26 kwietnia 2011

Listy do...

Skrzypiące schody, trzeszczące panele, wiatr gwiżdżący za oknem. Ciepła noc. Nie mogłam spać. I nie bardzo właściwie miałam też gdzie spać. Zabrakło łóżek, a raczej miejsca na nich. Usiadłam w fotelu, trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Huczało, wiało, trzaskało za oknem. Wzięłam koc i zeszłam na dół. Wyszłam przed dom i usiadłam. Zapatrzyłam się w niebo. W powietrzu unosił się zapach świeżej zieleni, wiosennego deszczu i ziemi.

Milczysz.

Tęsknię...

Wiesz... śpię tylko wtedy, gdy w ciągu dnia czy wieczorem rozmawiam z tobą. Jakby te słowa dawały mi poczucie bezpieczeństwa, spokój... Jakby otulały mnie jak ciepła kołdra... Jakby ciasno spowijały moje ciało, wtulały się w moją skórę i wnikały aż pod nią, bym ciebie czuć mogła tuż obok. Jakbyś był strażnikiem snów moich, a twoje słowa moją kołysanką.

Tylko twojego oddechu jeszcze mi trzeba... na mojej szyi... I pocałunków... na nagich ramionach.