8 czerwca 2010

Coś jak femme fatale oraz kilka przemyśleń znad morza.

Zwykłam dość często mówić o sobie, że jestem coś jak femme fatale. Nie taka właśnie, tylko coś jak. Femme fatale świadomie przywodzi mężczyzn do zguby, bawi się nimi, igra z ich uczuciami, wiele obiecuje, ale niewiele daje, o ile w ogóle daje, często kończy się na obietnicach.

Ja nie obiecuję, nie igram, nie bawię się. Jeśli cokolwiek od siebie daję, po prostu daję.

Ostrzegam przed samą sobą. Ostrzegam, że mogę zgubić. Nie oczekuję uczuć, nie oczekuję miłości i właściwie nie chcę. Nie jest mi potrzebna, aby się dookreślić. Biała sukienka i małżeństwo jakoś nie leży i nie leżało wśród moich marzeń. Zresztą nie nadaję się na żonę. Mogłabym co najwyżej być kochanką. Żadnych dodatkowych zobowiązań, tym bardziej uczuciowych. Zresztą... nie angażuję się emocjonalnie.

O femme fatale mówi się, że żaden mężczyzna nie może jej mieć, ale femme fatale tak naprawdę boi się seksu i swojej seksualności. Ja nie.

Być jak femme fatale jest niezwykle łatwo. Być kobietą pewną swojej atrakcyjności również. Wystarczy być przekonaną o swojej atrakcyjności, to będzie to widać na zewnątrz, a kobieta stanie się obiektem westchnień, będzie pożądana. Jeśli się nie ma przekonania, można udawać, że się je ma, ale bez zbytniej demonstracji. Proste, prawda?

Jeśli jeden czy drugi facet chodzi za kobietą, będą i chodzić inni. Będą rywalizować.

Femme fatale nie martwi się uczuciami mężczyzn. A mi jest przykro, jeśli mężczyzna się zakocha, jeśli wpadnie w sidła miłości, które sam stworzył. Mówiąc mężczyźnie, że się go nie kocha, że się nic nie czuje i że nawet nic się od niego nie chce, nie można uniknąć bólu. Nie można jednak też oszukiwać, bawić się wiecznie w kotka i myszkę. A femme fatale to lubi. Ja nie. Nie lubię sprawiać ludziom bólu. Cudze cierpienie przyprawia mnie o skurcz serca.

Femme fatale uwielbia uwodzić. Od uwodzenia jest uzależniona. To trochę tak, jakby się bała, że kiedy przestanie uwodzić, to zniknie, stanie się nieatrakcyjna, straci na swojej wartości.

Być femme fatale może każda z nas, ale będąc nią, niezwykle łatwo można wpaść w sieć niewoli, uzależnić się od męskich reakcji.

Można uwodzić, można się pobawić w uwodzenie, ale trzeba sobie umieć postawić granice. Zdrowy człowiek nie będzie się tak bawił w nieskończoność. Znudzi się.

Jestem świadoma siebie, swojej kobiecości, seksualności. Jestem pewna siebie, ale jestem coś jak femme fatale. Jej maska sama z siebie przysłania mi twarz. Chowa mój strach. Żeby tylko nie zaczął niczego więcej ode mnie chcieć, żeby tylko nie chciał moich uczuć i zaangażowania, żeby nie chciał być ze mną.

Wypaliłam się.

Mogłabym być kochanką idealną. Niczego nie chcę. Chcieć nie będę. Nawet nie potrzebuję. Żadnego zaangażowania, żadnej miłości.

Mogę być znajomą, przyjaciółką czy kochanką. Mogłabym być matką. Żoną i partnerką... nie mogłabym być. Moje uczucie mężczyznę by zabiło.



----------------------------------------------------------------------
Kilka przemyśleń znad morza.



Milczę,
w ciszy przyglądam się słońcu,
udającemu się na spoczynek.

Milczę,
próbując schwytać oddech wiatru,
który zgubił się
gdzieś między
łanem żyta na zachodzie,
a rzepakowym polem cieplejszym niż słońce na północy.

Bezgłośnie rozmawiam z morzem,
nasłuchując uważnie odpowiedzi granatowych fal.

Doskonałość.
Ziarno piasku,
kwiat,
chmura,
drzewo,
ptak.

Wszystko jest doskonałe, jak doskonały jest Bóg.

Tylko człowiek wydaje się nędzniejszny niż mrówka.

Słaby.
Wadliwy.
Z pękniętym sercem.
Samotny.
Z lękliwym uśmiechem.
Jakby bał się spojrzeć własnej doskonałości prosto w oczy.

Człowiek.
W ludzkim wymiarze - marność.
W boskim - doskonałość.

Gdyby tylko mógł spojrzeć na siebie oczami Boga...