4 grudnia 2010

Gdzie się podziały...?

Gdzie się podziały dzieci z sankami, gdzie się podziały śniegowe bałwany, gdzie się podziała radość z zimy? Czyżby to wszystko odeszło wraz z przyjściem komputerów, centrami handlowymi i z innymi tego typu?
 
Śnieg, lekki mróz, pogoda wymarzona, aby pozjeżdżać na sankach, ulepić bałwana, tylko dlaczego jakoś nie widzę dzieciaków z sankami, dzieci rzucających się śnieżkami, polepionych bałwanów...? Myślałam, że dziś, w sobotę zobaczę chociaż kilka osób na jednej, drugiej czy trzeciej górce, chociaż jednego ulepionego bałwana... A tu, po południu kilkoro maluszków z rodzicami. I nikogo więcej. Czyżby komputer, telewizja, centra handlowe i rozrywki, które powinny być dla dorosłych, są aż takie fajne? 
 
Kiedy ja miałam te 13 czy 14 lat to nie spędzałam zimowych weekendów przed tv. Komputery? Wtedy to takie prymitywne w porównaniu do dzisiejszych... W szkole mieliśmy i aż jeden miał możliwość odczytu płyt cd. Spędzaniu czasu w sklepie? A cóż tam ciekawego? Puszczanie się za parę spodni czy picie, popalanie i ćpanie jakiegoś badziewia...? Zdarzały się i takie osoby, ale z nimi nikt nie chciał rozmawiać, taki margines społeczny, a teraz...?
 
Zimą ja i moi znajomi ze szkoły, z podwórka woleliśmy wytarzać się w śniegu przy robieniu orzełków, ulepić bałwana, pozjeżdżać na sankach, pojeździć na łyżwach. Lodowiska były pełne ludzi, moje bajoro także, na górki były kolejki, a wokoło to utworzyły się wręcz bałwanowe alejki. Kiedyś moja glinianka miała brzegi betonowe, nie takie ładne jak teraz, a tuż przy samej wodzie zamiast kamieni w metalowej siatce, było coś jak betonowy próg. Kiedy bajoro porządnie zamarzło, że można było bezpiecznie chodzić po lodzie i jeździć na łyżwach, to urządzaliśmy sobie konkurs. Zjeżdżaliśmy po najbardziej stromym i wysokim betonowym brzegu na sankach, na tym betonowym progu tak fajnie się wybijało, a później się lądowało na lodzie. Wygrywał ten, kto najdalej wylądował. Zjeżdżaliśmy na siedząco, przodem, tyłem, na leżąco, na plecach, na brzuchu... Fajnie było. Ten konkurs to w ogóle był mój pomysł ;) I całkiem spora grupa nas się w to bawiła. 
W liceum na rekolekcjach, gdy zdążył już spaść śnieg, ileż razy goniliśmy się i rzucaliśmy się śniegiem, a później było kazanie od wychowawcy i księdza... Po szkole to samo, wychodziło się za bramę i dostawało się kulką ze śniegu. Koło żadnej szkoły w okolicy nie widziałam, aby młodzież się rzucała śniegiem. Z pewnością są jacyś, którzy to wciąż robią, ale większość chyba preferuje zimą inne rozrywki (i nie mam tu na myśli nart czy łyżew). 
 
Przypomniało mi się dzisiaj coś jeszcze, jak rozmawiałam z ojcem. Jak byłam malutka, wracaliśmy wieczorem z sanek i ulepiliśmy na dole malutkiego bałwana. Ojciec przyniósł go do domu, aby postawić go w skrzynce na balkonie. Pamiętam, jak się bałam, że nam się w windzie roztopi, ale się nie roztopił. Wytrzymał... w skrzynce aż do wiosny. Stał i patrzył w okno naszej kuchni, a ja codziennie wyglądałam, sprawdzając, czy wciąż tam jest. 
 
Kilka lat temu wracałam nad ranem w Nowy Rok z gór. Tylko aby dostać się do busa, który miał zawieźć nas do miasta na pkp, trzeba było zejść 3 km w dół po stromej, ośnieżonej i oblodzonej drodze. Schodząc normalnie, prędzej bym sobie nogi powykręcała, więc co zrobiłam, ku zdumieniu innych? Położyłam plecak na tej drodze, usiadłam na nim i zjechałam jak na sankach. Poszło szybko i było fajnie. Jedyne miłe wspomnienie z tamtej imprezy. Trzy inne osoby doszły do tego samego wniosku co i ja, że lepiej zjechać na plecaku i też zjechały. Niezły zjazd, chyba najlepszy w życiu, a przy okazji jedno miłe wspomnienie, dzięki któremu nie czuję, że wyjazd był zupełnie zmarnowany.
Nadal uwielbiam śnieg i lód, uwielbiam lizać lodowe sople jak lizaki, uwielbiam rzucać się śnieżkami, strzepywać na współspacerowiczów śnieg z gałęzi, uwielbiam robić orzełki i czasem, gdy idę z najmłodszym siostrzeńcem na sanki, lubię sobie zjechać z górki. Młody ma te same sanki, na których wygrywałam konkursy lądowania na bajorze i na których zjeżdżały też moje siostry. Niesamowite, ile te jedne sanki wytrzymały. Szkoda, że nie mogą mówić, bo opowiedziałyby o niejednej ciekawej, pięknej, pełnej zabawy i radości zimie.

9 komentarzy:

  1. U mnie dzieci są :] i nawet 2 bałwany widziałam ;] a jak sie ma psa w pakiecie rodzinnym i się go kocha, to trzy spacery dziennie są gwarantowane ;] najtrudniej jest rano wstać i wyjść na mróz, ale później jest już tylko fajnie ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. a wogóle, to po zmroku, ze znajomymi idziemy pozjeżdżać z górki na ślizgaczach - czyli okrągłych plastikowych talerzach ;] się będzie działo, jak za dawnych lat ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekoladko, jak to nie lepi się bałwanów? A ja i Sydonia? Zeszłego roku takiego ponad 2 metrowego ulepiliśmy z marchewką , garnkiem na głowie, prawdziwymi węgielnymi guzikami, szalikiem i wiechciem w boku. Zabawa szalona, Sydonia usmarkana w zaparowanych okularach…jak dziecko szczęśliwa:-). Ja przemarznięty ale uśmiechnięty. Było cudownie. Mam nadzieję, że powtórzymy, to w Święta…

    Pozdrawiam gorąco :-)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Porcelanowa, fajnie, że są. Ja tylko takie maluszki 2-3 letnie z rodzicami widziałam, a bałwana żadnego niestety. Takie zjeżdżanie to fajna zabawa. Trochę radości przyda się każdemu ;) Sama bym poszła, ale jeszcze coś siąkam nosem i gardło mnie drapie, ale jak przestanie... ;)
    Pozdrawiam ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Norbercie, no u mnie w okolicy się jakoś nie lepi... Pusto. Aż dziwne, że dzieciaki nie szaleją na śniegu.
    Super, że z Sydonią zlepiliście takiego dużego ;) Podziwiam, bo ja bym nie dała rady, bo... wzrostem nie grzeszę ;)

    Ja z Młodym też co roku robię, sam mnie wyciąga, gdy zaglądam do siostry. My to zawsze robimy bałwana z "włosami" - włosy są z suchych gałęzi z suchymi liśćmi, co na ziemi leżą. A to już tak od lat z tymi włosami. Pierwszy raz jak Młody miał chyba ze trzy lata i chciał bałwana z włosami, nie wiem, skąd mu się przyplątał taki pomysł, ale bałwan był ;)
    Jak w Święta będzie śnieg, to pewnie powtórzycie ;)

    Odpozdrawiam równie ciepło ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. No ba:) Ponoć u nas święta mają być białe to i zabawa będzie jak się patrzy. Dobrze,że teraz mamy pociąg do klasycznych bałwanów, bo jako dziaciaki chyłkiem i pod osłoną zmierzchu lepiliśmy wielkie... hmm... przyrodzenia:) na trawnikach naszych "ulubionych" sąsiadów, następnie chichocząc koczowaliśmy za wylniałym żywopłotem, czekając na reakcję osoby " obdarowanej" takową rzeźbą:))) oj działo się, działo;)
    Bałwany różniaste spotykam tu i ówdzie, raczej małe i łyse, i piersiaste, garbate czy też plaskate:)Jeszcze są, chociaż to gatunek zagrożony:( Dzieciaków oszalałych bielą już też malutko... ale nic to, ja wciąż będę wyciągać kogo tylko się da na śniegowe szaleństwa! A co!!! A Ty się wykuruj do końca i ... z górki na pazurki:))

    OdpowiedzUsuń
  7. czesc czekoladko :)
    moje dziecko gdyby mialo tyle sniegu ile obecnie jest u moich rodzicow to na noc wracaloby do domu !!!! dla niego zabawa na dworze w lecie czy w zimie to najwieksza frajda ,teraz nie mamy wiele sniegu ,ale wykorzystuje to maxymalnie :)
    pozdrawiam serdecznie :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Witaj Sydoniu :)
    Mówisz, że będą białe? Mam nadzieję, że i u mnie :)

    Serio lepiliście wielkie przyrodzenia? Nieźle. Ludzie obdarowani taką wyszukaną rzeźbą musieli mieć ciekawe miny ;) Pomysłowi byliście :)

    I kto by pomyślał, że bałwan będzie gatunkiem zagrożonym ;) Mam nadzieję, że jednak przetrwa i że za ileś lat nie będzie tylko postacią z bajek. Straszne by to było. W sumie to szkoda, że dzieciaki już nie szaleją tłumnie na śniegu, aż mi tak dziwnie. W sumie nie rozumiem... A może to dlatego że 13 latki uważają się już za dorosłych...

    Ja mam nadzieję, że się już zupełnie wykuruję, bo szkoda by było nie wykorzystać tego śniegu jakoś ;)

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Lapaz witaj :)
    Jak to miło słyszeć, że Twój Mały lubi się bawić na dworze :) Ja się bardzo cieszę, że są dzieci, które wciąż mają frajdę ze śniegu.
    Ściskam mocno :)))

    OdpowiedzUsuń