17 marca 2010

Starcie z bezdomnymi i kilka refleksji na Dzień Św. Patryka.

Wczorajszy wieczór był wietrzny i dość spokojny. Siedziałam sobie przy komputerze, dobrze mi się pracowało, moje choruszki oglądały coś w tv. Nagle na korytarzu zrobił się jakiś hałas, głośne postukiwania, trzaski. Ojciec wstał i wyszedł na korytarz zobaczyć, co się tam dzieje. Usłyszałam, dochodzące zza drzwi, krzyki jakiegoś podpitego faceta, bełkot kobiety i stanowczy aczkolwiek niezbyt głośny głos mojego ojca. Wstałam, włożyłam buty, przyniosłam sobie taki gruby kawałek deski, który służy mi do przesuwania zasłon i postawiłam go sobie koło drzwi. Odczekałam jeszcze chwilę i otworzyłam drzwi wejściowe, którymi dostał ów facet.

Okazało się, że to bezdomni znowu robią sobie noclegownię na naszej klatce schodowej. Wkurzyłam się, bo w zeszłym tygodniu już dwa razy była przez jakichś bezdomnych zbita zbrojona szyba z drzwi wejściowych do klatki, bo przecież jakoś trzeba było wejść. Tym razem szyby ocalały, ale jakoś ci bezdomni musieli wejść. Zastanwiam się, kto wpuścił tych uchlanych, śmierdzących ludzi.
Mam w sobie sporo tolerancji, wiele potrafię zrozumieć, ale nawet i moja wyrozumiałość ma jakieś granice. Mam już dość zbitych szyb, hałasu, awantur, syfu i ekskrementów, pozostawianych przez nich na korytarzach i schodach, kradzieży wycieraczek spod drzwi i innych takich. Gdyby ci bezdomni, którzy chcą nocować na schodach i korytarzach bloków zachowywali się jakoś po ludzku, w miarę normalnie to jeszcze można by to znieść, ale tak? Zresztą od nocowania są noclegownie i schroniska.

Wracając do wczorajszej sytuacji. Kiedy wyszłam na ten korytarz, facet akurat groził mojemu ojcu i chciał się z nim bić. Szlag mnie trafił, więc mówię do gościa, że albo się uspokoi i wyniesie z naszej klatki albo dzwonię na policję. Ten się zaczął wydzierać i z łapami próbuje do mnie idzie. Odsunęłam się, facet się zachwiał i poleciał na ścianę. Kobieta, która z nim była zaczęła coś pokrzykiwać ze schodów, rzucać wyzwiskami pod moim adresem, a facet nadal się stawiał. Na końcu korytarza otworzyły się drzwi jednego z mieszkań i wyjrzał sąsiad z żoną. Zrelacjonowałam im, co się dzieje. Po chwili bezdomny dał nam spokój i poszedł bełkotać na schody. Wyzywał, darł się, kopał w blaszane drzwi. W tym momencie wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam na policję. Okazało się, że przed chwilą dzwoniła tam też i sąsiadka z końca korytarza.

Na policję długo nie trzeba było czekać. Po niecałych 10 minutach już byli u nas na piętrze. Spisali dane i zrobili co trzeba.

A dziś gdy wracałam do domu, widziałam przez okno tramwaju parę tych bedomnych, którzy wczoraj zrobili sobie legowisko i pijalnię alkoholu na naszym piętrze. Na szczęście wybierali się w przeciwnym kierunku.

Może ktoś powiedzieć, że jestem nieczuła, nietolerancyjna czy wręcz chamska, że wyrzucam "biednych" ludzi na zimno, śnieg i mróz, ale mam to gdzieś. Ci "biedni" ludzie hałasują, śmiecą, wybijają szyby, wszczynają awantury itd. Tylko że to my mieszkańcy płacimy za wstawianie szyb, za wszelkie naprawy, za sprzątanie.



Dziś na szczęście jest już spokojnie. Nie ma żadnych włóczących się bezdomnych wokół bloku. Dzień był słoneczny, dość ciepły i wiosenny - piękny Dzień Św. Patryka. Św. Patryk w Polsce to może nie to samo co na Zielonej Wyspie, ale i ta namiastka tutaj może być - jest i muzyka, i zielone piwo, więc czego chcieć więcej.

Przypomniało mi się, jak kilka lat temu jeszcze na studiach, chyba nawet na ostatnim roku poszłam sobie ze znajomymi do pubu. Było dość wcześnie, czekaliśmy na kilka osób, które miały dołączyć później. Siedzieliśmy, piliśmy piwo, znajomi robili bałagan na stoliku, wyżywając się na podkładkach od piwa i na jakichś ulotkach - darli to wszystko w drobinę i rzucali się tym, jak dzieci. Kiedy przyszła reszta znajomych, zaczęto dyskutować, gdzie by się przenieść, bo tam już nudno było. Zaproponowałam, aby iść do irlandzkiego pubu, bo akurat był Św. Patryk. Znajomi się zgodzili, więc wystarczyło przejść się na drugi koniec ulicy i już byliśmy na miejscu - jeszcze tylko schodami w dół poprzez labiryntową sieć korytarzy i znaleźliśmy się w centrum wydarzeń tamtego wieczoru.

Mnie oczywiście tam już znano jako stałą bywalczynię, bynajmniej nie ze względu na picie, lecz na regularne pojawianie się.

Spotkałam wtedy jeszcze dwie koleżanki z mojego drugiego kierunku. Były lekko podpite, ale dzięki temu dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy i na zawsze właściwie straciłam jedną z moich przyjaciółek, ale może to i lepiej. Ucieszyłam się, kiedy okazało się, że one właśnie wychodzą i będzie więcej miejsca dla całej mojej "wycieczki". Wieczór był udany, obfitował w irlandzkie jedzenie, pyszne piwo, doskonałą muzykę i takież towarzystwo oraz w całe mnóstwo nowo poznanych ludzi. Tamtego wieczoru pub był mój i kumpeli - byłyśmy w centrum uwagi, w centrum wydarzeń, w centrum wszystkiego aż do zamknięcia. Lały się hektolitry piwa, wypaliłam pół paczki fajek (żeby było śmieszniej barman nam je postawił), nasyciłam uszy muzyką, nagadałam się z ludźmi. Najlepszy Św. Patryk jakiego w Polsce przeżyłam.

Mam taki ogromny sentyment do Zielonej Wyspy. Właściwie od pierwszego razu, kiedy tam pojechałam. Irlandia była wówczas zupełnie innym krajem, którym jest dzisiaj, była innym krajem niż ten,w którym jakiś czas później zamieszkałam. Nie słyszało się na każdym kroku polskiego języka, o polskim jedzeniu można było sobie pomarzyć, podobnie jak o formularzach i drukach w języku polskim. Okolice dzielnicy, w której później mieszkałam, nie były wówczas nawet porządnie skomunikowane z centrum Dublina. Wyjechać stamtąd można było tylko stopem. Wtedy jeszcze wielu rzeczy nie wiedziałam o tamtym kraju i dopiero go poznawałam, ale zakochałam się w tym zielonym wietrze, zielonych pagórkach i zielonym powietrzu od pierwszego wejrzenia.


A teraz garść informacji o bohaterze dnia dzisiejszego.

Św. Patryk - patron Irlandii, żyjący w V wieku. Pochodził z terenów dzisiejszej Walii. Jako dziecko został porwany przez irlandzkich piratów i uprowadzony na Zieloną Wyspę. Udało mu się uciec, jednak powrócił tam jako biskup, aby szerzyć chrześcijaństwo. Nawracał królów, walczył z druidami, na podstawie trójlistnej koniczynki tłumaczył dogmat o Trójcy Św. Wygnał z wyspy węże. Założył siedzibę biskupią w Armagh. Według legendy został pochowany w Downpatrick. Dzień Św. Patryka obchodzi się właśnie dziś - 17 marca. Jest to bardzo ważne święto dla Irlandczyków.

Croagh Patrick - czyli Góra św. Patryka leży w hrabstwie Mayo. Św. Patryk spędził na szczycie tej góry 40 dni, modląc się i poszcząc. To właśnie dzięki temu poświęceniu miał wygnać z wyspy wszystkie węże. Wzniesienie ma tylko 764 m n.p.m., ale co roku od 1,5 tys. lat w ostatni piątek lipca na szczyt wyruszają pielgrzymi. W 1905 r. wybudowano tam małą kapliczkę.

Downpatrick - zgodnie z tradycją, to tam św. Patryk założył kościół i tam został pochowany. Pod owalnym, białym kamieniem mają spoczywać w jednym grobie św. Patryk, św. Brygida i św. Kolumba.

Tęsknię za Zieloną Wyspą. Bardzo. Za jej powietrzem, zapachem, wiatrem, deszczem i zielenią. Uwielbiam ten mokry zapach ziemi i trawy tuż po deszczu. Dobrze, że nadal tam są dzikie miejsca.

Wszystkiego dobrego na Dzień Św. Patryka!