19 listopada 2010

Nic mnie to nie obchodzi.

Kiedy człowiek myśli, że wszystko się już poukłada, że problemy nie będą się piętrzyć, jak naczynia w zlewie po wystawnej kolacji dla wielu gości, okazuje się jak bardzo złudne były te nadzieje. Jestem wściekła, rozgoryczona i jest mi przykro. Powoli zbliżam się do granic własnej wytrzymałości, tykam jak bomba i w końcu wybuchnę, tylko nie wiem, kiedy to nastąpi, ale wybuch jest już bliski. 

Dzisiaj będzie osobiście, prywatnie, smutno i wściekle, bo jest mi tak źle. Jestem skłonna wiele wybaczyć, wiele zrozumieć, ale za miotłę do zamiatania robić nie będę.

Zbyt dużo się zadziało ważnego dla mnie w tym tygodniu... Zbyt wiele poważnych rozmów... Zdecydowanie za dużo tego wszystkiego, jak na jedną osobę. Ciężar i kaliber... Wszystko wielkie... Czułam, czułam to wszystko pod skórą, tłukło mi się po głowie, nie dawało spać, przychodziło w krótkich chwilach snu. 

Szykuje się awantura. Wisi już nad moją rodziną jak chmura burzowa. A ja nie zamierzam tym razem tej burzy zażegnać, raczej postąpię wprost przeciwnie i rozpętam taką, jakiej dawno nie było w tej rodzinie. Ojciec nie protestuje, stwierdził, że usunie się z linii ognia i niech się dzieje, co chce. 

Poświęciłam dużo gdy zachorował ojciec, poświęciłam jeszcze więcej, gdy zachorowała mama i choroba pożerała ją w zastraszającym tempie, nadal poświęcam pewne sprawy i swoje kawałki życia, ze względu na ciotkę, siostrę ojca, która nie ma nikogo bliższego niż my... Decyzja była moja, koszt ogromny i skutki tych moich decyzji będą się za mną ciągnęły jeszcze długo. Gdybym miała podjąć jeszcze raz te same decyzje, podjęłabym. Wybór był prosty. Inna decyzja i żal nie do opisania. Decyzja podjęta - ogromne koszty. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie kopanie dołków pode mną, gdyby nie w chamski sposób argumentowane wygodnictwo pewnych osób, gdyby nie kolejny raz usiłowanie wykorzystania mojego dobrego serca... i korzyści, których ja mieć nie będę, będą mieć je inni. Ja mam się poświęcić, mam rozpieprzyć wszystko, żeby inni mieli korzyści materialne za nic, bo ja się zajmę, ja zdejmę im z głowy problemy, ja znajdę rozwiązanie, a inni nie będą się musieli poczuwać... a w zamian ja pewnie nie usłyszę nawet "dziękuję", a oni będą się cieszyć z zysków. Cholerne niedoczekanie! Za to, co robiłam, co robię, nie oczekiwałam niczego i nie oczekuję, nawet się nie spodziewam i mogę powiedzieć, że nic z tego mieć nie będę.

Jednak mam dość i nie zamierzam poświęcać już więcej, nawet jeżeli miałabym odnieść jakieś korzyści. Ja mogę wymyślić rozwiązania, nawet już mam kilka w mojej głowie, ale nie będę odwalać czegoś za innych. 
Cztery lata to wystarczająco długo. Teraz niech się inni wykażą. Będą mieć pole do popisu. Znudziło mi się bawienie w dyplomację. Po ludzku nie skutkuje i nie dociera, to będzie wojna. Zanim jednak ją rozpętam, zostawię otwartą furtkę z normalnym wyjściem i możliwością wyboru... Jednak mimo to muszę być bezwzględna, choć ja tak tego nie znoszę. Moje nowe ulubione hasło brzmi: "Nic mnie to nie obchodzi." 

Ludzie uwielbiają ślizgać się na tyłku innych, uwielbiają wykorzystywać ludzi, aby osiągnąć korzyści własne. Przykre jest, gdy dzieje się tak w rodzinie i to jeszcze w najbliższej rodzinie. Normalne szczere rozmowy, argumenty niestety nie zawsze skutkują, czasem trzeba porządnie walnąć słowem, nawet wybuchnąć, postawić się. 
Każdy popełnia błędy, każdy z nas ma wady, ale każdy jest też człowiekiem i jako człowieka, nie można go traktować gorzej niż jakąś rzecz zbędną. A za często to się dzieje...  Narasta we mnie bunt, wypełnia mnie jak woda szklankę i tylko patrzeć, jak się przeleje mi przez usta. 
Ja też mam wybór, o czym pewne osoby zdążyły już zapomnieć i ja niczego nie muszę, mogę, ale wcale nie muszę. Do tej pory mogłam, to teraz przecież mogę już nie móc i właściwie... niech oni się teraz martwią, pourywają sobie głowy, nawet żyły wyprują. A ja sobie postoję z boku i popatrzę. Przecież niczego nie muszę.

A do ludzi wszystko wraca, prędzej czy później, na dodatek zwielokrotnione. Warto o tym pamiętać, ale czasem trzeba innym przypomnieć. 

Jeśli chodzi o mnie, to mam też wyjście awaryjne, gdyby jednak było trzeba podjąć pewne kroki, bo i bomba zawiedzie, i jakoś nie jest mi przykro, że z niekorzyścią dla tej całej reszty, ale to na ich własne ewentualne życzenie.

15 komentarzy:

  1. Życzę wszystkim udanego weekendu :)
    O mnie proszę się nie martwić, do jutra się wyciszę, a jutro jakaś inna notka, zupełnie z innej beczki ;)
    Pozdrawiam wszystkich ciepło i ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to fakt, tyle ile dajesz tyle dostajesz i to wszystko do człowieka wraca, ze zdwojoną siłą. Miałam chyba podobną sytuację w rodzinie. Moja mama latami opiekowała się swoimi rodzicami, dla nich wyjechaliśmy z Warszawy, bo byli obydwoje barzdo chorzy. Po śmierci dziadka było jeszcze ok, natomiast kiedy odeszla moja ukochana babcia, moją mamę spotkała ogromna przykrość. Wyjechaliśmy po jej śmierci nad morze a kiedy wróciliśmy nasz dom okazał się nie nasz. Nagle miał wielu właścicieli, ludzi, którzy rościli sobie do niego prawo z racji pokrewieństwa z moją babcią. Przedtem wcale o niej nie pamiętali, nie odwiedzali jej, nikt nie kwapił się by ją pielęgnować. Robiła to moja mama poświecając cały czas na opiekę nad nią. Też się poświeciła bo kochała swoich bliskich ale inni mieli zgoła inny pogląd na tą sprawę. To straszne,że wsród najbliższych dochodzi do takich rzeczy, że osoby nam najbliższe okazują się obce...Nie wiem Czekolado czy sytuacja jet podobna ale tak mi się jakoś skojazyło...Pozdrawiam Cię i trzymaj się. Ciepłe myśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach i czasem trzeba się wypisać, ja to robię i jet mi trochę lżej, to pomaga. Naprawdę powodzenia. Słońca Czekolado i słodyczy na gorzkie dziś Twoje myśli ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Łoj, ale się porobiło. Też mam ochotę nieraz wrzasnąć: mam to wszystko w głębokim "poważaniu". I zaśpiewać za Rodowiczką: wsiąść do pociągu byle jakiego (...), patrzeć, jak wszystko zostaje w tyle. Ale tkwię w codzienności, szukam dyplomatycznych wyjść i tylko mruczę sobie pod nosem: jak się nie obrucisz d... zawsze z tyłu. Jednak daję sobie taką możliwość, że kiedyś walnę czymś ciężkim o podłogę, wykrzyczę wszystkie żale i pójdę w siną dal...

    OdpowiedzUsuń
  5. Madmargot i u mnie zaczyna być to samo, chodzi o siostrę mojego ojca. Kobieta jeszcze żyje, choć poważnie choruje, ale na razie śmierć się do niej nie zbliża, a już sobie rodzinka rości prawo do jej mieszkania, jej pieniędzy i usiłują naciskać, aby przepisała... ale żeby coś pomóc, czy chociaż zadzwonić, zapytać co u niej, to nie.
    Kiedy mama powoli odchodziła, bo choroba pożerała ją wręcz, a ona niknęła w oczach, to jedna z moich sióstr, kiedy łaskawie się zjawiła, bo mama chciała ją zobaczyć przed śmiercią, stwierdziła, że zrobi wszystko, aby mieszkanie moich rodziców, które ja dostałam od nich jak miałam 19 lat (żeby na ulicy nie wylądować, bo tego się obawiali, ja jestem dużo młodsza od mojego rodzeństwa), zabrać mi i że mnie wyrzuci, bo ja nie zasługuję na nie. Powiedziała to przy mnie, przy reszcie rodziny i przy mamie naprawdę już ciężko chorej i słabej.
    A teraz robi się jeszcze gorzej i ja mam dość tego chamstwa, bezczelności, wygodnictwa i egoizmu. I nie pozwolę, aby członków rodziny traktować gorzej niż przedmioty, bo już nie można z nich kasy doić.

    Tak właśnie, czasem trzeba się wypisać, wyrzucić z siebie. Dziękuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aniu, no właśnie... Ja już doszłam do pewnej granicy, że mam dość, a zwłaszcza dość bezczelnego chamskiego tłumaczenia.
    Do najstarszej siostry jestem w stanie dotrzeć perswazją i wiem, co z nią zrobić. Pozostaje do opanowania ta chamska reszta...

    Czasem dyplomacja nie przynosi efektów, a każdy ma jakąś wytrzymałość. Czasem trzeba wykrzyczeć, wyrzucić, żeby dotarło. Sprawiedliwości nie ma, pewne decyzje nas wiele kosztują, ale są jednak jakieś granice i nie może być tak, że my coś robimy, a inni, no cóż, kopią dołki pod nami. Jak już ktoś nie chce nic robić i ma w d..., to niech się zwyczajnie odwali.

    Trzymaj się :)
    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. czekoladko doskonale Cie rozumie....... nie rozumie jednak i nigdytego nie zrozumie dlaczego ludzie sa tak chciwi ,zawistni i potrafia zyc w nienawisci......
    nie daj sie czekoladko !!!!!
    pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Lapaz, niestety są tacy ludzie, dla których najważniejsze są rzeczy materialne, pieniądze, a nie ludzie. Każdy ma swój własny system wartości...
    Dziękuję i ściskam mocno :)

    OdpowiedzUsuń
  9. czekoladko wlasnie tak jest !!!! niestety :( rzadza i chec posiadania pieniadza niszczy wszystko co piekne i szlachetne ,wierze jednak ze karzda krzywde jaka czlowiek wyrzadza wczesniej czy pozniej zaplaci za nia .....widzialam juz to w wielu przypadkach ! coz Ci ludzie nie rozumieja co w zyciu liczy sie najbardziej ....
    wlasnie ogladam film "alive" i jak tylko sie skonczy uciekam do lozka :)
    spokojnej nocy Ci zycze :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj :)
    no cóż jak mówią: miękkie serce-twarda d..a... Coś w tym jest :)
    Rób swoje i nie daj się!
    Pozdrawiam :)
    figa

    OdpowiedzUsuń
  11. Czekoladko, z takiej niezręcznej sytuacji cudownie wybrnęła moja Śp. Ciocia…na krótko przed jej śmiercią wszyscy drapali się o jej majątek, a szczerze mówiąc mieli o co,bo była właścicielką pięknej poniemieckiej willi usadowionej nad samym jeziorem. Wspaniałe widoki, świeże powietrze, natura…cudo. Dzieci nie miała, znaczy miała kilkoro, ale wszystkie pochowała, umierały w jakiś czas po narodzeniu. Niesamowita, pełna energii i siły kobieta. Gdy leżała w szpitalu…nagle po latach całkowitego zapomnienia, zaczęli się pojawiać troskliwi opiekunowie…kochający cioteńkę. Jakiż miałem ubaw , gdy okazało się po jej odejściu, że dom przeszedł w ręce państwa, bo jak napisała… Nie chce by jej najbliżsi…kłócili się, gniewali, i wariowali. Nie ma nic…jest spokój…wojny brak. Zaprawdę wspaniała starsza pani:-)

    Myślę, że powinnaś troszeczkę odpocząć…oderwać się od tej sytuacji… tak jak piszesz, nic nie musisz i to najzdrowsze w tej sytuacji podejście… Pamiętaj o tym :-)

    Pozdrawiam gorąco :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Lapaz, no właśnie. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Figuniu, oj jest, jest.
    Robię swoje i już widzę efekty.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Norbercie, Twoja ciocia bardzo dobrze zrobiła. No w tym moim przypadku, cóż... brak słów momentami.
    Dziś sobie szczerze porozmawiałam z moją najstarszą siostrą, doszłyśmy do pewnych wspólnych wniosków. Cieszy mnie to bardzo.

    A odpoczynek? Przydałby się, tak jak i zmiana otoczenia...
    Oczywiście pamiętam będę ;)
    Odpozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Witajcie,
    wróciłam niedawno do domu i szczerze mówiąc, jestem wykończona, więc notka jutro, bo dziś już nawet literki mi się zlewają, więc je klepię w ślimaczym tempie.
    Pozdrawiam wszystkich, życzę dobrej nocy i miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń