10 maja 2010

Brzydliwość.

Są tacy ludzie, którzy seksu się brzydzą, którzy brzydzą się ciała swojego partnera. Brzydliwość nie jest czymś dziwnym jeśli druga osoba nie dba o siebie, nie dba o higienę. Jednak jeśli wszystko jest w tej sferze w porządku, to dlaczego pojawia się brzydliwość, zniechęcenie, wstyd, a każde zbliżenie ogranicza się do: szybko, po bożemu, w egipskich ciemnościach i pod kołdrą, nawet jeśli jest niemiłosiernie gorąco, że braku bliższego poznania się z ciałem partnera nie wspomnę.

Jeśli kocham swojego partnera, to kocham i jego zwoje mózgowe, i duszę, i ciało. Kocham go w całości, a nie jakieś oderwane fragmenty jego osoby. Jak to może być, że kocham jego usta, kocham jego duszę, kocham jego oczy, nawet jego mózg kocham, a nie kocham jego języka, nie kocham jego dłoni, nie kocham jego penisa? Ciekawe jak by wówczas partner wyglądał, gdyby złożyć go tylko z tych części, które kochamy? Z pewnością w wielu przypadkach przypominałby mężczyznę/kobietę, ale w wielu innych wyszłoby jakieś straszne monstrum zamiast faceta/kobiety.

Tak, jak chcemy być kochani duchowo, jak pragniemy, aby nasze zwoje mózgowe były kochane, tak pragniemy, aby nasze ciała były kochane i to nie po fragmentach, ale w całości. Nie znam osoby, która nie chciałaby być kochana w całości, ale znam mnóstwo osób, które choć twierdzą, że kochają całokształt, nie pokazują tego. Z miłością do ciała większy problem mają kobiety, ale i mężczyznom ten problem nie jest obcy.

"Kocham Cię, ale nie chcę Cię całować, nie chcę Cię dotykać, zwłaszcza tam nie chcę."

"Dlaczego mnie odpychasz? Kocham Cię, więc Cię pożądam."

"Mam się zmuszać?"

"Czego Ty ode mnie chcesz?"

"Chcę tylko, żebyś była ze mną szczęśliwa."

"Chcę być tylko kochana/kochany i akceptowana/akceptowany."

itd. itd.

Chcemy czułości, chcemy bliskości, chcemy, aby okazywano nam miłość, ale czy sami to robimy? Czy mówimy, że tego pragniemy? Czy mówimy o tym, czego chcemy? Czy potrafimy brać, a nie tylko dawać?

Tak jak kobieta potrzebuje zachwytu nad swoją waginą, brzuchem czy piersiami, tak mężczyzna potrzebuje zachwytu nad swoim penisem. Trudno stworzyć dobrą relację, trudno kochać, jeśli gdzieś w głowie plącze się myśl, czy ona/on się mnie brzydzi? Przecież dbam o siebie, dopiero co wyszłam/wyszedłem spod prysznica... Dlaczego nie chce mnie dotykać, nie chce mnie całować, dlaczego nie chce patrzeć na moje ciało? Nie kocha mnie już?

Nie wiem, czy są osoby, które nie utożsamiają się ze swoim ciałem, nie traktują wszelkich jego fragmentów jako integralnych części siebie. Jeśli o mnie chodzi, ja i ciało to jedno, więc jeśli kocham partnera, kocham i jego ciało. Jeśli facet nie poświęcałby uwagi mojemu ciału, nie chciałby na mnie patrzeć, nie chciałby mnie dotykać, całować każdego jego fragmentu, czułabym się niekochana, a jego postawę odebrałabym jako brzydliwość. I w drugą stronę... gdybym nie poświęcała uwagi penisowi ukochanego czy on nie czułby się czasem niekochany? Nie poczułby się odrzucony? Nie czułby, że się go brzydzę?

A jeśli są wśród nas osoby, które naprawdę brzydzą się pewnych części ciała, zwłaszcza wagin i penisów? Jeśli tak jest, to dlaczego? Czy czasem sposób w jaki zostaliśmy wychowani nie wpływa na to. Często środowisko, rodzice, religia wmawiają nam od wczesnych lat, że pewne rzeczy są fe, są brudne, jakieś nieczyste, złe, budując tym samym naszą brzydliwość. Np. Nauczono nas, że nagiego ciała powinniśmy się wstydzić nawet przed samym sobą, że nie pownniśmy oglądać, poznawać własnego ciała nawet w lustrze, tym bardziej nie powinno nas ciekawić ciało drugiej osoby, bo przecież to złe, to nic dziwnego, że zażenowanie i brzydliwość pojawi się w naszych głowach, jak czerwona lampka już wtedy gdy zobaczymy partnera w samej bieliźnie, wiedząc, co za chwilę nastąpi.

Nie wychowywano mnie liberalnie, w oderwaniu od wartości czy od religii, ale nie budowano mi też brzydliwości, nie uczono mnie wstydliwości przed sobą samą. Według mnie, moje ciało idealne nie jest, pewne jego fragmenty bardziej, inne mniej lubię, ale nie brzydzę się siebie, nie wstydzę się siebie. Stoję nago w łazience, kiedy suszę włosy przed lustrem i czuję się świetnie ze sobą. Nie mam problemu z akceptacją własnego ciała i może dzięki temu nie mam problemu z akceptacją męskiego ciała. Nie wstydzę się go, nie brzydzę się. Ciało mężczyzny jest inne niż moje - kobiece. Inną ma skórę, inaczej rysują mu się mięśnie pod skórą, ma inne biodra i pośladki, ma inne dłonie i uda, ma inny brzuch i szyję... Męskie ciało jest piękne i fascynujące, a jeszcze piękniejsze dzięki miłości. Jeśli kocham mężczyznę, kocham go całego i okazuję mu swoją miłość, nie zaniedbując jego ciała.

Jeśli kochamy samych siebie, bądźmy dla siebie dobrzy, także dla swojego ciała. Jeśli nie możemy go pokochać, spróbujmy je zaakceptować, a wówczas drobnymi krokami będzie nam łatwiej wyzbyć się brzydliwości dla ciała własnego i ciała partnera.

Miłość nie istnieje w oderwaniu od ciała, czy tego chcemy czy nie.