15 września 2010

Gdyby jutro mnie tu nie było.

Gdyby jutro mnie tu nie było... Gdybym zniknęła bez słowa... Gdyby nie pojawiły się tu więcej żadne moje słowa...

Dziś tylko pół kroku zabrakło, aby być może długo, a możliwe, że już więcej by mnie tu nie było. Kretyn prawie mnie rozjechał, gdy przechodziłam na zielonym świetle. Pędził na oślep chyba, znacznie przekraczając prędkość, bo przecież nie będzie się wlec tą dozwoloną 30. Rozumiem, że niektórych mogą wkurzać przepisy, wolna jazda, itp., ale te przepisy nie są po to, aby utrudniać nam życie. Zresztą nie dalej jak dwa dni temu, gdy jechałam z moją siostrą samochodem, idiota z naprzeciwka wyprzedzał na trzeciego i to z taką prędkością, że gdyby moja siostra nie zjechała na trawnik, to byłaby czołówka i być może nas na tym świecie już by nie było. Rzuciłam wiąchą we wszystkich znanych mi językach, a moją siostrę nauczyłam kląć po hiszpańsku.

W przeciągu trzech dni naprawdę niewiele brakowało, ledwie kilkanaście centymetrów, aby mnie tu nie było. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy ktoś z Was by się zorientował, że więcej tu nie wrócę. Przecież nikt z mojej rodziny nie wie o istnieniu tego miejsca. Nie wiem, czy powiadomiliby moich przyjaciół... Co pomyślelibyście wy i ci wszyscy ludzie, z którymi rozmawiam najczęściej słowem pisanym... że zniknęłam bez słowa, bez pożegnania, że tak porzuciłam...?

Zdałam sobie sprawę, że mimo otwartości, jestem dość skryta i tak naprawdę ludzie niewiele o mnie wiedzą, nawet moi najbliżsi. Mam tu na myśli takie fakty jak mój wzrost, rozmiar buta i ubrań, itp. aż do ilości kont mailowych posiadanych przeze mnie (z uwagi na blog można się łatwo domyślić, że mam przynajmniej dwa adresy mailowe ;) i naturalnego koloru włosów. Zawsze wychodziłam z założenia, że te wszystkie liczby, miary, wagi i im podobne nie są wcale konieczne do życia, a przez w ogóle o nich nie mówię, nawet innych ludzi o nie nie pytam zazwyczaj.

Gdyby mnie nie jutro tutaj nie było, to moja rodzina miałaby niezłe zamieszanie. Pogrzeb i inne takie załatwiliby szybko, bo wszyscy wokół znają moją fobię na temat trumien i zakopywania w ziemi, więc wiedzą, że chcę być spalona i rozsypana, bo stanie na kominku w charakterze kolejnego badziewia, z którego trzeba ścierać kurz, byłoby dość nudne. Jakby rodzina zaczęła się zagłębiać w moje papiery i zapiski... Gdyby mnie tu jutro nie było, to rodzina z pewnością musiałaby się dopchać do zawartości mojego komputera... Oj z pewnością nie jedno by ich zdziwiło.

Gdyby mnie tu jutro nie było, myślę, że żałowałabym, że tak wielu rzeczy nie zrobiłam, nie spróbowałam tylu potraw, że częściej nie uśmiechałam się do ludzi, że o tylu rzeczach nie zdążyłam napisać. Nie boję się śmierci, obawiam się tego, co jest po niej, a raczej tego, czego nie ma... Skoro nie ma ciała, to jeść się nie chce i nie trzeba, ale przez to nie można rozkoszować się smakiem tych wszystkich pyszności, zwłaszcza czekolady, świeżych warzyw i owoców. Seksu chyba też nie ma... w każdym razie orgazmów nie ma, bo skoro już nie ma ciała... Upić z rozpaczy też się nie można, nawet z radości. Żadnych przyjemności... No ale mam nadzieję, że chociaż można być w dwóch miejscach w tym samym czasie i że przez ściany przechodzić można, skoro tylu przyjemności robić się nie da... Podobno... Mam nadzieję, że to nieprawda, bo jeśli jest ta jakaś tam wieczność, to co to za wieczność bez przyjemności. Co to za niebo... Bo wiecie, na piekło to ja mam już plan. Jeśli tam trafię, to piekło zamarznie pierwszy raz w historii :) I już ja się o to postaram, bo wiecie, upałów to ja nie lubię. Może jednak Szef mnie nie wyklnie i trafię do nieba, byle nie do takiego, w którym będę musiała stać godzinami w jakiejś białej szmacie (nie lubię białego, taki sterylny... blee), machać gałązką jakiegoś zielska (zamiast je zjeść) i śpiewać cienkim głosem (nie przepadam za tym i śpiewam tylko jak jestem zupełnie pijana albo gdy mi wyjątkowo humor dopisuje i energia rozpiera, ale to się wyjątkowo rzadko zdarza), bo to by było istne piekło, żadne tam niebo.

Gdyby jutro mnie tu nie było, to proszę się jednak nie martwić, bo jak na razie ja się stąd nigdzie nie wybieram, a moje Anioły Stróże dobrze mnie pilnują. Tyle jest jeszcze do powiedzenia, do napisania, do zrobienia, do zjedzenia, do... nooo.... itd. :)

12 komentarzy:

  1. witaj czekoladko :)))
    nawet tak nie mysl ....... i nigdzie sie nam nie zabieraj ! rzeczywiscie czasem brakuje tak niewiele ,aby opuscic ten swiat ..... ja mialam w poniedzialek okropny dzien ,to juz bardzo blisko do rozwiazania ,ciagle plakalam ,przerazala mnie mysl co by bylo gdy cos mi sie stalo ( wiem ,porod to nic wielkiego ,ale nigdy nic pewnego ) ,nie moglám opanowac lez patrzac na mojego synka i wyplakiwalam sie najblizszym ....... na szcze scie juz mi lepiej ,teraz tylko czekam ,kiedy "mala " da znac ,ze to juz .....

    pozdrawiam Cie czekoladko i zycze spokojnej nocy :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Lapaz :)
    To ja będę trzymała za Ciebie i Malutką kciuki, aby wszystko dobrze się udało :)

    Jasne, że ja się nigdzie nie wybieram i mam nadzieję, że jakiś debil kierowca jednak nie stwierdzi, że mnie usunie z tego padołu, dlatego na wszelki wypadek będę jeździć autobusem ;)

    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekolado Słodka. Ja mam nadzieję, że znalazłabyś sposób i swojemy fanclubowi dałabyś znać choćby słowami piosenki: spotkamy się na tamtym świecie...
    Ale tak poważnie: uważaj na siebie i nie daj się przejechać jakiemuś skończonemu idiocie. Wcale niegłupie są propozycje dawania prawa jazdy terminowo. Każdy kierowca powinien być na dodatek badany przez doświadczonego psychologa albo lepiej psychiatrę, czy nie jest potencjalnym... mordercą.
    W wieczornej modlitwie podziękuję Twojemu Aniołowi Stróżowi (może śmieszniej byłoby "Cieciowi", bo przecież stróż to cieć), że Cię nam ustrzegł. No bo jesteś nasza, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć Aniu :)
    Jakoś bym pewnie dała znać, ale przez bardzo długi czas, przynajmniej te kilkadziesiąt lat wolałabym tego nie robić ;) A tych idiotów, co są potencjalnymi mordercami, to bym w ogóle na drogę nie wpuściła. A niech robią testy, badają i dają terminowo, sama dałabym się przebadać. To co ludzie wyczyniają na drogach woła o pomstę do nieba, zwłaszcza że jeśli dajmy na to ja jestem pieszym, to raczej nie staranuję auta kierowcy, prędzej ono ze mnie marmoladę zrobi i wtedy już tylko będzie można mnie zeskrobać z jezdni do worka.. ale debil o tym nie myśli, bo jak ma myśleć, skoro w miejscu mózgu została my tylko jedna komórka odpowiedzialna za podstawowe funkcje życiowe ;)

    Dziękuję Ci Aniu :)
    Pewnie, że jestem Wasza :)))
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekoladko.... No weź przestań. Może to zabrzmi patetycznie, ale bez Ciebie blogsfera już nie była by taka sama :( Jesteś jednym z ulubionych miejsc wirtualnego świata... No i dla mnie jakoś trudno zamknąć Cię tylko w wiertualu... ;) Tak więc... została by ogromna pustka. Nie do zniesienia.

    Ktoś kto czasem jeździ "TAXI" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest jesze jedna kwestia, mianowicie taka, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mój brat, który jest chyba dobrym kierowcą (jeździł przed laty na TAXI w Berlinie a tam nie tak łatwo zdać na licencję) kiedy jedzie samochodem pomstuje: jak ci rowerzyści jeżdżą!!! Gdy przesiada się na rower klnie: jak ci kierowcy jeżdżą!!! A pewnie gdy musi się przejść wyzywa na jednych i drugich.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wczoraj pani w "Ruchu" opowiedziała mi, że na tym samym przejściu dla pieszych, gdzie wypadkowi uległa moja mama, potrącona została jakaś młoda dziewczyna. Przed pasami zatrzymała się "nauka jazdy" więc kobieta miała prawo mniemać, że bezpiecznie przejdzie. A tymczasem inny samochód zza tej "L"-ki ją potrącił. Kto debilowi dał prawo jazdy? Jeszcze powinna być badana wyobraźnia i skuteczność przewidywania skutków swojego zachowania na drodze.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć Mr Taxi ;)
    Dziękuję, aż normalnie urosłam ;)
    Wiesz, ja się nigdzie stąd nie wybieram i mam nadzieję, że żaden kretyn nie zamierza mnie usunąć z tego padołu, zresztą ja się tak łatwo nie dam.
    Pozdrawiam i zapraszam, zawsze jesteś tu mile widziany :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu,
    ja się z tym punktem widzenia, siedzenia jak najbardziej zgadzam. Kiedy się zmienia, zmienia się i perspektywa i wszystko się inaczej jakoś widzi, od tej innej strony.

    Jak niektórzy kierowcy widzą przed sobą "L" to dostają piany na ustach i to co wyprawiają ludzkie pojęcie przechodzi. Ja czasem nawet na jednym przejściu koło mnie nie czekam na zielone, tylko idę, gdy nic nie jedzie, bo tam dość często dochodzi do wypadków i potrąceń, bo dla kierowców czerwone światło to tylko delikatna sugestia...

    A niech badają i wyobraźnię, i przewidywanie, nie mam nic przeciwko, sama się chętnie poddam. Tylko że zbyt często jazda tych debili to się w czasie nauki i egzaminu nazywa "dynamiczna", a jazda normalnych przewidujących ludzi "zachowawcza i mało dynamiczna", bo przecież nie można przepuścić pieszego z własnej woli, trzeba się siłą pchać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze, że jednak jesteś :))))
    Pozdrawiam :)
    figa

    OdpowiedzUsuń
  11. Figuniu, dobrze, że i Ty jesteś :)
    Dziękuję i ściskam :)))

    OdpowiedzUsuń
  12. Wszystkim życzę przyjemnego niedzielnego popołudnia, a wieczorem zapraszam na nową notkę :)

    OdpowiedzUsuń