20 kwietnia 2015

List z Holandii.

Usiadłam na krześle. Pomachałam nogami. Położyłam się na łóżku. Popatrzyłam w skośny sufit mojego holenderskiego mieszkania. Jak mnie to wszystko wkurza. Jak mnie to cholernie wkurza, że muszę się męczyć z otaczającą rzeczywistością. Czy nie może być tak zwyczajnie nudno i normalnie? Jestem ostatnio poirytowana drogą, która wciąż mniej czeka. Końca nie widać. 
 
W życiu bym nie pomyślała, że znając trzy języki, w sumie cztery jeśli doliczyć jeden martwy, będę się znowu uczyć kolejnego, twierdząc, że na tym piątym nie poprzestanę. Rozum to ja chyba już dawno straciłam. Dobrze, że mam jeszcze trochę mojej sztucznej inteligencji, bo resztki naturalnej same by rady nie dały. Ostatnio jednak dowiedziałam się, że i głowy nie posiadam. No tę to akurat wiem, gdzie i w jaki sposób zgubiłam. Kiedy poznałam pewnego pana, moja głowa poszła sobie na spacer i rzadko kiedy mnie odwiedza.
 
Nie ma takiej opcji, abym wróciła do Polski. Bywają dni, że miotam się okrutnie, bo wcale nie jest różowo, ani nawet kolorowo, tylko raczej szaro-buro (co jest i tak sto razy lepsze niż wszystkie odcienie czerni), choć czasem pojawia się tęcza i tylko ona daje mi nadzieję na to, że życie nabierze jakichś innych barw, tak na długo, może kiedyś na zawsze. Mogłoby chociaż na początek akwarelę zacząć przypominać. Sama kiedyś wyglądałam jak taki portrecik akwarelowy. Ostatnio znów zrobiłam się bardziej wyrazista. 
 
Usiadłam na progu na balkonie. Grzałam się w słońcu, obserwując błękitne wiosenne niebo. Fiołki na moim balkonie przecudnie pachną. Jest mi błogo. Jest mi tak dobrze, jak wtedy gdy lato spędzałam w rodzinnym domu, w którym mama krzątała się po kuchni albo doglądała kwiatów, a tato siedział przy stole pokrytym mapami, książkami, zapiskami. Jak było mi przyjemnie, jak spokojnie. 
 
I choć tu zmagam się codziennie z szarą trudną rzeczywistością, walcząc o lepszą przyszłość, czasem o jakąkolwiek przyszłość, uwielbiam ten kraj. Wiecie za co? Za spokój, który mnie tu wypełnia. Za to, że gdy świeci tu słońce, przepełnia mnie takie samo uczucie, jak wtedy w moim rodzinnym domu, gdy rodzice żyli. Uwielbiam ten kraj za to, że przyjął mnie, gdy moja ojczyzna miała mnie głęboko gdzieś. Uwielbiam ten kraj za nadzieję, która tu się obudziła. I jeszcze za to, że leczy moją chorą duszę i uratował mnie przed popełnieniem najgorszego głupstwa w życiu (Depresja o mało mnie w Polsce nie zabiła.).