14 lipca 2011

Plecak z ekonomią.

Jestem wykończona. Psychicznie i umysłowo. Literki mi się mylą, języki jeszcze bardziej. Przeżyłam angielski ekonomiczno-finansowy koszmar. Po polsku z trudem jestem w stanie przeżyć żargon ekonomiczny, a co dopiero w obcym języku. Niby angielski to dla mnie nie jest problem, ale... pod warunkiem, że ja w ogóle mam o czymś jakieś pojęcie, bo jak nie mam... Najpierw musiałam sobie łopatologicznie przyswoić pewne pojęcia, a potem mogłam się zabrać za męczarnię. Chyba wolałabym rąbać drewno albo przerzucać węgiel. Mój mózg ma dość. Jedyny plus z tej katorżniczej okropnej pracy jest taki, że obudziła się we mnie wena i skończę wreszcie to, co odłogiem leży, a nad czym termin mi wisi. Po tym paskudztwie to będzie sama przyjemność. Nie znoszę wszystkiego co ma związek z finansami, ekonomią, cyferkami i gdyby dało się żyć tak, aby stosować handel wymienny (przedmiotowo-usługowy) bez konieczności operowania pieniędzmi to ja chęcią tak bym właśnie żyła, a że się nie bardzo da we współczesnym świecie... Przystosowałam się jakoś do pewnych konieczności, ale żargon ekonomiczny, cyferki, tabelki i wykresy z tym związane napawają mnie wstrętem. Jedyna korzyść jaką wyniosłam z mojej dzisiejszej pracy to znaczące poszerzenie słownictwa w angielskim. Każde słówko zawsze się przyda, bo jak mnie znowu gdzieś na emigrację rzuci...

Usiłowałam też ostatnio znaleźć nowy plecak, bo ten mój już ledwo żyje i po wieloletnim intesywnym użytkowaniu zbliża się do końca własnego żywota. Szukanie kiepsko mi idzie albo raczej powinnam powiedzieć, że mam wymagania, które nie odpowiadają temu, co produkują firmy. Ja tylko chcę plecak 40-, max 45-litrowy, w odpowiednim kolorze, nieprzemakalny albo chociaż z pokrowcem od deszczu, odpowiednimi kieszeniami, taśmami, regulowanymi szelkami, pasem biodrowym i piersiowym, kolor też musi mieć odpowiedni i jeszcze innych kilka szczegółów również. Na cenę już nawet nie patrzę. To najmniej istotna sprawa. Obejrzałam setki produktów od wielu producentów... i nie znalazłam niczego. A pan w jednym ze sklepów dobił mnie kompletnie, proponując mi plecaki damskie w kolorze różu i jaśniutkiego fioletu (!). Czy ja wyglądam na różową księżniczkę?! Chyba jednak będę musiała z czegoś zrezygnować... problem w tym, że z niczego nie chcę. W sumie godne uwagi są tylko dwa modele, ale musiałabym zrezygnować z pojemności... Ja sobie jak zwykle coś ubzduram i jeszcze brnę do tego ;)

8 komentarzy:

  1. Czekoladko... "Szukajcie, a znajdziecie":)...ja swoją wymarzoną torbę szukałem kilka lat. Jakież było moje szczęście gdy pakowałem w nią wszystki śmietki i skarby:D i jakaż rozpacz gdy mi ją ukradli ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie, jak znajdziesz ten jedyny to opiszesz swoją radość, chyba że będzie nie do opisania ;)

    Ja sobie chyba wmówiłam, że exelle, tabele i tego typu liczydełka są mi niezbędne do znalezienia pracy, ale może nie powinnam się tak nastawiać.
    Ogólnie nad cyframi zasypiam i uczyc mi sie tego nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  3. :) Ja 15go rozliczam się z szefową, więc dzisiaj też było trochę pisania i liczenia, od rana :))

    vi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Norbercie, wątpię czy znajdę coś odpowiedniego na "służbę" po moim ulubionym plecaku idealnym, który od wielu lat wszędzie ze mną jeździ ;)
    Gdyby mi go ukradziono też bym rozpaczała, jak Ty po torbie. A niby się człowiek nie powinien przywiązywać do rzeczy, bo to przecież przedmioty... ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Magda, te tabelki i inne takie czasem się naprawdę bardzo przydają, sama też korzystam, co nie przeszkadza mi żywić do nic wstrętu ;) Ale wiem, że są tacy, którzy te tabelki, cyferki wprost uwielbiają :)

    Jak znajdę coś odpowiedniego, to się z pewnością tu pochwalę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Vi, no właśnie, cyferki prędzej czy później każdego z nas dopadną ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. oj... współczuję Ci tych poszukiwań;DDD

    OdpowiedzUsuń
  8. Sydoniu, prędzej czy później coś się znajdzie ;)

    OdpowiedzUsuń