5 września 2011

Stracony apetyt.

Kawa, kawa, kawa i dużo wody. Tym ostatnio się poję, a żywię się czekoladą, czasem jakimś zielskiem albo jogurtem. Jeść mi się właściwie nie bardzo chce. Tylko bym piła - byle mokre, byle dużo.

Siedziałam ostatnio z moim przyjacielem ze studiów w Poznaniu w pewnym miejscu, do którego zagląda nasz krajowy "naczelny stylista". Gdy poszłam do łazienki, a D. poszedł zapłacić, wpadłam na, a właściwie zderzyłam się ze wspomnianym wcześniej panem. Centralnie wpadłam na niego. Znowu. Poprzednim razem prawie przydzwoniłam mu drzwiami. Tym razem było tylko małe buum ;) A to przez to, że chciałam szybko schować się w środku, żeby mnie nie zaczepił pewien facet, który przez cały czas, który spędziłam z D., a później także z D. i pewną znajomą przy stoliku, wpatrywał się we mnie. Gdy wstałam, on też wstał i podchodził do mnie, a ja zwiałam przed nim do łazienki, uprzednio zderzewszy się z panem "stylistą naczelnym". Zastanawia mnie jedno. Czy ja zawsze (a wcale nie jest to tak często), gdy jestem w tamtym miejscu muszę spotykać tego człowieka i wpadać na niego? Zabawne.

Gdy wracałam pociągiem jakiś czas później do domu w G., uciekając przed wzrokiem facetów, stwierdziłam, że w mężczyznach jest jedna rzecz, która może ich skreślić od razu w moich oczach albo wręcz przeciwnie, jedna rzecz, która może mnie drażnić do granic albo może mieć działanie odwrotne. Ciekawe czy ktoś z Was domyśla się, cóż to jest?
Niezmiennie też w panach zadziwia mnie jedno - brak zrozumienia odpowiedzi "nie". "Nie" znaczy "nie". Koniec. Kropka. Na szczęście niektórzy to rozumieją.

Czy można stracić apetyt z tęsknoty...?