30 marca 2012

Eh... dobrze nie jest.

Poniższa notka nie jest ani optymistyczna, ani zabawna, ani wesoła. Nie wiem, jakie będą następne. Jeśli ktoś szuka tu rozrywki albo nie ma ochoty na smutne wynurzenia, zapiski przykre i inne takie, niech lepiej nie czyta. Lojalnie uprzedzam, bo dobrze nie jest.

Jestem zestresowana, znerwicowana, niespokojna. Mam kłopoty ze snem, na widok jedzenia jest mi mnie mdli i zmuszam się do każdego kęsu, oczy mam szkliste od łez, których wypływanie staram się stłumić, zdusić. Tylko w domu, gdy nikt nie widzi, leją się strumieniem. Nie mogę ścierpieć tego pustego domu i panicznie się boję, że tata do niego już nie wróci. Nie jest dobrze. Naprawdę nie jest. Myślałam, że jakoś się udało nam sytuację opanować, że będzie lepiej, a w ciągu kilku dni wszystko się zmieniło. Powinnam była pamiętać o tym, ale jestem tak głupio naiwna. Silne zapalenie płuc, a w jego przypadku może się okazać śmiertelne. Ledwie wyszedł ze szpitala, znów tam trafił. Jest słabiutki. Nie lubię go zostawiać, wracać do domu, bo kto będzie czuwał nad nim. Proszę mi nie tłumaczyć, że on ma tam dobrą opiekę. Ja to wiem, ale to może spokojniejsza bym była, gdyby to był, jego oddział, a nie ten w tym szpitalu, w którym mama odeszła.

Obserwuję u siebie stany lękowe, powoli zahacza już to o ataki paniki, histerię, ale tylko gdy jestem sama. Ja się tak panicznie bałam momentu taki jak ten, gdy bez pomocy ojciec będzie mieć kłopot ze zwykłymi czynnościami. I panicznie boję się chwili, w której jego już nie będzie na tym świecie. Ja wiem, że każdy kiedyś umrze, że to takie normalne, zwykłe, taka kolej rzeczy, która czeka każdego człowieka, ale to tak okropnie rodziera serce, duszę. Kiedy się patrzy na kogoś, kto zawsze był wsparciem, opoką, a teraz sam jest słabiuteńki, kiedy z uwagą śledzi się każdy oddech, nerwowością reaguje się na dźwięk telefonu, którego pilnuje się bardziej niż dokumentów i kluczy od domu.

Nie wiem, co będzie. Martwię się o niego. Ja się boję, on się boi. Eh... Tak bardzo chciałabym mu pomóc i tak bardzo jestem bezsilna. Bo cóż więcej mogę, jak tylko być obok, pomagać we wszelkich czynnościach, wspierać. Tak bym chciała, aby było lepiej, by było dobrze, żebym mogła tacie dodać sił. Piszę to wszystko, bo być samemu ze swoimi myślami, wpędza w jeszcze większy dół. Trzymam się wiary, że jeszcze się uda tacie uciec tej starej damie klekoczącej kośćmi (proszę mnie nie pytać czy ta forma jest poprawna, bo ja nie mam głowy i mam to w tej chwili gdzieś) spod ręki, że jeszcze razem dokończymy model okrętu, zjemy obiad przy stole, pogadamy przy herbacie i pójdziemy na spacer, i trzymam się tej myśli, jak ostatniej deski ratunku, a jeśli myśl ta brzytwę przypomina, dalej będę się jej trzymać.

18 komentarzy:

  1. Och, Czekoladko. Chciałabym Cię po prostu przytulić. Bo żadne słowa nie mogą pocieszyć, żadne takie, że wszystko będzie dobrze. Wiem jak to jest: mój ojciec w ciągu miesiąca postarzał się conajmniej o dziesięć lat i to było straszne patrzeć na to... Też zawsze był ostoją, opoką rodziny. Dlatego rozumiem Twoją rozpacz, współodczuwam, tulę, choć tylko wirtualnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Aniu. Wiesz, słowa i to, że ktoś tam o nas myśli, sprawiają, że jakoś raźniej i lepiej. Martwię się cholernie o niego, bo widzę co się dzieje, wczoraj to byłam przerażona totalnie. I tak sobie myślę, że to wszystko wina i przyczyna miłości, bo jakby się nie kochało, to by człowiek tak nie odczuwał, nie martwił się. Jak to z siebie wypisałam, to jakoś mi spokojniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację, że cierpimy, bo kochamy. Choć to truizm, to jednak przytoczę, że cóż wart człowiek bez miłości, cóż warte byłoby nasze życie. Jesteśmy po prostu "oswojeni" przez tych, których kochamy, a jak mówił lis w "Małym Księciu": "oswojenie niesie za sobą ryzyko łez". I nie ma na to rady...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, no tak właśnie jest. Dokładnie tak.

      Usuń
  4. Kochana Czekolado, nie wiem co czujesz i wiem... Doswiadczasz tych uczuc, bo masz powody, ja czasem doswiadczam w chorej wyobraźni. Utulam mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Moja wyobraźnia też mi popalić daje, bo podsuwa nie to, co wolałabym zobaczyć, tylko takie coś, że ja się bardziej boję. No, ale miejmy nadzieję, że to się zmieni.

      Usuń
  5. ........czekoladko trudno cos napisac ,to bardzo smutne ,ja moge wesprzec Cie w tym bolu jedynie myslac o Tobie ;
    rzadko jestem na blogu ,ale bardzo czesto wspominam Ciebie i inne dobre duszyczki ....
    trzymaj sie ,choc wiem ze to nie latwe ;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lapaz, słowa naprawdę pomagają i to bardzo, zwłaszcza jak człowiek się martwi. No muszę być w jednej kupie i rozlazła się robię jak jestem sama w domu, bo przy tacie, to ja wesoła się staram być i nie okazywać tych moich lęków i niepokojów.

      Usuń
  6. Czekoladko... nie wiem co napisać, bo słowa w takich momentach to cholernie ze mało... Najwięcej można wyrazić przez obecność... taka prosta, zwykła bez słów. Dlatego właśnie zostawiam Ci tutaj ten wpis, być wiedziała że jestem z Tobą.
    Trzymaj się.
    Przesyłam takie wirtualne uściski...

    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Andrzeju, dziękuję. To naprawdę dużo i pomaga na moje schizy i stany lękowe.

      Usuń
  7. Z tatą jest lepiej. Powoli się poprawia i dobrze, że się poprawia, nawet jak wolno. Nadal się martwię i boję o niego, ale nie tracę nadziei. Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa, bo jakoś mi łatwiej z moimi schizami, stanami lękowymi, bo mnie te paskudy dopadają w czterech ścianach, gdy wracam od taty.
    Dzięki Wam, moje akumulatory się ładują, a ja mam siłę, aby walczyć kolejnego dnia.
    Ściskam Was ciepło i dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Głowa do góry, będzie dobrze. trzymam kciuki za zdrowie:)

    OdpowiedzUsuń
  9. http://conasniezabijetonaswzmocni.blogspot.com/ zmieniłam adres:)

    wczoraj wpisałam komentarz, ale uciekł chyba:(
    trzymaj się:) ściskam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki za adres, podczytuję sobie cichutko do kawki :)

      nie uciekł, czekał na akceptację ;)

      Usuń
  10. Gruszeczko.Tulę mocno(choć nie mam siłek),i trzymaj się.Wytrwałości życzę.W trudnych chwilach wystarczy być,czasem i słowa zbędne są.
    Trzeba wierzyć i mieć nadzieję i tego Ci życzę...Bo u mnie,choćbym chciała ją mieć jest zwątpienie,żal,ból i cierpienie...Ale co tam to bajka.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robaczku Świetlisty dziękuję.
      Właściwie nie wiadomo w co wierzyć, o co prosić.
      Robaczku, ja wiem i Ty wiesz, że bardzo trudno podtrzymywać ten delikatny ogieniek nadziei, ciężko zabierać wszystko i iść, ale trzeba próbować. Oh muszę do Ciebie koniecznie napisać.
      Uściskuję

      Usuń
  11. A mój chyba też w eter poszedł :(

    OdpowiedzUsuń