22 maja 2011

Zasponsorować miłość.

Miłość. Towar luksusowy i bardzo pożądany. Nie znam człowieka, który nie chciałby kochać i nie chciałby być kochany. Sądzę jednak, że szukać miłości, to jak szukać igły w stogu siana, a opowieści o niej wkładam między bajki, mimo że świetny przykład tego uczucia miałam w najbliższej rodzinie w osobach moich rodziców. Czasem sobie myślę, że nie ma we mnie więcej miłości, że nie potrafię jej dać, że kochać już nie umiem. Czy się boję? Może wcale nie chcę? A może już dawno zgubiłam się w tych zawiłych i wyboistych ścieżkach?

Jedno jest pewne. Ludzie pragną miłości we wszelkich jej przejawach, również tej fizycznej, a może ostatnio głównie takiej? Może zawsze pragnęli? Internet aż kipi od anonsów osób szukających miłości, seksu albo jednego i drugiego. Są różne portale wyspecjalizowane w ogłoszeniach - randkowe, sponsoringowe i inne takie.

Kiedyś szukałam mieszkania/pokoju do wynajęcia. Wrzucałam ogłoszenia w różne miejsca, podając na siebie namiary. Zależało mi na tym, aby szybko znaleźć coś przyzwoitego i niekoniecznie za jakąś mocno wygórowaną cenę. Jednak szybko zaczęłam sobie pluć w brodę za głupotę. Skrzynka zapchała mi się szybko wiadomościami, telefon (całe szczęście, że ten tzw. rezerwowy) dzwonił jak oszalały, zapchany także wiadomościami tekstowymi. W tym całym śmietniku znalazło się zaledwie kilka takich na temat. Reszta to były oferty randek, seksu, sponsoringu. A ja nawet nic tam o sobie nie napisałam, nie zamieściłam żadnego zdjęcia. Brałam pod uwagę to, że mogą się tam i takie kwiatki zdarzyć, ale naiwnie myślałam, że nie aż w takiej ilości.

Zaczęłam się bliżej temu wszystkiemu przyglądać. Ludzie chyba naprawdę czują się samotni, niekochani, nieszczęśliwi, niedopieszczeni, niedopasowani, niezaspokojeni (jasne, że nie wszyscy), skoro sieć stała się miejscem spotkań, poszukiwań, selekcji, castingów na partnera, kochanka, na miłość, na szczęście. Z jednej strony z zawodowego punktu widzenia mnie to fascynuje i jakoś przyciąga, ale z drugiej mnie to przeraża. Potrafię się odnaleźć w życiu, potrafię się jakoś poruszać po fragmentach tego wielkiego wirtualnego świata, ale w tym świecie są dla mnie obszary, w których się czuję ślepa, głucha i nie wiem, w którą stronę mam się obrócić. Do tych obszarów należą wszelkie portale towarzyskie.

Mam sporo znajomych, którzy mają konta tu i ówdzie. Poopowiadali mi, jak to działa... a przypomina oczywiście szukanie igły w stogu siana - pełnego kolekcjonerów kontaktów, zdjęć, dewiantów, seksoholików, zwyczajnych zboczeńców, oszustów, w stogu gładkich, pięknych słówek poprzetykanych nitkami chamstwa. Niektórzy twierdzą, że owo szukanie nie jest wcale takie trudne i tych igieł jest całe mnóstwo. Trzeba tylko wiedzieć, jak szukać.

Jedna z moich znajomych zwierzyła mi się swego czasu, że szuka w sieci sponsora. Opowiadała mi, że są takie stronki w tej dziedzinie wyspecjalizowane. Spytałam ją, czy zdaje sobie sprawę, że jest to pewna forma prostytucji. A ona mi na to, że od wieków kobiety uprawiają prostytucję w małżenstwie, a to, co ona chce zrobić, to nic złego, bo skoro ona lubi seks, a dodatkowo może oprócz przyjemności mieć korzyści materialne. Niby to ma być takie połączenie przyjemnego z pożytecznym. Jeśli ktoś chce w ten sposób dorabiać, zarabiać, jego sprawa. Sam wie, co dla niego najlepsze.

Jednak jeśli sugeruje coś takiego innym... Znajoma stwierdziła, że dla mnie ten układ byłby idealny. Gdybym wówczas coś jadła lub piła, z pewnością zaczęłabym się dławić. Zapytałam ją jednak, dlaczego tak sądzi. Argumenty, jakie padły, już mnie nie zaskoczyły (wolny zawód, różne komplikacje osobiste, niechęć do związków, bardzo ożywione hormony itp.), a mimo to nie bardzo wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Do głowy przyszło mi jednak pewne zdanie, które powiedziałam kiedyś do pewnego Litwina, oferującego mi układ sponsorowany. Facet chciał bardzo, a ja nie i nie. Rozszalał się z sumami, stać go było, odmowa nie docierała, więc powiedziałam mu, że jestem warta znacznie więcej. On spytał - ile? A ja mu na to, że szacunku do samej siebie.