kompleksów, ponieważ każdy z nich był wyjątkowy i równie ważny jak duży klucz. Każdy był potrzebny. Do otworzenia drzwi służyły wytrwale jeszcze trzy klucze - dwa były oznaczone kolorami - jeden różowym, a drugi zielonym. Natomiast trzeci klucz wyróżniał się kształtem. Był płaski, ale miał ząbki po obu stronach. Lubił mówić, że jest podobny do miecza... właśnie przez te ząbki po obu stronach. Czuł się z ich powodu dumny. Zresztą spośród wszystkich  ten klucz był najstarszy. Kolorem wyróżniony został także najmłodszy klucz, który otwierał główne drzwi wejściowe. Klucz ten ubrano w ciemną zieleń. Najmniejszy klucz wiedział, w jakim sklepie są promocje, był zawsze zorientowany, czy ceny idą w górę, czy w dół, przynosił dobre i złe wiadomości. Ów kluczyk był kluczem od skrzynki. 

Kluczom bardzo dobrze się mieszkało w czarnej torebce. Czuły się tam wygodnie, bezpiecznie. Jednak pewnego dnia do torebki wprowadziły się kolejne klucze. Nie były jednak tak kolorowe, stare i właściwie się nie wyróżniały. Były jednak podobne do tych z pierwszego pęku, bo były także kluczami od mieszkania i od skrzynki na listy. Klucze z pierwszego pęku szybko się przyzwyczaiły do nowych lokatorów i nie czuły się wcale zagrożone. Szybko zaprzyjaźniły się jedne z drugimi. Wiedziały, że są ważne, potrzebne i że nie stanowią dla siebie wzajemnie żadnego zagrożenia. 

I jedne i drugie klucze bardzo lubiły swoją właścicielkę, choć najczęściej oglądały tylko jej dłonie, ale te dłonie im się podobały. Lubiły słuchać także głosu dziewczyny, która nosiła je w swojej torebce. 

Pewnego mroźnego dnia, drugi pęk kluczy bardzo się namęczył przy otwieraniu drzwi. Kluczom było zimno, dziwnie... Gdy najmniejszy z kluczy usiłował dostać się do skrzynki, wypadł właścicielce z ręki. Upadł na podłogę, głośno piszcząc i płacząc. Stracił część swojego plastikowego uszka i musiał opuścić swoich towarzyszy. Dziewczyna, do której należał, podniosła go troskliwie z posadzki, obejrzała dokładnie, tak że przy okazji kluczyk mógł się jej przyjrzeć. Pomyślał, że musi koniecznie opowiedzieć swoim towarzyszom o tym, co mu się przytrafiło. Nie wiedział jednak, kiedy do nich wróci. Dziewczyna schowała go do kieszeni. 

Kluczyk przez kilka dni musiał mieszkać w lewej kieszeni kurtki wraz z paczką chusteczek i pomadką ochronną. Nie podobało mu się to nowe mieszkanie. Nie było tam tak wesoło, radośnie jak w torebce. Miewał zawroty głowy i czuł się jeszcze gorzej. Było mu smutno. Czuł się odsunięty. Został inwalidą. Nie mógł być przyczepiony tak, jak inne klucze, do metalowego kółka. Czuł się niepotrzebny, choć przecież nadal dzielnie pełnił swoją zaszczytną funkcję i każdego dnia otwierał skrzynkę na listy. 

Jednego dnia było mu wyjątkowo źle. Wytrzęsło go mocno w kieszeni, tak bardzo, jakby pływał po morzu statkiem podczas sztormu. Myślał, że nabawi się zaraz choroby morskiej. Tego dnia dziewczyna wyjęła kluczyk z kieszeni i przywiązała do niego kawałek mocnego sznurka, a sznurek przyczepiła do kółka. Kluczyk wrócił do towarzyszy. Opowiedział im ze szczegółami wszystko, co go spotkało. 

"Widziałem ją. Widziałem jej twarz." - mówił zachwycony. "Ona jest taka ładna!" - wykrzykiwał, mówiąc o dziewczynie. 

"To pewnie dlatego wprowadziły się tu one." - powiedział ze smutkiem najstarszy klucz, ten z pierwszego pęczka i wskazał na trzy klucze w kolorze srebra. 

"On może mieć rację." - odezwał się pędzel do pudru, który wystawił głowę z kosmetyczki. - "Widziałem je jak leżały na stole w pewnym domu, a później on je jej dał."

"Jaki on? Jaki on?" - chciały wiedzieć ciekawskie kolorowe klucze. 

"Mężczyzna. Był wysoki. Wyższy niż ona, więc nie mogłem dojrzeć, jak wygląda." - powiedział niebieski długopis. - "Napisał mną kartkę do niej, że zostawia jej te klucze, bo on musi wyjść wcześniej do pracy, a nie chciał jej budzić. Powiedział jej też, że te klucze są dla niej i że ma nadzieję, iż częściej będzie ich używała."

"Jesteś pewny?" - spytał duży klucz.

"Tak. Przecież sam napisałem tę wiadomość." - odrzekł długopis.

"Ona często z nim rozmawia. Piją razem kawę, śmieją się. Ona chyba go bardzo lubi." - powiedział pędzel do pudru. 

Klucze bardzo się zmartwiły. Zrobiło im się przykro. Do tej pory zawsze były potrzebne, a teraz... Dziewczyna starała się je dobrze traktować, dbała o nie, nie rzucała ich byle gdzie. 

"A jeśli nas komuś odda?" - wyraziły niepokój klucze z drugiego pęczka. - "Przecież tamte nie są kluczami od auta, od biura, ani od piwnicy. One w ogóle nie są jej."

Nowe klucze przysłuchiwały się rozmowom mieszkańców torebki i czuły się dumne, wyróżnione, wspaniałe. Uważały, że są najlepsze i najważniejsze. Były pewne, że dziewczyna pozbędzie się wszystkich mieszkańców torebki i one będą jedyne. Przecież zawsze były najważniejsze. Bywały w różnych miejscach, mieszkały w różnych torebkach i zawsze, ale to zawsze ich właściciel się o nie upominał i z tego powodu czuły się jeszcze ważniejsze, a poza tym zrobiły się zarozumiałe. Nie chciały rozmawiać z innymi mieszkańcami. Wyniośle milczały, udając, że nie rozumieją, co się do nich mówi.

c.d.n.