31 października 2010

Kilka refleksji...

Chłodne, lekko mroźne drgające nadchodzącą mgłą powietrze, malinowe niebo, drzewa przykryte jeszcze liśćmi w kolorze mojej herbaty z cytryną i miodem. Włożyłam sweter, bo musiałam koniecznie wyjść na balkon, aby nawdychać się tej magii, ciszy i spokoju. Stałam tak i przyglądałam się otaczającemu mnie światu, myśląc o tych moich bliskich... 
Nie lubię chodzić na cmentarz w tym całym tłumie ludzi, których pielgrzymki przy grobach przypominają coraz częściej kawiarniane spotkania niż chwilę refleksji, wspomnienia o bliskich. Tyle grobów przypomina bardziej choinki bożonarodzeniowe niż miejsca pochówku. Nawet producentów zniczy opętała jakaś mania jarmarku, odpustu i kiczu. Gdy myślę o dniu 1 listopada, czuję jakiś taki niesmak. Czas, który powinien być czasem refleksji, wspomnienia, zadumy, zamieniał się w czas komercji, jarmarku, kupczenia? 
 
Na cmentarz na grób mojej siostry od lat chodzę wczesnym rankiem, kiedy jest tam pusto... W ciągu roku zaglądam... Odkąd mama przeszła na drugą stronę mostu, zdałam sobie sprawę, że poza mną i rodzicami na grób mojej siostrzyczki nikt więcej nie zaglądał. Moje siostry tam nie chodzą... Jak byłam malutka i się domagałam wręcz pójścia na cmentarz, a sama nie mogłam, wtedy szły ze mną. Jednak od śmierci mamy tamten grób przestał dla nich istnieć... Jakby go w ogóle nie było. Im więcej czasu upłynie, im mniej i krócej znaliśmy dane osoby, tym rzadziej lub wcale zapalamy świece czy zanosimy kwiaty na groby...?  Nie wiem.
Malutką znałam może dłużej niż pozostała część rodziny, bo razem dokazywałyśmy w brzuchu mamy, ale czy ja to mogę pamiętać? Nie wiem, ale czuję z nią silną więź... 
 
Zadzwoniła do mnie przed chwilą najstarsza siostra z durnym pomysłem, abym nie dość, że o świcie do niej przyjechała, to jeszcze aby iść na cmentarz, na którym jest mamy grób w największym tłumie ludzi i kwitnąć tam podczas mszy. Tylko że ja nie znoszę takich zbiorowisk, a we Wszystkich Świętych na cmentarzach koło południa jest spęd ludzi. Dla mnie te chwile nad grobami bliskich są zbyt intymne, zbyt moje... 
 
Oczy zaszklą się słoną wilgocią, ciałem wstrząśnie tęsknota, która się wwierca we mnie niczym kornik w drewno... Nawet jeśli wcale nie jestem smutna, tylko uśmiechnięta, bo coś mi się akurat udało. Łzy pojawiają się zawsze... tak jak bardzo ściska mnie tęsknota... Nie potrafię tak przelecieć jak wiatr przez cmentarz i prawie w tym pędzie, biegu jakimś zostawić kwiaty, zapaloną świeczkę i polecieć, zapominając zaraz, jak tylko odwrócę się plecami do grobu. 
 
Trzeba ciszy, zatrzymania, chwili skupienia, aby dojrzeć skrzydła naszych aniołów, kiedy przelatują nam nad głowami. Trzeba spokoju, aby złapać uśmiech naszego anioła, który dotyka głęboko, łagodnie opatruje rany tęsknoty. W ciszy nasze anioły mówią do nas... mówią, że przecież tak naprawdę są z nami... żyją w naszych sercach, w naszej pamięci... Nasze anioły mówią nam muśnięciem skrzydeł po policzku... po dłoni... że przecież jesteśmy pod ich opieką... To cisza pozwala nasłuchiwać głosu i kroków naszych aniołów... Cisza splątana światłem, kwiatów i igieł zielonych zapachem... Cisza...

6 komentarzy:

  1. Och jak to skomentować, co napisać...Chyba pomilczę z Tobą, tak po prostu, łagodnie...Tak ci co odeszli zabierają ze sobą cząstkę nas samych i tylko cisza ten żal ukołysze i tylko cisza go zrozumie, łagodnie...Cisza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Madmargot, tak to prawda, że zabierają cząstkę nas, ale też tak wiele nam pozostawiają... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. czarodziejka1.11.2010, 20:57

    Ja chyba tez nie wiem co napisac, bo to takie..trywialne. Te słowa.
    Koncówka piękna,natchniona i mądra. Usciski.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czarodziejko... i ja sama nie wiedziałabym, co powiedzieć...
    Ściskam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć CzG :)
    W zasadzie to ten Twój post okazał się dla mnie inspiracją i dlatego też postanowiłem dziś napisać parę słów nt. cmentarzy.
    Natomiast zaskoczyłaś mnie totalnie w kwestii Twojej siostry. Być może już wcześniej coś o tym pisałaś, tylko tego nie czytałem?
    Nie dziwię się, że czujesz więź ze swoją siostrą, w takiej sytuacji to dla mnie oczywiste.
    A teraz przenoszę się już do opowiadania...

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć Smurffie :)
    Właśnie zauważyłam, że napisałeś i oczywiście poczytam :)
    Wiesz, kiedyś pisałam o tym na którymś ze starych blogów. Tutaj chyba nawet była jakaś wzmianka... Ja raczej rzadko o tym wspominam. Z opowiadań mamy wiem, że niewiele brakowało, a obie z mamą też byśmy porodu nie przeżyły.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń