27 stycznia 2013

Bajki i baśnie.

Wydaje mi się, że chyba każdy z nas przechowuje gdzieś w zakamarkach pamięci swoje ulubione baśnie, bajki. W mojej głowie jest ich sporo i gdybym miała wybrać jedną z nich lub choćby kilka takich opowieści, nie potrafiłabym się zdecydować. 

Od pewnego czasu porzuciłam tzw. poważną lekturę, nobliści poszli w kąt, natomiast z półek powędrowały w okolice mojego łóżka baśnie, bajki, legendy. Czytam wszystko, co mam albo co mi wpadnie w ręce. Wpadłam w jakiś totalny amok, czytam też wszystko, czego nie czytałam, a co tylko mogę zdobyć, nawet z najdalszych zakątków świata. 

Jako dziecko nie znosiłam bajek, w których stosunek tekstu do ilustracji był na korzyść obrazków, a tekstów było tyle, co na lekarstwo. Wierszyki miały swoje prawa, bajki i baśnie miały swoje. W przypadku tych drugich - im mniej obrazków tym lepiej, a najlepiej niezbędne minimum, bardzo oszczędnie, a w ogóle bym się nie obraziła jakby nie było ich wcale. Książki, w których na historię przypadała jedna ilustracja, należały do moich ulubionych. Było tak z prostego powodu - gdybym chciała oglądać obrazki, to wzięłabym sobie atlas anatomiczny i studiowałabym sobie budowę naszego ciała, wręcz bym ją kontemplowała. Historie opisywane w bajkach i baśniach z łatwością sobie wyobrażałam, lubiłam ich słuchać, a gdy skończyłam 6 lat, sama mogłam je czytać. Dobrze, że w tamtych czasach normą były oryginalne wersje baśni (tłumaczone, ale oryginalne), a nie skracane do minimum i składające się głównie z obrazków. Koszmar. Do dziś nie znoszę takich książek - same obrazki i 3/4 baśni obcięte. Masakra. Zresztą jeśli już baśnie, bajki i historyjki dla dzieci zawierają obrazki, to niech chociaż będą one ładne, a nie jakieś tam bohomazy, które mają książkę wypełnić. Uwielbiałam ilustracje Jana Marcina Szancera i rysunki Jean-Jacques'a Sempe. 

Bajki, baśnie i wierszyki zawsze czytał oraz opowiadał mi tata. Mama natomiast rysowała mi to i owo, jeśli ją poprosiłam. Tato umiał pięknie opowiadać, a mama potrafiła ładnie rysować, więc tak też się ich role podzieliły. Oboje lubili baśnie, a ja wychowywałam się wśród opowieści z różnych stron świata. A we mnie wciąż jest mała dziewczynka, która lubi, gdy się jej czyta baśnie. Zresztą ta duża Choco też je bardzo lubi. Wzięła się ostatnio za Andersena i za "Klechdy Sezamowe" Leśmiana. Do tego kubek gorącego kakao, ciepły koc, za oknem prawdziwie baśniowy klimat. Jest przytulnie i przyjemnie. Po prostu dobrze.