29 maja 2013

Takie rzeczy się ludziom nie zdarzają.

Kilka dni mnie tu nie było. I sił było brak, ale też pozapracowe zajęcia były bardzo absorbujące, choć bardziej moją uwagę przykuwała osobą, z którą te zajęcia uprawiałam. A już sobota...

Rotterdam jest piękny nocą. Znacznie bardziej cichy i spokojny. A kiedy leje deszcz, światła się rozpływają w kroplach, odbijając się w wodzie w porcie... Byłam urzeczona. Zresztą sobotni wieczór i noc były jak z bajki albo jak z moich marzeń wyjęte. Nieprawdopodobne. Niemożliwe. 

Targały mną sprzeczne emocje. Miotałam się między własnymi pragnieniami a powinnościami. Co ja robię? Co ja robiłam? 

Chyba zupełnie oszalałam! Rozum straciłam! A może nie? Z drugiej strony... miałam własne marzenie na wyciągnięcie ręki. Zresztą, jakie tam wyciągnięcie. Toż to był sen na jawie, a ja uczestniczyłam w realizacji własnych marzeń, pragnień i wyobrażeń. No przecież to nie jest możliwe. Wciąż nie mogę zrozumieć jak to się stało, dlaczego, bo marzenia są od tego, aby o nich marzyć, ale rzadko przybierają dokładnie taki sam kształt w rzeczywistości. Chwila jak ze snu. Gorzej... własne sny miałam na wyciągnięcie ręki, ale bałam się wyciągnąć po nie dłonie i złapać je. Nie oczekując niczego, dostałam coś takiego! 

Nie sądziłam, że takie coś może się naprawdę zdarzyć. Chcę więcej, bardziej, chcę wszystkiego. I aż dziwne, że mam do tej całej sytuacji tak trzeźwe podejście. Za i przeciw rozważone. Ryzyko zważone. Wnioski są następujące:
1. Na przeszłość nie mam wpływu.
2. Na przyszłość wpływ mam znikomy, przy czym nikt nie da mi gwarancji, że jakąś przyszłość mieć będę, bo mojego jutra może już nie być.
3. Zrobić coś mogę jedynie z teraźniejszością, bo tylko na chwilę obecną mam jakiś wpływ - na to pomiędzy przeszłością i przyszłością. Co z tym zrobię, zależy ode mnie.
4. Nie mogę swojego życia odkładać na jutro, bo już dość długo je odkładałam. Lat kilka. Teraz mam je znów w swoich dłoniach i cokolwiek by się nie działo, chcę je przeżyć, a nie czekać w nieskończoność, aż życie mi sie w końcu skończy.
5. Jeśli wpierdzieli mnie jakaś gówniana choroba (może już sobie urządziła gdzieś we mnie ucztę, a ja nic o tym nie wiem) czy cokolwiek innego się wydarzy, to pozostanie mi tylko pluć sobie w brodę, że nie żyłam tylko wciąż czekałam na jutro. Lepsze jutro to się nazywa? Tylko lepszego momentu może nie być.

Bez oczekiwań, parcia na szkło, musu.

Wciąż nie mogę dojść do siebie. Mój mózg nie ogarnia tego, że byłam oto uczestniczką własnych marzeń i wyobrażeń we własnym życiu. Realnie... były znacznie lepsze. Boję się odrobinę własnych marzeń. One się zaczęły realizować. Ale to przecież niemożliwe. Takie rzeczy się przecież ludziom nie zdarzają.

W efekcie gadałam w trzech językach jednocześnie, nie potrafiąc ogarnąć rozumem zaistniałej sytuacji. Wciąż nie umiem. 

Moje ciało nie spina się w jego obecności. Nie mam odruchów wymiotnych, mięśnie nie sztywnieją, ja się nie robię drewniana. Jest totalnie na odwrót. Słuchajcie reakcji waszych ciał, przypatrujcie się sobie, jak się zachowujecie w towarzystwie innych ludzi. Nawet jeśli mózg ma zaćmienie, ciało reaguje prawidłowo i wysyła nam sygnały. Wystarczy się ich posłuchać. 

Jest dobrze. Tylko strach się bać do czego to doprowadzi ;) 

21 maja 2013

Rotterdam.

W niedzielę z siostrą wybrałam się do portu w Rotterdamie. Udałyśmy się na wieżę widokową, abym zobaczyła panoramę miasta. Teraz już wiem, dlaczego mój tato tak się zachwycał Rotterdamem. To miasto jest zbudowane zupełnie inaczej niż te, które znałam do tej pory. 

Wiadomo, że Holendrzy większość swoich terenów pozyskali z wody. Niestety nie znam się na technologii osuszania tak, jak mój ojciec, więc nic niestety nie mogę napisać na ten temat. Mogę za to wrzucić kilka zdjęć.















 

Dziś.

Dziś od rana niebo pluje żabami. Nieprzerwanie. Pada albo leje. Zimno. Podobno cały tydzień ma być taki. Angielska pogoda.

Zdjęcia z wycieczki wrzucę jutro, bo dziś moja głowa była wyjątkowo ciężka. Źle spałam, rano obudził mnie kumpel szykujący się do pracy trochę zbyt głośno i tak jakoś mi powieki ciążyły. Miałam lenia.

A potem mnie nie było, bo przyjechał On i jak zwykle czas nam szybko zleciał na rozmowie. A to że wyszłam, oczywiście nie przeszło bez echa. 

Mam na to wyrąbane. Nic złego nie robię. Jeśli rozmową wyrzekam się swojego kraju, to jakich ten kraj ma patriotów?  

  

20 maja 2013

Chyba jednak coś jak randka.

Zadzwonił.

Wczoraj.

Było późno. Wiedział,  że nie śpię. Zresztą mu o tym powiedziałam. Rozmawialiśmy długo. A potem nie mogłam zasnąć.

Dziś z siostrą zrobiłyśmy wypad do portu w Rotterdamie (relacja fotograficzna jutro) i nad morze do Hagi. Tak jakoś dzień minął. Był ciepły i miły. Zakończył się jeszcze bardziej miło. 

Zadzwonił. Przyjechał. Poszliśmy na spacer. Rozmowy. Śmiech. Dotyk.

Moje oczy rozmawiają z nim...  

On się urodził tu. Od urodzenia tu mieszka. Tyle tylko, że jego rodzice nie są Europejczykami. O takich jak on Polacy mówią tu - pomazańcy - czyli kolorowi - ani czarni, ani biali. Poza tym spora ilość ludzi, no głównie facet, z rodzimych stron naszych nie lubi, jeśli Polki w ogóle rozmawiają z pomazańcami, a co dopiero, żeby gdzieś z takim wyjść.

Jeśli o mnie chodzi, mam na to wyrąbane. On jest normalnym facetem. Tyle tylko, że nie jest biały i że nasze kultury się różnią. Zapatrywania na życie mamy podobne i nawet podobnie nam się układało. Może dlatego dobrze nam się rozmawia. 

Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić.  

Wpadłam w coś, tylko nie wiem w co. 

Nie myślę o tym, co będzie, bo jutra może nigdy dla mnie już nie być. Żyję tym, co jest teraz. Czas zrobi swoje.

Jeśli już jestem przy tym jutrze, to odpowiem na kilka pytań, które na swoim blogu zadała Małgo. 

1. Gdyby miało nie być jutra, to...

cieszę się, że moje dzisiaj było właśnie takie. Staram się żyć teraźniejszością, bo mojego jutra może nie być, a któregoś dnia z pewnością go nie będzie. 

2. Rozum czy serce?

rozum i serce

3. Piosenka, która ostatnio zawróciła Ci w głowie.

żeby tylko jedna... ;) no ale zdecyduję się na to: DAFT PUNK  

4. Gdyby istniała możliwość bycia przez jeden dzień kimś innym, to byłabyś...

gdyby... to byłabym papieżem, bo chciałabym spenetrować archiwa i bibliotekę Watykanu

5. Czego najbardziej chcesz się jeszcze w życiu nauczyć?

kochać

6. Ile lat chciałabyś żyć?

Chciałabym żyć aż do śmierci ;)

7. Czego najbardziej brakuje Ci na świecie?

pokoju

8. Masz jakiś autorytet?

Moim autorytetem byli i są moi rodzice.

9. Uznajesz kłamstwo "dla czyjegoś dobra"?

nie
kłamstwo jest zawsze kłamstwem
dla czyjegoś dobra? wg mnie nie ma czegoś takiego, bo zawsze to jest dla naszego dobra, a nie tej drugiej osoby. lepiej nie mówić czasem nic, choć czy to bywa dobre... zależy... od punktu widzenia.

10. biały czy czarny?

zależy

w przypadku ubrań - czarny

w przypadku świata i ludzi - czarno-biały wymieszany czyli szary :)

11. zima czy lato?

wiosna        


Proszę mi wybaczyć, że nie będę wrzucać tu listy blogów, bo trudno byłoby mi wybrać spośród tych, na które zaglądam. Wszyscy moi Drodzy czujcie się nominowani :)

Zadam Wam tylko jedno pytanie: Czego nie zrobiłaś/-eś dziś, czekając na jutro, na później, na lepszy dzień, czas, miejsce?  

Wszystkim życzę dobrego tygodnia i pozdrawiam serdecznie :)  

18 maja 2013

Coś mnie dopadło. Albo ktoś ;)

Czy wypada flirtować w pracy?

Chyba flirtuję. I jednak chyba daję się poderwać. Jasna cholera!

Jestem zaintrygowana. 

Tylko rozmawiamy. Ale nie wiem dokąd to zmierza. 

Słowne droczenie się. No droczy się ze mną. Rozśmiesza mnie.

Wczoraj zdałam sobie sprawę, że ów facet mnie wypatrzył gdzieś tam dużo wcześniej. Tak naprawdę poznaliśmy się przy sałacie.

Słyszałam, że w tym zimnie kwitną romanse.

Prawie nic o nim nie wiem. Nie znam go. 

On już zaznaczył swoje terytorium. On to naprawdę zrobił. Wczoraj. Przy wszystkich. 

I co ja mam zrobić?

No lubię go...

Przychodzi mi pomóc, jak ma chwilę. Facet z krwi i kości. Stąd ale nie stąd.

Oh no i co ja mam z nim zrobić?

Pan Pomagier no jest niczego sobie, bardzo niczego sobie. 

A ja jestem pracoholiczką. 

Facet który wszystkie kroki zrobił pierwszy.

A ja na to przyzwoliłam. No i teraz nie wiem, co zrobić, bo chciałabym, ale się boję. Niewiele o nim wiem i w ogóle no... nie pamiętam, żeby ktoś aż tak i w ten sposób zabiegał. 

Jest zdecydowany. Wie czego chce. Inteligentny. Ma coś w sobie.

A rozum jak działał, tak działa.

Dobrze. 

Ciekawe czy zadzwoni...

tylko co potem?      

 

 

        

15 maja 2013

Poczuć się kobietą.

Pogoda się poprawiła. W końcu niebo przestało pluć żabami i wyszło słonko. Może nie jest super ciepło, ale za to jest ładnie i co najważniejsze - pranie w końcu schnie szybko. 

W pracy jestem coraz bliżej normy, ale jeszcze trochę mi brakuje. Jak zepnę dupkę, to może w tym tygodniu coś koło 90% zrobię. Ostatnio o dziwo nadrobiłam czas na dżungli, ale byłam tak zmachana, że ostatnią pracę wykonywałam w żółwim tempie. Zresztą po jej wykonaniu mogłam iść już domu, więc wcale się nie spieszyłam. Przyznam szczerze, że po kilku godzinach poginania na dżungli, po iluś tonach warzyw i owoców, nie miałam już siły. Jak mnie taką zmachaną zobaczył jeden znajomy, to zamiast iść do domu, postanowił mi pomóc, abym szybciej skończyła i mogła wreszcie iść. Właściwie to cały dzień mi pomagał, jeśli akurat był w pobliżu. Zresztą, jak sądzę, miał w tym swój cel... pomijając całą sympatię do mnie. 

A zaczęło się od sałaty... Choć może zaczęło się wcześniej, tylko tego nie zauważyłam. Od początku właściwie wykazywał się uprzejmością pod moim adresem, pomagał, robił mi miejsce, przepuszczał mnie od razu, itd. Wczoraj też. Za to przy sałacie, jak prawie w niego wjechałam (no bo ja to muszę mieć miejsca jak dla słonia, a czasami się zagapię... ;)), zamiast pracować, zaczęliśmy gadać i przestaliśmy nawet udawać, że pracujemy. Zresztą zaraz była długa przerwa, z której zeszłam szybciej, żeby pracować, skoro zrobiłam ją sobie 5 minut wcześniej.

Mój współlokator, który był ze mną na zmianie, pyta się mnie, czemu tamten tak za mną wciąż chodzi przez cały dzień, że pewnie się narzuca czy coś. Ja mu na to, że w przynajmniej mi pomaga i nie muszę wrzucać ostatniej skrzynki z główki. Skończyło się tym, że mój współlokator od wczoraj ze mną nie rozmawia. Czyżbym go uraziła? Ale co tam. On jest z tych, którzy będą stać bezczynnie, gapić się, zajeżdżać drogę, zastawiać, ale nie pomogą, tylko będą się bezczelnie uśmiechać. 

Nie oczekuję, że ktoś będzie pracował za mnie, bo tego nie chcę. Nie oczekuję też, że będzie mi pomagał, ale trochę przyzwoitości, kultury by się przydało. 

Wracając do mojego hmmm... pomocnika, to zabawny facet i chyba wpadłam mu w oko. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. I zauważyłam, że nie jemu jednemu. Dlaczego? Pojęcia nie mam. Zielonego, fioletowego, żółtego, żadnego. Odróżniam oczywiście miłe teksty, oznaki uprzejmości, sympatii od tego, co jednak oznacza coś innego. 

Pan Pomagier jest kuźwa przystojny jak cholera. Trochę to rozprasza. Nie wiem, czy to wina jego wyglądu, mojego wyposzczenia, czy jednego i drugiego. Nie zamierzam jednak rzucać się na niego i wpijać się w niego jak wampirzyca, zresztą w żadnego innego przystojniaka też nie, a jest ich kilku w pracy. No może ewntualnie pogram sobie w grę uwodzeniem zwaną.

A tak serio to, to miło było sobie przypomnieć, jak to jest poczuć się choć przez chwilę kobietą (oczywiście z tej konkretnej perspektywy, bo z innych czuję się zawsze i wszędzie).