4 lipca 2011

Kuchenne zmagania - czereśnie i inne takie.

Uwielbiam czereśnie. Przez te tegoroczne kaprysy pogodowe miałam spore obawy, że z czereśniami będzie totalnie kiepsko i że w ogóle, ani trochę nie mam szans, aby się ich najeść. Jednak z ulgą powitałam ich pojawienie się na straganach na pobliskim targowisku. Na szczęście koszmarnie wysoka cena 20 zł za kg mocno się obniżyła i czereśnie zawitały do mojej kuchni w postaci m.in. kompotu, naleśników z czereśniami i placka z czereśniami.

Ostatnio o bladym świcie, gdy spać nie mogłam, udałam się do kuchni, wyciągnęłam z lodówki czereśnie i zrobiłam sobie naleśniki... rozchodzący się z okna zapach pewnie obudził niektórych sąsiadów. Mhmmm.... naleśniki z czereśniami. Pychota. Zaraz potem postanowiłam resztę wykorzystać do ciasta. Umyte, wydrylowane i ułożone na cieście dodały mu smaku, aromatu i wyglądu. Przepis wygrzebałam gdzieś z mojej własnej głowy i wyszło coś w rodzaju hmmm... babko-biszkoptu... pojęcia nie mam jak to nazwać. I już sobie w brodę pluję, że nie zapisałam proporcji, bo nie pamiętam ich zupełnie. Chyba powinnam przy sobie w kuchni mieć kartkę i długopis, wszystkie pomysły naskrobać na karteluszku, bo jak się udadzą, to potem siedzę i myślę, myślę i myślę, jak ja to zrobiłam.

Tak samo miałam kiedyś z curry. W końcu zapisałam sobie co mam razem wymieszać, aby wyszła mi odpowiednia mieszanka, bo tej sklepowej ogólnodostępnej to ja nie używam. Ale o przyprawach to kiedyś jeszcze napiszę.

Wracając do czereśni... chyba jutro zrobię raz jeszcze czereśniowe ciasto, ale tym razem zapiszę sobie co i jak. Jeśli się uda tak, jak za pierwszym razem albo lepiej, tak jak wczorajszy schab z czerwonymi porzeczkami, podzielę się przepisem i zamieszczę foto.

Poza tym muszę też koniecznie to samo zrobić z babeczkami z wiśniami, tartą z jagodami i malinami, no i oczywiście z ciastem morelowym z rozmarynem, a na jesieni z ciastem dyniowym.

Może wreszcie wbiję sobie na mur do głowy, że powinnam zapisywać sobie wszelkie przepisy i proporcje, zwłaszcza jak produkt końcowy się uda, bo potem wpatruję się w różne składniki, które zawierają szafki i lodówka, czekając aż do mnie przemówią... składniki, nie szafki z lodówką ;)

Przy takiej pogodzie za oknem to mam tylko ochotę na ciepłe dania, ale gdy słońce znów wróci i rozgości się, grzejąc nas promieniami, pocałunkami ciepła zmuszając powietrze do zgęstnienia... zrobię chłodnik z arbuza z ogórkiem, melisą i odrobiną melona. Pyszny jest też chłodnik miętowo-arbuzowy oraz arbuzowo-pomidorowy.

Będę sobie wszystko skrupulatnie zapisywać w zeszyciku i od czasu do czasu się tu dzielić. Może komuś coś posmakuje...

16 komentarzy:

  1. To jak następnym razem coś upieczesz, wyślij paczuszkę do Poznania:))))....prześlę adres:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie zbyt mało przepisów ujawniasz na blogu ;]
    Szkoda, bo część potraw już sama z siebie ładnie brzmi ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku, ale pyszności wymyślasz...

    vi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Love, tylko czy kurier nie zeżarłby po drodze... ;)? Bo poczcie to jednak bym nie zaufała... mogłoby być mocno zepsute zanim by doszło ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. A bo widzisz Hadesie, dużo z głowy robię, nie zapisuję i potem nie bardzo wiem, jak mam coś jasno, konkretnie przekazać, jak sama mam kłopot z odtworzeniem, to jedno. Drugie to to, że jestem chaotyczną, nieuporządkowaną, roztrzepaną osobą, (co zupełnie nie przeszkadza mi być zawodowo perfekcyjnie zorganizowaną i skrupulatną w papierach do obrzydzenia) a przepisy jeśli zapisuję, to potem mam całe mnóstwo karteczek, karteluszków, skrawków, zapisanych dziwacznymi skrótami myślowymi.

    Już postanowiłam ogarnąć ten cały przepisowy bałagan, zapisywać sobie i się będę ładnie mogła dzielić, wrzucając częściej efekty moich zmagań w kuchni, tym bardziej że ta pora roku obfituje w dużą ilość różnych świeżych produktów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Violuś, część sama, część jest inspiracją czy próbą odtworzenia ;)
    Muszę częściej wrzucać tu przepisy, bo niektóre dania są tak pyszne i proste, że warto się nimi podzielić :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam podpisaną umowę z firmą kurierską, byłoby u mnie następnego dnia!:DDDD

    OdpowiedzUsuń
  8. z doświadczenia wiem, ze takie kulinarne wariacje są najlepsze:)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Love, w takim układzie z pewnością by doszło :)

    OdpowiedzUsuń
  10. MADA, są świetne i takie... smaczne :)))

    OdpowiedzUsuń
  11. W takim wypadku, tym bardziej powinnaś korzystać z bloga, żeby te przepisy zapisywać gdzieś ;>

    OdpowiedzUsuń
  12. Hadesie, ale może na wszelki wypadek lepiej zapisywać już po spróbowaniu i stwierdzeniu, że przeżyłam eksperyment, co by jednak nikogo nie otruć samą tylko propozycją ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. no nie wytrzymie;)))
    a tu znowu smacznie...
    zrobię sobie szlaban na takie wpisy;DDD
    no nie mam wyjścia;)))
    ale przepisy jednym okiem podglądnę z chęcią;D
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  14. Do chłodników chyba nigdy się nie przekonam... zimna zupa brr...
    Ale ciasta... i czereśnie... moim tegorocznym odkryciem są muffinki z czereśniami i białą czekoladą :) polecam! No i przyznam, że robię genialną drożdżówkę :)

    Miłego dnia!

    P.S. Czekoladko :) jaki to kolor rzadki czerwony? :P

    OdpowiedzUsuń
  15. Sydoniu, ależ nie rób sobie szlabanu, bo i po co ;)
    A na przepisy zapraszam, jak się tylko jakieś pojawią :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Mi, to zależy jaka zupa i z czego, bo np. taka z owoców i na słodko, to jak orzeźwiający deser :)

    Te muffinki z pewnością są przepyszne :) A może podzielisz się przepisem na blogu ;)?

    ps. ekhm ekhm... z częstotliwości noszenia zrobił się taki hmmm... rozcieńczony kolor ;)

    OdpowiedzUsuń