31 maja 2015

Szczęście w butelce whisky.

Tak właśnie umierają blogi. Szósty rok. Gdzieś był początek, potem był środek, aż wreszcie pojawia się koniec. Tylko sama nie wiem, czy koniec jako koniec, czy może jako nowy początek i jaki początek.

Nie wiem czy ktoś pamięta jeszcze, jak ja się tu znalazłam, a może ktoś tego wcale nie wie. Powód prozaiczny. Nazbierało mi się problemów między innymi w postaci chorób rodziców, a ja szukałam sposobu, aby uporządkować sobie tę otaczającą rzeczywistość. Powstał emocjonalny zapis myśli. Pamiętnik. Właściwie to nigdy nie chciałam pisać pamiętnika. Jakoś samo wyszło.

Sześć lat później...

Moich rodzice są już w lepszym świecie. Ciocia również. Ja mieszkam w zupełnie innym kraju, a moje życie zmieniło się o 180 stopni. Na stole stoi butelka Jack'a Daniels'a z mniej więcej połową zawartości, przypominająca mi wczorajszy wieczór. Za oknem pada. Jak zwykle w weekend. W domu cisza. Słychać tylko szum deszczu za oknem. 

Bywam tu czasem. Wpatruję się w pusty ekran. Co miałabym napisać? Co miałabym powiedzieć? Skomentować rzeczywistość? Czy dla kogokolwiek poza mną samą jest ważne to, co ja myślę o tym czy o tamtym? Są tematy, które chciałabym poruszyć, coś powiedzieć, tylko sama już nie wiem. Ostatnio za kilka słów przy okazji wyborów prawie "zjedzono" mnie na fb. Nawet na mojej własnej ścianie mi się dostało. Odstrasza mnie ta cała fala hejtu, która wylewa się z sieci. Fala nienawiści. Fala wyśmiewania, obrażania. Jakieś prześmiewcze, obrażające obrazki, na które mówią memy. To wszystko jest nie dla mnie. Dlatego cieszę się, że to miejsce jest niszowe. Tkwi sobie gdzieś na marginesie internetu. Mało kto o nim wie. Tłum tu nie trafia, ale omija to miejsce bokiem. Może dlatego moje najlepsze teksty trafiają do przysłowiowej szuflady, bo ja cenię sobie spokój. Za dużo w ostatnich latach przeżyłam. Za wiele jak na jedną osobę. 

Chcę tylko zwyczajnie sobie żyć. Tylko czy jak zacznę na nowo mówić, to czy znów nie przyjdzie mi mierzyć się z falą nienawiści i psycholi? Nazywam rzeczy po imieniu, a ludzie wolą ładne opakowania. Mam swoje zdanie, którego pewne osoby ścierpieć nie mogą. Na fb wolę wrzucać ładne fotki z Holandii albo fotki deserów, które ostatnio pasjami robię niż cokolwiek i jakkolwiek skomentować. Nie wiem, czy chcę siedzieć cicho. Może stworzę sobie jakieś alter ego, bo nie chcę brukać tego miejsca. Parę drażliwych tematów tutaj pokazało swoje, więc... 

To miejsce jest ważne dla mnie z jednego względu. Tu są moje łzy, smutki, radości, emocje, zapis, które zmieniły mnie jako człowieka. Nie chcę tego miejsca niszczyć, kasować, tak jak nie chcę, by ktoś tego, co tu jest, bezkarnie używał. Dobrze tu jest. W cieniu. Na uboczu.

Gdy jeździłam ostatnio w nocy autem, taka pełna emocji i wkurzona, że znowu próbuje się robić ze mnie kogoś, kim nie jestem, nasunęło mi się kilka myśli. Nawet jeśli istnieje tylko jedna osoba, przy której możemy być sobą, całkowicie sobą i nie musimy się w żaden sposób chronić, budować fortyfikacji, starać się nie wychodzić z cienia itp. itd., to jesteśmy wielkimi szczęściarzami. Przypomniało mi się to, co kiedyś mi mama o mnie powiedziała... Ona wiedziała. 

Wczoraj usłyszałam coś pięknego i ważnego dla mnie. Czysta, naturalna, żadnych masek, żadnych gierek. Prawda. I w drugą stronę... to poczucie, że przy mnie jest sobą, może być sobą. Ciiiicho. Nic więcej nie powiem. Nie potrzeba wielkich słów czy poematów. Spoglądam na butelkę whisky, uśmiecham się i jestem szczęśliwa.