15 lipca 2012

Dom i lotnisko.

Męczą mnie sny. Bardzo mnie męczą. Budzę się co chwilę, czuję się gdzieś w środku taka przestraszona. A czasem jestem taka radosna. 

Ostatniej nocy źle spałam. Budziłam się. Byłam niespokojna. Obudziły się moje lęki. A w środku nocy obudził mnie sen o wilkołaku i księżycu. Wilkołak przejechał pazurami po moim policzku i to mnie zbudziło. Otworzyłam oczy, a za oknem szalała burza, świszczał i gwizdał wiatr. Zrobiło się zimno. Moje cienkie drzwi skrzypiały, poruszały się, a ja chciałam się schować. Czegoś się bałam. Dziwna noc i dziwny sen. 

Za jakiś czas w towarzystwie telewizora zasnęłam znów. Przyjęcie. Sporo alkoholu. Bardzo duży drewniany dom. Kieliszki wypełnione czymś białym. Wino? Szampan? Wypiłam trochę. Poszłam z kimś po piwo. Przyniosłam w puszkach i dałam jakiejś kobiecie. Siostrze? Koleżance? Dużo ludzi. Nie chciałam siedzieć z nimi. Uporczywie szukałam podręcznika od geografii i chciałam odrobić w zeszycie zadanie domowe z tego właśnie przedmiotu. Miałam atlas. W pokoju, w którym się znalazłam było dużo kolorowych poduszek. Siedziałam na nich. Leżałam. Pamiętam jeszcze, że były tam wielkie drewniane schody. Dom miał 3 lub 4 piętra plus parter. Za oknem była noc. Dom dość słabo oświetlono. Przytłumione elektryczne światło. Nie było świec. Nie pamiętam rozmów. Czegoś szukałam. Wskazówek. 

Kilka nocy wcześniej spałam bardzo źle. Nie pamiętam, co mi się wtedy śniło, a czuję, że to ważne. Jeszcze wcześniej śnił mi się mój własny paszport, który chowałam i wyjmowałam, czekając na lotnisku na samolot, a później szukając odpowiedniej bramki wejściowej. Ogromne lotnisko. Trudno było tam coś znaleźć. 

Muszę poskładać wszystko do kupy. Coś mi się w tej główce rozjaśnia, ale tyle jest wciąż znaków zapytania. Przeczucia tłumią mi lęki. Jestem niespokojna. A z drugiej strony gdzieś w środku czuję narastające szczęście. Dwie różne emocje, które mieszają we mnie. Myślę o zimie, choć jest środek lata. Boję się przeprowadzki i tego, co przyniesie ze sobą, choć przeprowadzka się wcale mi nie zapowiada. Czuję w środku nadchodzące zmiany. Jednak w tej chwili cholera mnie bierze, zaraz oszaleję, nadchodząca noc mnie paraliżuje, nie znoszę spać sama w domu, gdy mi się TE sny śnią, jestem zestresowana i zdenerwowana. Byle do rana jakoś przetrwać. Może nie trafi mnie szlag. I ten niepokojący wiatr za oknem. Czekam na coś... tylko czym będzie to COŚ. 

To teraz 2 głębokie wdechy, gorąca herbata, kocyk i nocne oglądanie tv. Bo spokojnie to zasnę chyba dopiero jak się zrobi jasno za oknem.  




4 komentarze:

  1. Ok. I ja będę oglądał coś na pewno w tę noc.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sny to szubrawce.
    Sama ledwo ogarniam moje koszmary...
    A najdziwniejsze, to czuć ich wewnętrzną logikę.

    Trzymaj się ciepło, Czekoladko :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Ja nie znoszę tych, które sprawiają, że fizycznie na jawie czuję to, co się we śnie dzieje/działo.

      A dziś był kościół i cmentarz, więc i kolejna cezura w moim życiu się pojawi. Tylko trzeba poczekać.

      Uściskuję :)))

      Usuń