25 lipca 2011

Zmiany, zmiany... ;)

Postanowiłam. Zmieniam fryzurę. Muszę, muszę, po prostu muszę, bo inaczej się wykończę. Nie mogę patrzeć na swoje odbicie w lustrze. Wydaję się sama sobie brzydka, odpychająca, ohydna. Muszę coś zrobić z włosami choćby na "chwilę"...

Pragnienie zmian na głowie zawsze nieodłącznie wiązało się ze zmianami w moim życiu i to pragnienie zmiany wyprzedzało. Czasem zmiany na głowie zbiegały się dokładnie w czasie ze zmianami w życiu, czasem jedne wyprzedzały drugie lub odwrotnie. Jednak zmiany nie mogły być delikatne... musiały być mocno widoczne. I tak mam w dorobku różne cięcia, łącznie z prawie na łyso i różne kolory.

Od wczesnego dzieciństwa tak mam. Gdy pierwszy raz domagałam się usilnie fryzjera i ścięcia moich mysich ogonków, miałam nieco ponad trzy lata. Od tamtej pory, gdy tylko po głowie mi biegają myśli, dotyczące zmiany fryzury, mogę być pewna, że jeśli na zmianę się zdecyduję, życie mi się zmieni. A ja jeśli się na coś decyduję, to zdania nie zmieniam.

Postanowione. Przy najbliższej okazji, jak tylko doogarniam mój życiowy kocioł rodzinny, zmiany na głowie zostaną wprowadzone w życie. Mam pewne obawy, co z tego wyniknie i czy będzie mnie można ludziom pokazać... na szczęście moja fryzjerka prędzej nic z moimi włosami nie zrobi niż miałaby mi wyrządzić krzywdę jakimś paskudztwem na mojej głowie. Obawiam się raczej tego, co wymyśliłam ;)
Ostatnim razem nie było tak źle... jeden kumpel trzy rundki wokół mnie zrobił, oglądając mnie z każdej strony zanim powiedział mi "cześć", a inny stał na środku korytarza z otwartymi ustami i wzrokiem w mojej osobie uktwionym przez dobre pół minuty... jakbym co najmniej zielona była ;) A ja tylko zmieniłam kolor włosów na czekoladowy.

W tych zmianach, drugą, oprócz samej zmiany rzecz jasna, najcudowniejszą rzeczą ze zmianą związaną, jest obserwowanie reakcji otoczenia na zmianę. Bezcenne :D