10 czerwca 2014

Alibi dla mizoginii.

W ostatnim czasie, w związku z doniesieniami na temat kilku sytuacji, na tapecie mediów jest konflikt sumienia i prawa kobiet do aborcji. Powiem szczerze, że wcale się temu nie dziwię. Czasem odnoszę wrażenie, że pewna grupa ludzi dąży do tego, aby zrobić z kobiet nie tylko bezwolne inkubatory, ale coś w rodzaju sprzętu domowego - robi to, co ma robić, nie zadaje pytań, nie myśli, tylko działa... do czasu aż się nie zepsuje. Aż się nie wykończy psychicznie i fizycznie.

Cholera, rzygać mi się już chce tym atakowaniem sumieniem, obroną komórek, manifestem o prawie do życia i decydowania o sobie zygoty, która na przykład z gwałtu powstała i jednoczesne odbieranie praw wszystkim zgwałconym kobietom. Wszelcy wrzeszczący prolife'owcy, zastawiajacy się sumieniem ludzie bez litości mają nas w głębokiej dupie. Nas czyli kobiety. Nas, czyli kobiety, które doświadczyły gwałtu. Nas, czyli kobiety, które stają przed niewyobrażalnie trudnymi decyzjami. W głębokiej dupie mają nas i nasze życie, naszą psychikę, nasze prawa. Chcą nam narzucić własne poglądy, wepchnąć nam w dusze własne sumienia. 

Wiecie co? Ja też mam ich w dupie. Oni chcą tylko uspołecznić nasze macice. Gówno ich obchodzimy. Dla nich liczy się zygota, a nie zgwałcona ciężarna dziewczynka, ciężarna matka planująca pogrzeb dziecka, które nosi pod sercem czy ciężko upośledzone dziecko, którego matka została zostawiona sama sobie z opieką nad nim. Dla nich ważniejsza jest jedna zygota niż wszystkie zgwałcone ciężarne kobiety razem wzięte. 

Na jednym z portali przeczytałam w komentarzu słowa mężczyzny, który uważa, że zastawianie się sumieniem, może być czasem alibi dla mizoginii. I ja się z nim zgadzam. Hipokryzja. Mizoginia. Średniowiecze. Może najlepiej zróbmy z Polski państwo religijne i wprowadźmy coś na kształt szariatu tylko w katolickim wydaniu?

Wybaczcie mi użycie wulgaryzmów, ale jestem naprawdę wkurzona. Dlaczego w innych krajach może być normalnie, a w Polsce tak być nie może? Dlaczego z takim patosem broni się prawa do wolności sumienia, odmawiając prawa do wolności wyboru? Przepraszam, ale czegoś tu nie rozumiem. Czy zwyczajnie nie można przestać bardziej utrudniać życia innym? Czy trzeba wymuszać na kobietach pewne zachowania? Kontrolować? 

Niby nie powinno mnie obchodzić to, co dzieje się w Polsce, bo ja przecież mieszkam w kraju, w którym jest bardziej normalnie. Jednak tak nie jest. Nie można za kogoś decydować. Tak sobie czasem myślę, że miałam szczęście, że nie zaszłam wtedy w ciążę. Jednak co by było, gdyby? Nie wiem. Ktoś kto nie doświadczył czegoś podobnego nie wie, jak to jest. Dlaczego więc ten ktoś ma za mnie podjąć decyzję? A nawet gdy miał podobnie, nie siedzi w mojej skórze, więc nie ma prawa za mnie decydować.

Czy gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę i rodzili dzieci, prawo byłoby inne, a w konstytucji stałoby prawo do aborcji w każdym przypadku?