25 stycznia 2011

Uderzyć.

"Usłyszała stukanie do drzwi pokoju. Znowu szukał swoich przyborów kreślarskich. Tylko dlaczego u niej? Ona nie wiedziała, gdzie je położył, więc wściekł się, zaczął krzyczeć, że powinna mu ich poszukać. Jednak ona postanowiła nie reagować. To go jeszcze bardziej rozzłościło, kopał w drzwi, próbując je otworzyć. Wrzeszczał do niej: "Ty suko! Znowu zamknęłaś i zastawiłaś drzwi! Pożałujesz tego, jeśli przez ciebie nie skończę tego projektu!"
Chciała świętego spokoju, bała się. Powinna była wyjść oknem, a otworzyła mu drzwi... Chciała tylko, żeby przestał krzyczeć i pozwolił jej pracować. Dała się mu zmanipulować. Kochała go i wpadła jak śliwka w kompot. Najpierw uzależnił ją od siebie, a później zastraszył. Odsunęła komodę, a drzwi wypadły z zawiasów. Zdążyła się odsunąć, jednak on złapał ją za rękę i szarpnął z całej siły. Na jej twarzy pojawił się grymas bólu. Wykręcił jej nadgarstek, wrzeszcząc: "Ty dziwko! Widziałem cię z nim! Wiedziałem, że kogoś masz! Ty szmato, przez cały czas mnie zdradzałaś!"
Oskarżenie za oskarżeniem wylatywało z jego ust, a ona milczała. Co miała mu powiedzieć? Że to wszystko nieprawda, że to tylko znajomy, którego spotkała przed teatrem...? I tak by jej nie uwierzył. On już ją ocenił, osądził, wydał wyrok, a teraz będzie się mścił. Żałowała, że nie wyszła oknem, że nie uciekła, że dała się zmanipulować, zastraszyć!
Próbowała wyrwać rękę z uścisku, ale on zbyt mocno trzymał, nie puszczał. Bolało. Prosiła, żeby ją puścił, chciała wyjaśniać, tłumaczyć.... Popchnął ją na ścianę, roszarpując na strzępy jej ubranie. Upadła. Skuliła się z bólu, nakrywając głowę rękami, ale on nie pozwolił jej złapać nawet oddechu. Szarpnął za rękę, aby wstała, uderzył ją w twarz, złapał jedną ręką za szyję, drugą chwytając, leżący obok, kabel od żelazka, które spadło z hukiem, roztrzaskując się na podłodze. Krzyknął: "Skoro ja ciebie mieć nie mogę...........!"

z notki "Po drugiej stronie"
Ilu z nas doświadczyło kiedykolwiek przemocy? W szkole, w domu, ze strony obcych, ze strony partnera? Czasem tak mało potrzeba, aby nie zapanować nad sobą i uderzyć człowieka z całej siły, a później kolejny i kolejny raz.

Było późne popołudnie. Zachodziło słońce. Byłam zajęta, pisałam, uczyłam się. Nie miałam tego dnia czasu dla pewnego osobnika płci męskiej (Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę nazwać go mężczyzną.), z którym się spotykałam. Przyszedł bez uprzedzenia i od progu robił mi wymówki, zupełnie nie rozumiejąc, że pewne rzeczy są dla mnie priorytetem, bo za coś muszę jeść, czymś muszę zapłacić rachunki, a na utratę stypendium nie mogłam sobie pozwolić. 

Zupełnie bez powodu i zupełnie bez sensu zaczął się mnie czepiać słownie. Gdy powiedziałam, że życzę sobie, aby wyszedł, ochłonął i że jutro możemy pogadać... wściekł się. Poleciały wyzwiska pod moim adresem. Stałam i słuchałam, czując, jak wzrasta mi poziom złości, ale powstrzymywałam się, nie odezwałam się ani słowem. Do czasu... gdy on, widząc mój brak reakcji, zaczął krzyczeć i przeklinać moją rodzinę, rodziców, siostry... Kazałam mu się wynosić i przydzwoniłam z liścia... Należało mu się. Choć z perspektywy czasu, stwierdzam, że trzeba było najpierw otworzyć mu drzwi wyjściowe, wyprosić, a później przydzwonić mu... ale pięścią i w szczękę. 

Jest mnie dość trudno doprowadzić do takiego stanu, abym dała osobie płci przeciwnej w twarz, abym rzuciła czymś, co mam pod ręką (Mogę takie sytacje policzyć na palcach jednej ręki). Trzeba się wyjątkowo postarać, aczkolwiek można. Nie jestem z kamienia. Jednakże nie wyobrażam sobie, aby kogoś po prostu bić, bo jestem na tego kogoś zła, aby stłuc drugiego człowieka, aby bić go, nie patrząc na to, gdzie i jak. Ile się ze mną namordował trener, abym potrafiła na worku się poznęcać i abym umiała się obronić... 

Wracając do tamtego popołudnia... Ów osobnik mi oddał. Oddał mi tak, że straciłam równowagę, uderzyłam głową o meble... Gdyby nie dzwonek do drzwi, nie mam pojęcia, co byłoby dalej. Poszedł sobie. Miałam dużo szczęścia. Jedna rana i kilka siniaków. 

Czy byłoby inaczej, gdybym nie dała mu z liścia? Nie sądzę. Agresja buchała mu nosem, uszami, wyłaziła wszystkimi porami skóry...

Do tamtego momentu nie sądziłam, że można kogoś z taką łatwością uderzyć, z taką siłą i bez powodu, nie wyglądając zupełnie na człowieka zdolnego do takiego czynu. Nie sądziłam nawet, że doświadczę czegoś takiego na własnej skórze. 

Jednak nadal mam coś takiego we własnej głowie, że nie wiem, na ile zdołam i czy zdołam się obronić, jeśli kiedyś będę musiała. Wciąż się tego uczę.

14 komentarzy:

  1. Nie wiem co napisać, skołtuniły mi się myśli:)
    Często mam do czynienia z ofiarami przemocy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz Sydoniu, ja się zastanawiam, skąd się w ludziach coś takiego bierze...

    Ściskam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję że nigdy nie trafimy na kogoś takiego... chociaż, nie wiem co gorsze, mieć faceta który od czasu do czasu wkurzy się i uderzy, czy takiego co znęca się psychicznie i kombinuje jak by uzależnić od siebie...................
    Miłego dnia dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Vi, żadna opcja nie jest dobra, a juz najgorsza taka, gdy masz połączenie jednej z drugą - bicica z uzależnianiem psychicznym. Tak mi się jednak wydaje, że my kobiety w uzależnianiu psychicznym jesteśmy mistrzyniami, niestety, znam sporo takich przypadków.
    Wiesz Violuś, obie sytuacje są złe i z każdej powinno wyjść się jak najszybciej, bo nikt nie ma prawa nas krzywdzić, nie stanowimy niczyjej własności i mamy wolną wolę.
    Uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkim życzę przyjemnej środy :)
    U mnie mgła i sypiący się z nieba śnieg.

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do przemocy...wiele nałożonych na siebie emocji, niespełnień i frustracji powoduje w człowieku agresję, a co za tym idzie przemoc, zwłaszcza do osób słabszych i nie tylko w relacji mężczyzna kobieta, bo i rodzic - dziecko, żona - mąż, dziecko - dziecko, człowiek - zwierze i wiele innych. Są też wrodzone predyspozycje do znęcania się na innymi, myślę tu o sadystach i socjopatach, ale to inny temat. Mój ojciec tylko raz podniósł po pijaku rękę na matkę...tak mu oddała, że wylądował w szpitalu z połamanymi żebrami...nigdy więcej jej nie uderzył...

    Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Norbercie, w obustronnej kłótni bardzo łatwo o agresję, przemoc. Mnie przeraża, że w ludziach tak często budzi się potwór (nie w sadyście, nie w jakimś psycholu, tylko w zwykłym człowieku) z różnych powodów, bo wydaje się takiemu, że ma władzę, bo ktoś podjudził do bicia, przeraża mnie to, że po przekroczeniu tej granicy tak często przekracza się ją kolejny i kolejny raz...

    Jeśli chodzi o agresję dziecko-dziecko, to ostatnio rozmawiałam z Młodym (moim najmłodszym siostrzeńcem), bo sam się stał ofiarą agresji.

    Pozdrawiam cieplutko, uściski :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nauczyłam się nie wchodzić w dialog ze złem.
    Nie otworzyłabym tych drzwi uciekłabym oknem.Nie nawracałabym złoczyńcy.Nie dałabym szansy facetowi,który raz uderzył.Przemocowcy są wśród nas.Unikam ich ,wyślizguję się.Wyjątek robię dla dzieci tzn.umiem stanąć w ich obronie.Udaje się,ale ile czasu trwało zanim się nauczyłam.Łatwiej niekiedy walczyć o kogoś.Umysł pracuje wtedy jaśniej.M

    OdpowiedzUsuń
  9. M. zgadzam się z tym, że czasem łatwiej walczyć o kogoś niż o siebie. Myślę sobie, że czasem strach paraliżuje człowieka, czasem jest się zwyczajnie w szoku i wówczas człowiek nie ucieka, robi coś, czego w normalnym stanie ducha i umysłu by nie zrobił, bo uciekłby. Lepiej unikać tych, którzy stosują przemoc, zdecydowanie lepiej.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Życzę wszystkim dobrego piątku :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapraszam po wyróżnienie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Norbercie, dziękuję pięknie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytając posty staram się zawsze zrozumieć motywy czyjegoś postępowania, przesłanki które powodują, że ludzie zachowują się tak, a nie inaczej. W tym poście takich przesłanek mi brakuje, nie rozumiem powodów do tak wielkiej agresji u tego człowieka, nie rozumiem dlaczego tak na Ciebie wskoczył. Coś musiało być tego przyczyną, nawet jak miał humor "pod psem", to przecież to nie mogło być przyczyną, nie przeistoczył się też w sekundę z d-ra Jekylla w pana Hyde'a, bo wcześniej musiałby ów niesamowity eliksir wypić... czyli co było tego powodem? Przecież znałaś go, byłaś z nim, a więc nie był to dla Ciebie człowiek całkiem obcy, musiałaś go znać.
    Abstrahując od powyższego, wykazał się wobec Ciebie przemocą fizyczną, a to skreśla go w moich oczach jako faceta na poziomie. Takich gości klasyfikuję jako "damskich bokserów", czyli kogoś, kto woli walczyć z kobietami niż je zwyczajnie podrywać, wielbić i kochać, jak to prawdziwi faceci mają w zwyczaju ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Smurffie, to już trochę rozjaśniam.
    Pewne rzeczy wychodzą z ludzi tylko w pewnych sytuacjach. Człowiek dobrze się maskował. Wydawało mi się, że go znam, aczkolwiek miewałam jakieś takie złe przeczucia i dręczyły mnie koszmary senne.
    Przyczyną było to, że nie poświęcałam mu wystarczająco dużo czasu, tak twierdził. Studiowałam wtedy, pracowałam, akurat miałam sesję, a nie mogłam sobie pozwolić na utratę stypendium, bo nie stać byłoby mnie na to, aby się utrzymać. Nie docierało, że na egzaminy muszę się nauczyć, że muszę pracować, że muszę na ćwiczeniach bywać itp. Akurat wtedy jak wpadł uczyłam się na kolejny egzamin, który miałam następnego dnia rano. Miał pretensje, że nie chce nigdzie z nim wyjść. Ale przynajmniej wylazło szydło z worka, że jak nie jest na jego... Wcześniej to nie wyszło, bo jakoś się tak zgadzaliśmy. Wystarczyło, że nie miałam dla niego czasu i nie było na jego. Możliwe też, że był wściekły na coś innego, a moja odmowa tylko przepełniła czarę, jak przysłowiowa kropla. Nie ważne. W każdym razie nie miał prawa mnie obrażać i za to dostał z liścia, a w momencie, w którym mi oddał, mógł być pewny, że to definitywny koniec znajomości ze mną.

    OdpowiedzUsuń