Czy istnieje coś pod drugiej stronie? A jeśli nie istnieje? A jeśli jedynym, co istnieje tam jest okropna przejmująca samotność...?
Jest mi dziś smutno, źle wyjątkowo. Przykro, zimno i czuję się samotna gdzieś tam w środku. Smutek już na dobre zadomowił się w moich oczach i tylko czasem zaświeci w nich światełko... lecz tylko wtedy gdy w kącikach ust drży radość.
Na własnych rękach oddaję śmierci moich najbliższych... Każdego wieczora boję się zasnąć, bo życie przecież jest tak kruche, delikatne i jutro kolejnej osoby może zabraknąć. Wsłuchuję się w sen moich najbliższych, krążąc nocą po domu jak duch.
Kiedyś bałam się, że gdy znajdę się po tej drugiej stronie, nie będę mogła już słuchać muzyki, że nie poczuję zapachu trawy po wiosennym ciepłym deszczu, zapomnę jak smakują truskawki... A teraz boję się, że już więcej nie zobaczę bliskich mi ludzi...
Jakiś czas temu przytrafiła mi się pewna sytuacja. Wydawało mi się, że straciłam kogoś na zawsze, że nie będę mogła się podzielić żadną radością, żadnym smutkiem z tą osobą, że nie zostanie mi palnięte kazanie, że się nawet nie powścieka na mnie... Ile to razy ludzie odchodzą od siebie, kłócą się, gniewają, itp., myśląc, że to koniec, a później okazuje się, że byli w błędzie. Jednak gdy pojawia się ONA, to tak naprawdę, ja nie jestem wcale pewna, czy nie zabiera ludzi ze sobą na zawsze... Czy nie jest czasem rozstaniem ostatecznym...? I przeraża mnie to. Bardzo.
A jeśli po drugiej stronie jest tylko przejmująca samotność?
Jest mi dziś smutno, przykro i źle, ale jak zwykle schowam wszystko do kieszeni, a to co się tam nie zmieści, wsiąknie w poduszkę, a ja podniosę głowę i będę szła w ten ogień, dopóki jego ciepło mnie nie spali.
Kiedyś bałam się, że gdy znajdę się po tej drugiej stronie, nie będę mogła już słuchać muzyki, że nie poczuję zapachu trawy po wiosennym ciepłym deszczu, zapomnę jak smakują truskawki... A teraz boję się, że już więcej nie zobaczę bliskich mi ludzi...
Jakiś czas temu przytrafiła mi się pewna sytuacja. Wydawało mi się, że straciłam kogoś na zawsze, że nie będę mogła się podzielić żadną radością, żadnym smutkiem z tą osobą, że nie zostanie mi palnięte kazanie, że się nawet nie powścieka na mnie... Ile to razy ludzie odchodzą od siebie, kłócą się, gniewają, itp., myśląc, że to koniec, a później okazuje się, że byli w błędzie. Jednak gdy pojawia się ONA, to tak naprawdę, ja nie jestem wcale pewna, czy nie zabiera ludzi ze sobą na zawsze... Czy nie jest czasem rozstaniem ostatecznym...? I przeraża mnie to. Bardzo.
A jeśli po drugiej stronie jest tylko przejmująca samotność?
Jest mi dziś smutno, przykro i źle, ale jak zwykle schowam wszystko do kieszeni, a to co się tam nie zmieści, wsiąknie w poduszkę, a ja podniosę głowę i będę szła w ten ogień, dopóki jego ciepło mnie nie spali.
Czekoladko ...czytając Twe słowa spostrzegam jak wiele przemyśleń, lęków i obaw w temacie śmierci nas łączy. Mi czasami brakuje tchu...ze strachu, że być może jutro zabraknie, któregoś z najbliższych...miotam się nocą nie mogąc zasnąć...Trzymaj się ciepło:)
OdpowiedzUsuńa Śmierć niebawem i po nas się upomni...i minie...przeminie i będzie po...a co po tamtej stronie się zobaczy...tylko ciężko pozbyć się tych wszystkich rozmyślań...o jej kształcie i bytności po tamtej stronie.
OdpowiedzUsuńKażdego dopada (szczególnie po stracie kogoś z rodziny) taki depresyjny czas. Niektórzy wręcz muszą sięgnąć po leki, jak moja mama po śmierci mojego brata. Wyobrażasz sobie, że schudła wtedy dziesięć kilo? A kiedy uległa wypadkowi i leżała w śpiączce ja szeptem krzyczałam do niej, żeby nie spieszyła się do Jarka, że jest jeszcze tu potrzebna.
OdpowiedzUsuńŻeby Cię choć troszeczkę rozweselić przytoczę Ci fraszkę Sztaudyngera : Awersję do grobu mam - nie lubię leżeć sam.
Trzymaj się cieplutko i daj sobie czas. A takie myśli mają prawo w nas gościć. Potem przyjdzie wiosna, więc byle do wiosny. Wypatruję jej z utęsknieniem.
Wiesz Norbercie, chyba tak jest, że nie da się nie bać śmierci albo chociaż tego, co jest po, choć do niektórych strach przed tym przychodzi dopiero w obliczu samej śmierci.
OdpowiedzUsuńMnie w tym całym kontekście przeraża najbardziej samotność... Ode mnie się bardzo dużo ludzi odsunęło w momencie, gdy podjęłam decyzję o powrocie do rodzinnego domu... straciłam prawie wszystkich znajomych, moje życie zupełnie się zmieniło. Może kiedyś o tym napiszę.
Tak, każdy z nas przejdzie na drugą stronę i dowie się, co tam jest. Czasem mi się wydaje, że każdego czeka po tej drugiej stronie trochę coś innego...
Aniu zgadza się. Wyobrażam sobie... sama po śmierci mamy schudłam tak, że wyglądałam jak strach na wróble.
OdpowiedzUsuńDobrze Cię rozumiem... i wiem, że i Ty mnie także.
Ja też już czekam z utęsknieniem na tę wiosnę, niech przyjdzie jak najszybciej :)
Ja też się boję,że.....i nie śpię.....
OdpowiedzUsuńI czekam z utęsknieniem
na wiosnę.Pozdrawiam.Nie smutaj
Czekoladko :).
Cześć Robaczku :)
OdpowiedzUsuńStaram się :)
Z każdym dniem coraz bliżej wiosny... więc byle do wiosny :)))
Myślę,że jeszcze nie czytałaś "Chaty" William P Young'a .Ciepło namawiam
OdpowiedzUsuńM
M., nie czytałam, choć leży u mnie w domu, pożyczona. To chyba będzie następna, za którą się wezmę.
OdpowiedzUsuńHej Lenka :) miłego dzionka życzę... ta sobota i niedziela strasznie melancholijne wyszły, może nowy tydzień będzie iny, mniej smutków, co? I komu ja to piszę... mnie jeszcze migrenisko męczyło wczoraj, nocka od 3ciej z głowy, całe szczęście że do pracy dzisiaj trochę później idę :)
OdpowiedzUsuńAle tak mnie głowa bolała że o 7.30 pojechałam do przychodni żeby mi coś zapisali, no to wymyślili ketonal, tylko to straszne świństwo jest, recepty jeszcze nie wykupiłam...
Buziaki ;)
Cześć Violuś :)
OdpowiedzUsuńah wiesz... ostatnie dni łącznie z dzisiejszym do zbyt wesołych nie należały, niestety...
Przykro mi z powodu Twojej migreny... paskudztwo. Ja też dziś miałam, ale to wina tych ostatnich dni.
Ketonal Ci zapisali? A to działa w ogóle na migrenę? Ja nie znam nikogo, komu by to na migrenę pomogło... Idź normalnie na spokojnie do lekarza, pogadaj, jak Ci nie wypisze nic normalnego na migrenę, to idź do innego lekarza i niech chociaż da Ci skierowanie do neurologa.
Migreny czasem żyć nie dają...
Ściskam cieplutko :)
Taka konstrukcja organizmów żywych na tej ziemi - wszyscy kiedyś odejdziemy. Od tysięcy lat umarło miliony ludzi, więc widocznie "da sie to przeżyć".
OdpowiedzUsuńGocha, jasne, że się da. Tylko o ile łatwiej powiedzieć "do widzenia" niż "żegnaj".
OdpowiedzUsuńWiesz CzG, swego czasu napisałem wiersz, który się do tego odnosi - nosi tytuł "Niebiańskie łąki" i jest raczej optymistyczny, a przynajmniej tak go odbieram, że daje nadzieję.
OdpowiedzUsuńhttp://tiny.pl/hdm5n
Lubię ten wiersz, jest ciepły i przyjemny w odbiorze :)
Dziękuję za linka Smurffie. Przeczytałam... Jest optymistyczny, pozytywnie nastraja i mówi o nadziei :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak mi się lżej zrobiło :)))
Cieszę się :)
OdpowiedzUsuńJak widać, wiersze potrafią czasem działać kojąco :)
Czasem nawet bardzo :)
OdpowiedzUsuń