26 lutego 2011

Po drugiej stronie...

Czy istnieje coś pod drugiej stronie? A jeśli nie istnieje? A jeśli jedynym, co istnieje tam jest okropna przejmująca samotność...?
Jest mi dziś smutno, źle wyjątkowo. Przykro, zimno i czuję się samotna gdzieś tam w środku. Smutek już na dobre zadomowił się w moich oczach i tylko czasem zaświeci w nich światełko... lecz tylko wtedy gdy w kącikach ust drży radość. 
Na własnych rękach oddaję śmierci moich najbliższych... Każdego wieczora boję się zasnąć, bo życie przecież jest tak kruche, delikatne i jutro kolejnej osoby może zabraknąć. Wsłuchuję się w sen moich najbliższych, krążąc nocą po domu jak duch.


Kiedyś bałam się, że gdy znajdę się po tej drugiej stronie, nie będę mogła już słuchać muzyki, że nie poczuję zapachu trawy po wiosennym ciepłym deszczu, zapomnę jak smakują truskawki... A teraz boję się, że już więcej nie zobaczę bliskich mi ludzi...


Jakiś czas temu przytrafiła mi się pewna sytuacja. Wydawało mi się, że straciłam kogoś na zawsze, że nie będę mogła się podzielić żadną radością, żadnym smutkiem z tą osobą, że nie zostanie mi palnięte kazanie, że się nawet nie powścieka na mnie... Ile to razy ludzie odchodzą od siebie, kłócą się, gniewają, itp., myśląc, że to koniec, a później okazuje się, że byli w błędzie. Jednak gdy pojawia się ONA, to tak naprawdę, ja nie jestem wcale pewna, czy nie zabiera ludzi ze sobą na zawsze... Czy nie jest czasem rozstaniem ostatecznym...? I przeraża mnie to. Bardzo.


A jeśli po drugiej stronie jest tylko przejmująca samotność?


Jest mi dziś smutno, przykro i źle, ale jak zwykle schowam wszystko do kieszeni, a to co się tam nie zmieści, wsiąknie w poduszkę, a ja podniosę głowę i będę szła w ten ogień, dopóki jego ciepło mnie nie spali.