3 lutego 2014

Wolne słowa.

Głowa pełna myśli. Głowa pełna pomysłów. Głowa pełna tego, co się powinno, a czego się nie powinno. Głowa pełna trudnych decyzji i problemów. Głowa pełna ludzi. Głowa pełna wszystkiego. 
 
Muszę nauczyć się nowej rzeczy. Właściwie to muszę się jej na nowo nauczyć. MYŚLENIE O SAMEJ SOBIE. Tak już mam, że wydaje mi się, że kiedy tylko przez chwilę pomyślę o sobie, o tym, co dla mnie jest dobre, a nie o innych, to że to już jest jakiś egoizm i w mojej głowie rośnie to do jakichś monstrualnych rozmiarów. Sama karmię potwora, a później...
 
O własnych problemach milczę jak zaklęta. Nawet gdy najbliżsi widzą, że jest coś nie tak, ja nadal siedzę cicho jak mysz pod miotłą, bo jak mogę innym zawracać głowę własnymi problemami, jak oni mają swoje problemy i to w dodatku wcale nie takie małe. 
 
W ciągu ostatniego tygodnia tyle osób powiedziało mi, że powinnam myśleć przede wszystkim o tym, co jest dla mnie najlepsze. No i ja myślę. Przynajmniej się staram ;) Tylko ja zaraz myślę o tym, że ktoś z bliskich mi ludzi nie ma pracy, komuś innemu nie starcza na życie, a ma malutkie dzieci, ktoś inny ma poważne problemy ze zdrowiem, ktoś ma problemy osobiste, z którymi sobie nie radzi, itd. itd. 
 
Wiecie... dla mnie jest totalnym szokiem, kiedy okazuje się, że ludzie szczerze mnie lubią, że lubią ze mną rozmawiać i przebywać w moim towarzystwie, że komuś może mnie brakować. Nigdy bym nie śmiała myśleć, że coś takiego może być prawdziwe. Jestem totalnie zakręcona, roztrzepana, o tylu rzeczach zapominam i czasem mi trzeba po sto razy przypomnieć, bo jak sobie nie zapiszę, to mi się gdzieś schowa w zakamarkach pamięci. Czasem popadam w taki słowotok, że abym się zamknęła należałoby mi usta ręką zatkać ewentualnie pocałować. W dodatku w pracy obowiązkowa i dokładna jestem do przesady. 
 
Myślałam też o tym, co zrobić z blogiem, z blogami. Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy pisanie ma jakikolwiek sens. Dla mnie ma. Dla samej mnie. To miejsce zrodziło się z bólu, ze smutku, z potrzeby duszy, z chęci wyjścia do ludzi, z miłości do słów.
 
Do słów wszelakich mam bardzo osobisty stosunek. Może dlatego tak bardzo chcę poznawać inne języki, może i dlatego nie mam większych trudności z uczeniem się ich, o ile tylko tego chcę właśnie. Poza tym, zawsze mi się wydawało, że innym (mam na myśli znajomych, współpracowników, przyjaciół czy rodzinę) będzie miło, jeśli będę potrafiła powiedzieć choć kilka słów w ich języku. 
 
Pamiętam, kiedy w szkole uczyłam się angielskiego. Ileż razy płakałam nad książką, bywało, że rzuciłam nią kilka razy. Wciąż mi się wydawało, że jestem za głupia, że ten mój język jest jakiś okropny. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nauczyciele tak mnie gnębili. Dopiero dużo później do mnie dotarło, że miało to swój cel. Kiedyś jeden z nauczycieli powiedział mojemu ojcu, że mam przestać się wygłupiać i ukrywać, w jakim stopniu naprawdę znam język, bo on dobrze wie, że znam go lepiej niż to pokazuję. Powiedziałam później owemu nauczycielowi, że jeśli mam wykorzystywać język do pisania czy mówienia na jakiś głupi temat typu zalety i wady telewizji, kary śmierci czy innej nudy już ze sto razy przewałkowanej albo powtarzać cudze argumenty, to mi się nie chce wysilać, bo szkoda mojej energii. Recytowanie wykutych słówek tylko po to, aby dostać piątkę jest równie głupie, zwłaszcza jeśli za kilka dni już się nie pamięta ich znaczenia. Wolę obejrzeć film lub przeczytać książkę w oryginale, bo przyniesie mi to więcej pożytku. Zresztą na gramatyce się skupiałam i jak radziłam sobie z nią lepiej niż cała reszta. Natomiast oceny oceniały tylko chwilowy stan mojej wiedzy, a nie to, czy naprawdę coś umiem czy nie. 

Prawda jest taka, że bywam okropna, bezczelna itd. Albo się ze mną wytrzyma, albo nie. W każdym razie wychodzę z założenia, że naprawdę dobrze jest oszczędzić sobie czasu i energii niż męczyć się z czymś, kimś, itp.

Wracając do słów i języków...
 
Uczucia wypowiadane przez kogoś w naszym języku brzmią zupełnie inaczej niż te, które słyszymy w języku obcym. Kiedy mówimy o tym, co czujemy w ojczystej mowie, słychać, że słowa te mają inne brzmienie, barwę, słychać to wszystko w głosie. 
 
Kocham słowa, uwielbiam ludzką mowę, pismo. Jednak czy wierzę słowom wypowiadanym czy też nie, to już zupełnie inna sprawa. W każdym razie kłamstwo jest równe zdradzie.
 
Słowa można lepić jak plastelinę - ugniatać i formować do woli. Trzeba tylko pamiętać, że o ile plastelina może wrócić do poprzedniej formy, to słowa, którym raz damy wolność, nie wrócą.