15 lipca 2010

Ubrany a jednak nie ubrany.

Upały zadomowiły się u nas na dobre i jak na razie nie mają najmniejszej ochoty nas opuścić. Jest gorąco i człowiek z chęcią zdjąłby z siebie własną skórę, gdyby tylko dzięki temu zrobiło się mu trochę chłodniej. Nawet ja w domu wdziałam na siebie t-shirt na ramiączkach i krótkie spodenki, przycięte z jakichś innych. Ulice pełne są krótkich spódniczek i sukienek, odkrytych ramion i pleców, nagich nóg i rąk, no i dobrze, dopóki to nie przekracza jakichś normalnych granic.

Są miejsca i sytuacje, w których wszechobecna golizna jednak mi przeszkadza, np. w kościele. Wybrałam się w zeszłą niedzielę na przedpołudniową mszę i ze zdziwieniem zauważyłam, że z młodych ludzi, którzy byli wówczas w kościele, tylko ja byłam ubrana, czyli nie byłam pół-naga, względnie w stroju bardziej odpowiednim na plażę niż do kościoła. We Włoszech taka sytuacja byłaby nie do przyjęcia, nawet i u nas w różnych sanktuariach, bo człowieka w żadnych kusych ubraniach, z gołymi ramionami nawet by nie wpuszczono. Oczywiście zrozumiałą rzeczą jest, że przy ponad 30-stopniowym upale mało kto z nas chodzi szczelnie zakryty, ale przecież jeśli już wybieramy się do świątyni warto mieć przy sobie coś, czym można by się zakryć.

Pamiętam, kiedy za granicą odwiedzałam różne kościoły z moją koleżanką i mówiłam jej, że powinna wziąć coś ze sobą, aby się okryć, bo jej nie wpuszczą w takiej sukience - dół był w porządku, ale góra zbyt wiele odsłaniała. Wyśmiała mnie, ale do czasu... aż jej nie wpuścili do katedry, więc poszłyśmy kupić jej jakiś szal, aby się okryła. Przecież taki szal może być zupełnie cieniutki, jedwabny czy jakiś inny, zakryje to, co trzeba, a kobieta się w nim nie ugotuje. Tak na marginesie, to jedwab jest świetny przy takiej pogodzie.

A co z wizytą w sklepie? Stałam dzisiaj w kolejce do kasy, a przede mną facet w samych kusych krótkich spodenkach. Ja rozumiem, że jest gorąco, ale mógłby się jednak w coś ubrać, jeśli wybiera się po zakupy. Średnio to przyjemne oglądać przed sobą takie spocone nagie ciało. Gdyby to jeszcze był jakiś kurort czy coś, gdyby obok plaża była, ale duży market w centrum miasta? Moja tolerancja ma jakieś granice, a w takiej sytuacji ja już nawet nie potrafię ukryć swojego wstrętu.

Podobnie dziwne odczucia mam, kiedy jadę miejskim autobusem, a za kierownicą siedzi pół-nagi kierowca w jakichś szczątkowych przedpotopowych spodenkach. Ten człowiek jest w pracy, a nie na plaży i mógłby się moim zdaniem jednak ubrać porządniej. Gorąco nie usprawiedliwia takiej postawy, za to wg mnie taka postawa kierowcy jest znakiem braku szacunku dla pasażerów. Jak chce sobie chodzić pół-nagi, to niech chodzi sobie tak w domu albo na plaży. Ciekawe co by powiedział, gdyby lekarz albo pan w urzędzie obsługiwałby go, będąc pół-nagim, a pozostała garderoba przedstawiałaby się niechlujnie i szczątkowo.

W urzędzie też zdarzyło mi się widzieć panie z dekoltami prawie do pępka i w kusych spódniczkach, które ledwo im tyłek zasłaniały. Może dla faceta taki widok jest przyjemny, ale gdy mnie tak ubrana pani obsługuje, czuję się co najmniej dziwnie, zwłaszcza jeśli ja jestem ubrana, stosownie do sytuacji i do pogody. Nie dalej jak wczoraj miałam wątpliwą przyjemność oglądania prawie nagich piersi pani urzędniczki, kiedy usiadłam po drugiej stronie biurka, a później jeszcze mogłam sobie dokładnie obejrzeć, jakie też majtki przywdziała owa pani, gdy stała tyłem do mnie i nachyliła się, aby wyciągnąć kilka dokumentów. Pewnie wielu facetów byłoby zachwyconych taką sytuacją, ale ja poczułam się dziwnie i jakiś taki niesmak odczułam. Mogła już trochę dłuższą kieckę włożyć i mniejszy dekolt.

Gdybym ja poszła tak ubrana do jakiejkolwiek swojej pracy, to nie dość, że zachęciłabym facetów do chamskich tekstów i takiegoż zachowania pod swoim adresem, to jeszcze z hukiem bym z tej roboty wyleciała. Zresztą czy abym na pewno poświadczała takim strojem własne kompetencje? No chyba że pracowałabym na plaży albo w jakimś pubie.

Nie wiem, skąd się taka postawa bierze i czy to czasem nie wynika z naszej mentalności czy cholera wie z czego. Niektórzy ludzie jednak powinni nauczyć się, że strój wdziewa się nie tylko stosownie do wygody, pogody, ale i sytuacji, bo co z tego że człowiek jest teoretycznie ubrany, skoro tak naprawdę jest w danej sytuacji odbierany jako nagi czy pół-nagi, a co za tym idzie, "ubiór" świadczy raczej o lekceważniu niż o szacunku. Ciekawe jakby taki człowiek się poczuł, gdyby ksiądz w kościele odprawiał mszę w kąpielówkach, a pani doktor była ubrana jak tirówka, bo przecież jest tak gorąco...