10 stycznia 2011

Zostaną po nas...

Zastanawialiście się kiedyś nad tym, ile posiadacie rzeczy - ubrań, książek, garów, gadżetów wszelakich, itp. itd.? A ile z tego jest zepsutych? Ile jest takich samych? Bo trzy patelnie tej samej wielkości na pewno się przydadzą, a to już mało istotne, że nie lubimy gotować; bo pięć identycznych fasonem, różniących się kolorem bluzek jest nam tak niezbędnych do życia, jak powietrze, a że w szafie mamy ponad 50 podobnych to czysty przypadek; bo kolejny taki sam gadżet jest nam potrzebny jak dziura w moście, a to tylko dlatego, że ma jedną opcję więcej, a to, że akurat taką, z której nie będziemy korzystać..... I tak rośnie góra naszych rzeczy w szafie, w pokoju, w całym domu, aż sami nie wiemy, co posiadamy. Być wg nas te rzeczy są niezbędne nam jak powietrze lub woda, ale... 

Kiedy człowiek odchodzi z tego świata, zostają po nim przedmioty. Czasem jest ich niewiele, ale częściej tworzą sporej wielkości górę albo nawet cały łańcuch górski. Co zrobić z taką ilością rzeczy? Nawet jeśli ma się podejście zupełnie racjonalne i praktyczne, można w pierwszej chwili bezradnie rozłożyć ręce, bo od której strony "ugryźć" przedmioty, gromadzone przez kogoś przez całe życie? 
Najłatwiej chyba zająć się ubraniami i przedmiotami osobistego użytku (np. grzebień, szczoteczka do zębów, itp.) - część trzeba wyrzucić, część można oddać potrzebującym, jeśli rzeczy nadają się do tego, a część można sobie zostawić. Trudności nie powinien mieć człowiek ze zrobieniem czegoś z książkami, z muzyką, może nawet z przedmiotami, takimi jak lodówka, pralka czy telewizor. Co jednak zrobić z przedmiotami, do których właściciel był bardzo przywiązany, do których odnosił się z sentymentem?

Spędzałam weekend w mieszkaniu cioci, aby ogarnąć je trochę, zająć się lodówką, znaleźć papiery i rozeznać się w tym, co w tym domu właściwie jest. Dziwnie mi było patrzeć na to wszystko, poruszać się między tymi przedmiotami, mając świeżo w pamięci wszystkie poprzednie wizyty tutaj, gdy ciocia jeszcze żyła. Zajrzałam tu pierwszy raz od jej śmierci. Wszystko zostawione tak, jakby miała za chwilę tu wrócić. Jej kapcie, stojące w przedpokoju, papiery na temat genealogii naszej rodziny, leżące na stole, ubrania domowe, ręczniki, kubki i talerze leżące na suszarce w kuchni... 

Znalazłam wszystkie potrzebne dokumenty, ale nie mogłam znaleźć klisz, aby odbić zdjęcia... Może ich wcale nie ma już w tym domu... Choć wydaje mi się to jakoś mało prawdopodobne. W domu, w którym są trzy żelazka, mnóstwo lokówek do włosów, kilkanaście patelni, powinny być gdzieś klisze. Nie ma ich obok zdjęć, nie ma ich obok aparatu, nie ma ich w wielu miejscach... Może jeszcze je znajdę? 
Znalazłam jednak coś innego. Gdy przeglądałam zawartość pudełek z szafy, stojąc na chwiejnym taborecie, zahaczyłam o małe pudełko, straciłam równowagę, więc nie zdążyłam go złapać. Zawartość rozsypała się po wykładzinie... Listy, zdjęcia, bileciki od kwiatów... historia miłości mojej cioci i pana T. Szybko zebrałam wszystko i schowałam na powrót do pudełka. Poczułam się tak, jakbym grzebała w jakimś najbardziej intymnym zakamarku cudzej duszy. Jeszcze nie czas, abym tam zaglądała. Jeszcze nie czas. Choć chciałabym opisać tę historię, lecz jednak najpierw będzie czas na inne, te, które mi opowiadała, te, o których mówią przedmioty, które po niej zostały.
Patrzę na przepięknie zachodzące słońce tuż obok gnieźnieńskiej katedry, na panoramę miasta i tak sobie myślę, że przedmioty, które po nas zostają, które po nas zostaną, snują o nas wiele historii. Zapisane jest w nich to, jacy jesteśmy, kim jesteśmy, co lubimy. Tylko czy trzeba gromadzić tych aż tyle? 

Po mnie zostałyby setki książek, całe mnóstwo muzyki, przedmioty, mówiące o moim zamiłowaniu do fotografii, do wycieczek i biwakowania, druty wraz z wełną, biżuteria - moja i z pewnością jakaś nieskończona, robiona dla innych, no i całe mnóstwo tekstów - proza, poezja, artykuły... Jednak gdyby zebrać wszystko to, co mam w całość, powstałaby taka nie za duża górka. Nie lubię mieć zbędnych rzeczy, nie jestem typem chomika, a po tych kilkunastu przeprowadzkach stwierdziłam, że właściwie bez wielu przedmiotów jest szczęśliwa i bez problemu mogę sobie poradzić bez nich. 

Gromadzić, nie gromadzić? Wszystko zależy od nas samych. Po śmierci nam się już nie przydadzą, co najwyżej jakiś zestaw ubrań, aby przyodziać ciało będzie konieczny, jednak jeśli są nam niezbędne jak powietrze i mamy miejsce, aby te nasze górki, pagórki i masywy całe trzymać... Bez wielu przedmiotów możemy być wciąż szczęśliwi, tylko czy chcemy i potrafimy bez nich żyć?

13 komentarzy:

  1. Oj, trafiłaś z tematem. Właśnie usiłuję "wyprowadzić" rzeczy moje i syna z naszego mieszkania (bo chcę je wynająć) i mocno się zastanawiam, po jaką cholerę mi tyle tego. Chętnie bym przynajmniej połowę wywaliła, ale tutaj właśnie syn mnie mityguje, iż może przyjść taka chwila, że te rzeczy będą niezbędne. Ratunku! Przecież nie mam gdzie tego trzymać!

    OdpowiedzUsuń
  2. Po śmierci naszego najmłodszego brata starszy brat przywiózł do mamy znaczną część jego dobytku. Teraz wiem jaki to był poroniony pomysł. Mama chodziła na piętro, gdzie było to wszystko i się dołowała. Ja też długi czas nie mogłam się zebrać, żeby jakoś to posegregować, uładzić. Najchetniej wszystko z pasją bym niszczyła, wyładowując na rzeczach mój ból.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiele razy robiłam to co Ty teraz u cioci, rozumiem co czujesz. Apropos nadmiaru rzeczy to 11 lat temu straciłam wszystko podczas powodzi i wyobraż sobie nadrobiłam z nawiazką...Jakie to niepokojące, że ludzie obrastają w przedmioty, ciasno mi czasem z tym nadmiarem i robię czystki bez żalu. Nauczyłam się tego jak sprzątania po zmarłych choć czasem ogarnia mnie nostalgia za tymi przedmiotami noszą przecież cząstkę moich bliskich i mnie w sobie. Ostatnio robiłam rekonesans w rzeczach Lu tych z okresu niemowlęcego...Och ile wspomnień :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu,
    doskonale to rozumiem, bo już nie zliczę nawet, ile ja razy się przeprowadzałam. Z tą niezbędnością rzeczy różnie bywa - są rzeczy, których się nie używa na co dzień, ale gdy nadejdzie jakiś moment, to będą użyteczne - np. taki namiot, śpiwór czy jakiś stary gruby kożuch, itp. Ale są i takie, których pozbyć się nie można, bo niby mogą się przydać... np. te stare żelazka, co je u cioci znalazłam. Niewyrzucanie ich motywowała zawsze tym, że jak się jej to nowe zepsuje... Tylko żeby ona jeszcze lubiła prasować ;)

    Oj, no po prostu czasem trzeba się ratować, aby nie utonąć w morzu własnych rzeczy ;)

    Wiesz, mi się wydaje, że z segregacją rzeczy po bliskich nie ma co zwlekać za długo, bo im później się człowiek tym zajmie, tym bardziej boli i się rozpamiętuje. Ja z siostrą z rzeczami po mamie zrobiłyśmy porządek po mniej więcej miesiacu od jej śmierci. Gdybym miała to robić teraz, to bym podchodziła, zamiast racjonalnie i praktycznie, zbyt emocjonalnie i sentymentalnie. Wydaje mi się, że im szybciej tym lepiej, a jak później, to po kilku latach może...

    Pozdrawiam cieplutko i życzę udanej "wyprowadzki" rzeczy ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Madmargot,
    nie wiem, jak to jest stracić wszystko. Nie bardzo sobie chyba umiem to nawet wyobrazić tak do końca, ponieważ na własnej skórze nie doświadczyłam. Doświadczyłam jedynie utraty części rzeczy, które zostawiłam, wyprowadzając się od byłego... bo ważniejsze było dla mnie własne zdrowie i życie.

    My ludzie chyba lubimy otaczać się przedmiotami, niektórzy chyba nawet zbyt bardzo, a część z nas przywiązuje się do nich bardziej niż do ludzi. Łatwo obrosnąć dużą ilością przedmiotów, bardzo łatwo i bardzo łatwo można się w tym zgubić. Jednak miło jest mieć takie pamiątki, w których zapisane są wspomnienia nasze, naszych bliskich czy przodków nawet.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nasunęła mi się jeszcze myśl o tzw. pamiątkach rodzinnych. Czy ludzie jeszcze do tego przywiązują wagę?

    Jeśli o mnie chodzi... to po śmierci cioci przypadło mi w udziale dbanie o pamiątki, a co za tym idzie... uporządkowanie naszej genealogii.

    Pozdrawiam ciepło wszystkich i życzę udanego tygodnia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. jak najbardziej trafiony post w me serducho :)

    4 razy zmieniałem miejsce zamieszkania, szykuje się na dniach raz kolejny... jako, że w dobrobycie nigdy się nie lubowałem, w rodzinnym domu również- więc zawsze było wszystkiego niewiele... przy ostatniej przeprowadzce do Przemyśla zaczynałem od zera- jedynie z plecakiem ciuchów...
    otaczam się przedmiotami osób mi bliskich, jak już wspomniałem jakiś czas temu... więc podróżując, zawsze będę hasał z rzeczami, które już do kogoś należały z mym najbliższych i zapewne kiedyś do kogoś innego trafią...
    po mnie zostaną obrazy, stosy szkiców, zdjęć i listów... które zabierze zapewne mój Cypisek- nawet rozmawialiśmy kiedyś o tym... co z tym zrobi? nie wiem...

    listy twojej cioci... piękna sprawa... można tyle się dowiedzieć o człowieku, co obrazuje jego niesamowitą osobowość- czasem zupełnie inną, niż do tej pory się wydawało...

    pamiątki rodzinne- ostatnio odnalazłem stare zdjęcia... jest to coś niesamowitego...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jak narazie nie dostałam w spadku żadnych rodzinnych pamiątek... chociaż sory, buchnęłam babci stary młynek do kawy i widelec, zawsze będą mi się z nią kojarzyć.
    Czy po mnie coś zostanie? Jak się nic nie wydarzy, to myślę że sporo zdjęć i też starych klisz... z książek trochę biografii, poróżniczych, o górach, o miłości trochę też haha... a czy to komu się przyda, no mam nadzieję.
    Po Świętach zrobiłam jednak porządek i wyrzuciłam sporo rzeczy, które do niczego nie były mi potrzebne, miałam z nimi nieprzyjemne skojarzenia, lub tylko zagracały szuflady. Znalazłam np 9 otwieraczy do butelek… po co mi tyle?
    Zrobiłam porządek, i przynajmniej uprości mi to przez pewien czas życie :))
    Miłego dnia...
    Przed Nowym Rokiem

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj, coś mi się z Przed Nowym Rokiem poprzestawiało ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Arku, to ja Ci życzę, aby Ci się dobrze mieszkało w nowym miejscu :)
    Mała ilość rzeczy kojarzy mi się ze ślimakiem i jego domkiem. Jak mamy mało, to możememy jak ślimak prawie że zabrać swój dom ze sobą i przenieść się w inne miejsce.
    Te przedmioty bliskich mają w sobie ich doświadczenia, przeżycia, fluidy, a często działają tak, że jakoś nam lepiej, lżej.
    Obrazy i szkice mógłby dla potomności zostawić. Myślę, że byłoby warto :)

    To prawda, że z listów można się tak wiele dowiedzieć o ludziach i często jest to swego rodzaju duchowy niezwykle bliski kontakt.

    Pozdrawiam ciepło :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Viola, mówisz, że zwędziłaś babci młynek? Wiesz, ja sobie myślę, że Twoja babcia na pewno by chciała, abyś go miała ;)
    U mojej cioci też stoi babciny młynek i myślę, że go sobie wezmę :)

    9 otwieraczy do butelek? Normalnie jak mini kolekcja ;)

    Dobrze się pozbyć czegoś, co kojarzy nam się negatywnie, co nosi w sobie złe emocje, co tylko zawadza i jest zupełnie nieprzydatne, wtedy atmosfera wokół się oczyści i nam jest lżej, prawda? :)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie zastanawiałam się, co po mnie mogłoby zostać...Tworzę tyle zamętu wokół swojej osoby, że chyba tylko to: zamęt!

    OdpowiedzUsuń
  13. Madame, zamęt o tej porze roku wizualizuje mi się jako zamieć, zadymka, śnieżyca ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń