Mag: Mam do ciebie tysiące pytań. To aż dziwne, że ci o tym wspominam, skoro właściwie wcale się nie znamy. Wiem, że przyglądasz mi się od dłuższego czasu i chciałbym, abyś spędziła dzisiejszy wieczór ze mną.
Księżniczka bardzo się zdziwiła tym, co jej Mag powiedział. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać po nim i po wieczorze z nim. Nie wiedziała, czego on od niej chce, ale z drugiej strony czuła, że on jej nie skrzywdzi.
Księżniczka: Dobrze. A co będziemy robić?
Mag: Zobaczysz i dowiesz się później.
Księżniczka: Wybacz, że tak ci się przyglądałam i przyglądałam, ale zastanowiło mnie to, co wyciągasz z plecaka. Dlaczego nosiłeś w nim tyle kamieni? Nie było ci za ciężko?
Mag: Nie wszystkie z nich sam włożyłem do swojego plecaka. Zdejmij swój bagaż i zobacz, czy ty nie masz tam czasem jakichś mniejszych i większych kamieni.
Księżniczka: Rzeczywiście! (wykrzyknęła) Skąd one się tam wzięły?!
Mag: Każdy z nas ma zalety i wady, każdego spotykają w życiu mniejsze lub większe przykrości, problemy, jedni nam dobrze życzą, inni źle - stąd te wszystkie kamienie. Jednych możemy się pozbyć, możemy je obejrzeć ze wszystkich stron, zastanowić się nad nimi, wyjąć i odłożyć, a inne znów wylądują w naszym plecaku - bez względu na to czy będziemy chcieli je zostawić, uciec przed nimi, czy też nie. Jeśli nie obejrzymy dokładnie wszystkich kamieni, nawet tych wielkich, ciężkich, brudnych - to nie będziemy mogli ich zostawić. Czasem potrzebujemy więcej czasu, aby nabrać odpowiednio dużo sił, aby uporać się z oglądaniem danego kamienia i aby móc go wreszcie wyrzucić ze swojego plecaka.
Księżniczka: Widzę, że masz wiele pamiątek. Jakieś stare fotografie, zapiski, dokumenty...
Mag: Chcesz zobaczyć to wszystko z bliska? Proszę podejdź, możesz je wyjąć z plecaka, weź w rękę, przyjrzyj się.
Księżniczka ostrożnie zbliżyła się do rzeczy Maga, zatopiła dłoń w jego plecaku i zaczęła wyciągać każdą z rzeczy, oglądając ją. W torbie Maga znalazła figurkę nietoperza, orzechy, ziarna zbóż, kielnię, jajko z jakiegoś szlachetnego kamienia, ankch ze srebra, maskę indiańską z drewna cedrowego, żołędzie, czaszkę, pentagram, rękawice, strzały,karty tarota, heksagram, liście laurowe, gałązki wierzbowe, korę dębu, gałązki cyprysu i bluszczu, nasiona fasoli, suszone kwiaty goździka, lotosu, liście herbaciane i aloesowe, bambus, koniczynę i owoce granatu. Zastanawiała się, jaką historię skrywają w sobie te pamiątki, te symbole. Spojrzała zdziwionym, pytającym wzrokiem na Maga.
Mag: Byłem kiedyś złym człowiekiem. Kimś zupełnie innym niż jestem teraz. Byłem rozbitkiem życiowym, pływałem raz z prądem, raz pod prąd, tak, jak było mi akurat wygodnie. Nie chciałem się zmieniać, pracować nad sobą, a z drugiej strony byłem lojalny wobec przyjaciół, rodziny. Wychowywałem się bez ojca. Zmarł, gdy miałem 16 lat. Matka wychowywała mnie i moje dwie młodsze siostry sama. Usiłowałem jakoś wypełnić pustkę po ojcu, przejąć jego obowiązki.
Pewnego dnia, jakoś przypadkiem, możliwe że było to przeznaczenie, poznałem kobietę. Jakoś tak stało się, że pokochałem ją ze wzajemnością. Po pewnym czasie odeszła. Wypełniałem dni pracą, nauką, żeby tylko zapomnieć. Piłem, korzystałem z życia, spotykałem się z wieloma kobietami. Poznałem w końcu i ją - piękną, inteligentną. Chciałem się z nią ożenić, ona się zgodziła, ale krótko przed ślubem powiedziała mi, że jest w ciąży i że nie jest to moje dziecko. Zostawiła mnie. Jakoś nie chciałem jej wierzyć, że to nie moje dziecko, więc kiedy urodziło się, wynająłem detektywa, który miał wyjaśnić tę sprawę. Okazało się, że to ja jestem ojcem mojej córki. Jej matka odeszła, będąc z nią w ciąży, do innego faceta, który do dziś chyba nie wie, że nie jest jej biologicznym ojcem. Córeczka jest jedyną kobietą, którą kocham poza moją matką i moimi siostrami.
Tamto wydarzenie zmieniło mnie. Nie chciałem uczuciowo zbliżyć się do żadnej kobiety. Pogardzałem nimi, uważałem je za kłamliwe modliszki, które nadają się tylko do zaspokajania moich potrzeb seksualnych. Udawałem przed samym sobą, że nie ma miłości, że nie ma bliskości, że nie istnieje czułość, że są to po prostu jakieś mrzonki dla pensjonarek, czytających ckliwe romansidła. Najbardziej pogardzałem swoją niedoszłą żoną, a całą swoją złość, cały swój ból przelewałem na inne kobiety. Nie byłem dla nich łagodny, cierpliwy - myślałem tylko o swojej przyjemności. Miałem je wszystkie za nic. Zwykłe ciała, bez duszy, bez czucia, bez mózgu. Stałem się potworem. Uwodziłem je z zimną krwią dla chwilowe przyjemności.
Przez długi czas nie potrafiłem patrzeć inaczej na kobiety, jak właśnie w ten sposób. Tak było do czasu, kiedy moja córeczka stała się ofiarą wypadku. Bałem się o nią. Mimo że nie mogłem być przy niej, kiedy rosła, dorastała, nie chciałbym, aby coś się jej stało. Kochałem i kocham ją, choć przegrała walkę o życie. Zmarła przez jakiegoś kretyna. Wówczas dotarło do mnie to, co ja sam sobie robię, jak zachowuję się wobec kobiet. Zacząłem podróżować. Stałem się życiowym wędrowcem. Uczyłem się cierpliwości, wytrwałości. Szedłem swoją drogą życiową mimo połamanych skrzydeł, mimo bólu. Uczyłem się pokory. Zacząłem doceniać drobne chwile, małe przyjemności. Zacząłem na nowo czuć.
Wiesz, myślałem, że dawno zapomniałem już jak to jest upajać się pieszczotą wiatru na policzku, czuć zapach mokrej ziemi i deszczu, smakować soczyste owoce. W tych moich pamiątkach schowane jest całe moje życie, moja wędrówka, moje uczucia, wszystko co przeżyłem do dziś.
Patrzę na ciebie i zastanawiam się, jak to możliwe, że wciąż masz w oczach ten błysk, wyraz zaciekawienia, a jednocześnie spoglądasz na mnie i słuchasz moich słów bez lęku. Skrzywdziłem wiele kobiet. Bardzo je skrzywdziłem. Krzywdziłem też siebie. Nie wiem, czy potrafię jeszcze pokochać. Boję się, boję się, że kochając, mógłbym zniszczyć tę jedyną, tę, która stałaby się dla mnie najważniejszą istotą. Czasem wciąż wraca ten dawny ja - stary satyr - żądny przyjemności, zapomnienia. Nie chcę już żadnych iluzji, znam swoje ograniczenia. Nauczyłem się świadomie przeżywać swoje życie, ale nadal boję się połączyć bliskość z niezależnością, dawanie z braniem. Boję się spotkania z kobietą, prawdziwego spotkania z kobietą. Boję się, że może mnie z nią połączyć więź tak silna, więź, której nie doświadczyłem z żadną inną wcześniej. Każdego dnia mierzę się ze swoją samotnością i już zawsze będę takim wędrowcem, trochę samotnikiem.
Nie boisz się, siedzieć tu tak ze mną pod gwiazdami? Nie boisz się mnie po wysłuchaniu mojej historii?
Księżniczka: Czego miałabym się bać? Każdy z nas może stać się aniołem, może stać się potworem, w zależności od okoliczności, własnych słabości i siły, którą możemy w sobie odnaleźć. Widzę, że masz w sobie siłę, aby zmierzyć się z tą twoją samotnością. Kobieta, która ciebie pokocha, którą ty pokochasz będzie miała trudne zadanie. Ona też będzie musiała zmierzyć się z twoją samotnością i będzie musiała ją zaakceptować, nauczyć się z nią żyć. Wiesz kim jesteś, znasz swoje powołanie...
Mag: Tak, wiem, którą drogą podążać. Znam wszelkie środki lokomocji. Wiele przeżyłem, wiele widziałem.
Księżniczka: Wciąż się boisz prawda? Boisz się o nią? O tę, którą wybierzesz, którą pokochasz? Boisz się, że twoja miłość ją zniszczy, że twoja miłość ją zabije, że będzie cierpiała przez ciebie?
Mag: Tak. Jak zdołać ochronić drugą osobę przed samym sobą? Wciąż zadaję sobie to pytanie i nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi, choć tak długo już wędruję.
Księżniczka: Nawet siebie nie jesteśmy w stanie przed sobą ochronić, więc tym bardziej nie jesteśmy w stanie ochronić przed sobą drugiej osoby. Może kiedy odkryjesz smak bliskości z kobietą, będziesz się delektował bliskością z nią, nie tylko tą fizyczną, ale też i mentalną, duchową, znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie.
Mag spojrzał na Księżniczkę zupełnie zaskoczony. Nie spodziewał się po tej kobiecie takiego doświadczenia przez życie. Jego myśli krążyły tylko wokół jednego pytania: "Skąd ona wie? Skąd wie?"
Mag rozpalił ognisko, rozłożył namiot, wyjął chleb, gestem zapraszając Księżniczkę, aby zbliżyła się do ognia.
W jego głowie krążyło wiele pytań: "A może ona...? Ale jak? To niemożliwe! Skąd wiedziała? Nie, ona na taką nie wygląda. Muszę się mylić. Jak ją sprawdzić? Jak mieć pewność? Skąd mogę to wiedzieć? Księżniczka? Dobra wróżka? Czarownica? A może po prostu kobieta?"
Księżniczka bardzo się zdziwiła tym, co jej Mag powiedział. Nie miała pojęcia, czego się spodziewać po nim i po wieczorze z nim. Nie wiedziała, czego on od niej chce, ale z drugiej strony czuła, że on jej nie skrzywdzi.
Księżniczka: Dobrze. A co będziemy robić?
Mag: Zobaczysz i dowiesz się później.
Księżniczka: Wybacz, że tak ci się przyglądałam i przyglądałam, ale zastanowiło mnie to, co wyciągasz z plecaka. Dlaczego nosiłeś w nim tyle kamieni? Nie było ci za ciężko?
Mag: Nie wszystkie z nich sam włożyłem do swojego plecaka. Zdejmij swój bagaż i zobacz, czy ty nie masz tam czasem jakichś mniejszych i większych kamieni.
Księżniczka: Rzeczywiście! (wykrzyknęła) Skąd one się tam wzięły?!
Mag: Każdy z nas ma zalety i wady, każdego spotykają w życiu mniejsze lub większe przykrości, problemy, jedni nam dobrze życzą, inni źle - stąd te wszystkie kamienie. Jednych możemy się pozbyć, możemy je obejrzeć ze wszystkich stron, zastanowić się nad nimi, wyjąć i odłożyć, a inne znów wylądują w naszym plecaku - bez względu na to czy będziemy chcieli je zostawić, uciec przed nimi, czy też nie. Jeśli nie obejrzymy dokładnie wszystkich kamieni, nawet tych wielkich, ciężkich, brudnych - to nie będziemy mogli ich zostawić. Czasem potrzebujemy więcej czasu, aby nabrać odpowiednio dużo sił, aby uporać się z oglądaniem danego kamienia i aby móc go wreszcie wyrzucić ze swojego plecaka.
Księżniczka: Widzę, że masz wiele pamiątek. Jakieś stare fotografie, zapiski, dokumenty...
Mag: Chcesz zobaczyć to wszystko z bliska? Proszę podejdź, możesz je wyjąć z plecaka, weź w rękę, przyjrzyj się.
Księżniczka ostrożnie zbliżyła się do rzeczy Maga, zatopiła dłoń w jego plecaku i zaczęła wyciągać każdą z rzeczy, oglądając ją. W torbie Maga znalazła figurkę nietoperza, orzechy, ziarna zbóż, kielnię, jajko z jakiegoś szlachetnego kamienia, ankch ze srebra, maskę indiańską z drewna cedrowego, żołędzie, czaszkę, pentagram, rękawice, strzały,karty tarota, heksagram, liście laurowe, gałązki wierzbowe, korę dębu, gałązki cyprysu i bluszczu, nasiona fasoli, suszone kwiaty goździka, lotosu, liście herbaciane i aloesowe, bambus, koniczynę i owoce granatu. Zastanawiała się, jaką historię skrywają w sobie te pamiątki, te symbole. Spojrzała zdziwionym, pytającym wzrokiem na Maga.
Mag: Byłem kiedyś złym człowiekiem. Kimś zupełnie innym niż jestem teraz. Byłem rozbitkiem życiowym, pływałem raz z prądem, raz pod prąd, tak, jak było mi akurat wygodnie. Nie chciałem się zmieniać, pracować nad sobą, a z drugiej strony byłem lojalny wobec przyjaciół, rodziny. Wychowywałem się bez ojca. Zmarł, gdy miałem 16 lat. Matka wychowywała mnie i moje dwie młodsze siostry sama. Usiłowałem jakoś wypełnić pustkę po ojcu, przejąć jego obowiązki.
Pewnego dnia, jakoś przypadkiem, możliwe że było to przeznaczenie, poznałem kobietę. Jakoś tak stało się, że pokochałem ją ze wzajemnością. Po pewnym czasie odeszła. Wypełniałem dni pracą, nauką, żeby tylko zapomnieć. Piłem, korzystałem z życia, spotykałem się z wieloma kobietami. Poznałem w końcu i ją - piękną, inteligentną. Chciałem się z nią ożenić, ona się zgodziła, ale krótko przed ślubem powiedziała mi, że jest w ciąży i że nie jest to moje dziecko. Zostawiła mnie. Jakoś nie chciałem jej wierzyć, że to nie moje dziecko, więc kiedy urodziło się, wynająłem detektywa, który miał wyjaśnić tę sprawę. Okazało się, że to ja jestem ojcem mojej córki. Jej matka odeszła, będąc z nią w ciąży, do innego faceta, który do dziś chyba nie wie, że nie jest jej biologicznym ojcem. Córeczka jest jedyną kobietą, którą kocham poza moją matką i moimi siostrami.
Tamto wydarzenie zmieniło mnie. Nie chciałem uczuciowo zbliżyć się do żadnej kobiety. Pogardzałem nimi, uważałem je za kłamliwe modliszki, które nadają się tylko do zaspokajania moich potrzeb seksualnych. Udawałem przed samym sobą, że nie ma miłości, że nie ma bliskości, że nie istnieje czułość, że są to po prostu jakieś mrzonki dla pensjonarek, czytających ckliwe romansidła. Najbardziej pogardzałem swoją niedoszłą żoną, a całą swoją złość, cały swój ból przelewałem na inne kobiety. Nie byłem dla nich łagodny, cierpliwy - myślałem tylko o swojej przyjemności. Miałem je wszystkie za nic. Zwykłe ciała, bez duszy, bez czucia, bez mózgu. Stałem się potworem. Uwodziłem je z zimną krwią dla chwilowe przyjemności.
Przez długi czas nie potrafiłem patrzeć inaczej na kobiety, jak właśnie w ten sposób. Tak było do czasu, kiedy moja córeczka stała się ofiarą wypadku. Bałem się o nią. Mimo że nie mogłem być przy niej, kiedy rosła, dorastała, nie chciałbym, aby coś się jej stało. Kochałem i kocham ją, choć przegrała walkę o życie. Zmarła przez jakiegoś kretyna. Wówczas dotarło do mnie to, co ja sam sobie robię, jak zachowuję się wobec kobiet. Zacząłem podróżować. Stałem się życiowym wędrowcem. Uczyłem się cierpliwości, wytrwałości. Szedłem swoją drogą życiową mimo połamanych skrzydeł, mimo bólu. Uczyłem się pokory. Zacząłem doceniać drobne chwile, małe przyjemności. Zacząłem na nowo czuć.
Wiesz, myślałem, że dawno zapomniałem już jak to jest upajać się pieszczotą wiatru na policzku, czuć zapach mokrej ziemi i deszczu, smakować soczyste owoce. W tych moich pamiątkach schowane jest całe moje życie, moja wędrówka, moje uczucia, wszystko co przeżyłem do dziś.
Patrzę na ciebie i zastanawiam się, jak to możliwe, że wciąż masz w oczach ten błysk, wyraz zaciekawienia, a jednocześnie spoglądasz na mnie i słuchasz moich słów bez lęku. Skrzywdziłem wiele kobiet. Bardzo je skrzywdziłem. Krzywdziłem też siebie. Nie wiem, czy potrafię jeszcze pokochać. Boję się, boję się, że kochając, mógłbym zniszczyć tę jedyną, tę, która stałaby się dla mnie najważniejszą istotą. Czasem wciąż wraca ten dawny ja - stary satyr - żądny przyjemności, zapomnienia. Nie chcę już żadnych iluzji, znam swoje ograniczenia. Nauczyłem się świadomie przeżywać swoje życie, ale nadal boję się połączyć bliskość z niezależnością, dawanie z braniem. Boję się spotkania z kobietą, prawdziwego spotkania z kobietą. Boję się, że może mnie z nią połączyć więź tak silna, więź, której nie doświadczyłem z żadną inną wcześniej. Każdego dnia mierzę się ze swoją samotnością i już zawsze będę takim wędrowcem, trochę samotnikiem.
Nie boisz się, siedzieć tu tak ze mną pod gwiazdami? Nie boisz się mnie po wysłuchaniu mojej historii?
Księżniczka: Czego miałabym się bać? Każdy z nas może stać się aniołem, może stać się potworem, w zależności od okoliczności, własnych słabości i siły, którą możemy w sobie odnaleźć. Widzę, że masz w sobie siłę, aby zmierzyć się z tą twoją samotnością. Kobieta, która ciebie pokocha, którą ty pokochasz będzie miała trudne zadanie. Ona też będzie musiała zmierzyć się z twoją samotnością i będzie musiała ją zaakceptować, nauczyć się z nią żyć. Wiesz kim jesteś, znasz swoje powołanie...
Mag: Tak, wiem, którą drogą podążać. Znam wszelkie środki lokomocji. Wiele przeżyłem, wiele widziałem.
Księżniczka: Wciąż się boisz prawda? Boisz się o nią? O tę, którą wybierzesz, którą pokochasz? Boisz się, że twoja miłość ją zniszczy, że twoja miłość ją zabije, że będzie cierpiała przez ciebie?
Mag: Tak. Jak zdołać ochronić drugą osobę przed samym sobą? Wciąż zadaję sobie to pytanie i nie potrafię znaleźć na nie odpowiedzi, choć tak długo już wędruję.
Księżniczka: Nawet siebie nie jesteśmy w stanie przed sobą ochronić, więc tym bardziej nie jesteśmy w stanie ochronić przed sobą drugiej osoby. Może kiedy odkryjesz smak bliskości z kobietą, będziesz się delektował bliskością z nią, nie tylko tą fizyczną, ale też i mentalną, duchową, znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie.
Mag spojrzał na Księżniczkę zupełnie zaskoczony. Nie spodziewał się po tej kobiecie takiego doświadczenia przez życie. Jego myśli krążyły tylko wokół jednego pytania: "Skąd ona wie? Skąd wie?"
Mag rozpalił ognisko, rozłożył namiot, wyjął chleb, gestem zapraszając Księżniczkę, aby zbliżyła się do ognia.
W jego głowie krążyło wiele pytań: "A może ona...? Ale jak? To niemożliwe! Skąd wiedziała? Nie, ona na taką nie wygląda. Muszę się mylić. Jak ją sprawdzić? Jak mieć pewność? Skąd mogę to wiedzieć? Księżniczka? Dobra wróżka? Czarownica? A może po prostu kobieta?"
...z pewnością kobieta :) Te kamienie trochę mnie zasmuciły...
OdpowiedzUsuń...jak ją sprawdzić... zabrzmiało po męsku ;p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gruszeczko i DD :)
figa
cześć Figunia :)
OdpowiedzUsuń"Mam do ciebie tysiące pytań" - lubię mieć tysiące pytań:)
OdpowiedzUsuńPytanie rodzi odpowiedź, a ona zaś określa człowieka. Reszta jest już tylko kwestią...interpretacji?
dd, dlaczego Cię zasmuciły?
OdpowiedzUsuńwiesz, no każdy z nas nosi te kamienie, są ciężary, które nas przygniatają.
Figuniu, no w końcu facet to wypowiada ;) choć moimi palcami ;)
OdpowiedzUsuńZgadzam się madame, pytania rodzą odpowiedzi i z odpowiedzi danej osoby możemy kogoś poznać.
OdpowiedzUsuńTa interpretacja to kluczowe słowo, bo dla każdego z nas pewne pojęcia mogą znaczyć coś innego, a interpretacja zależy w jakiejś części od doświadczeń i przeżyć.
Następną notkę napiszę chyba o młodych dziewczynach... normalnie czuję się jak ze średniowiecza z tymi zasadami wg których zostałam wychowana ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam jutro na nową notkę, bo dziś wpadła moja siostra przejazdem, więc chcę z nią spędzić trochę czasu i się nagadać, bo bardzo mamy szansę się spotkać.
Wszystkim życzę przyjemnego wieczoru i dobrej nocy :)))
ps. G. chce się umówić, wpadł na pomysł, że mnie odwiedzi. Może znowu przegonię go przez pół miasta ;) tylko tym razem nie ma mrozu ;)
Zajrzę tu jeszcze przed spaniem, przyjemnego wieczoru wszystkim :)
OdpowiedzUsuńWitaj Gruszeczko :) Kamienie mnie zasmuciły, bo też je mam w plecaku....
OdpowiedzUsuńMiłej soboty :)
dd, każdy nas je ma a dziś wielu osobom przybyło kilka nowych...
OdpowiedzUsuń