3 lutego 2013

Tęsknota.

otwarte okno
wilgoć i chłód nocy
zimno
zaścielone łóżko
mokre włosy
ciało ciasno owinięte ręcznikiem
czekolada
lubię kiedy powoli roztapia się na języku
i wypełnia usta aksamitem smaku
kieliszek z winem
usta delikatnie obejmują brzeg szkła
wargi o smaku wina
niewidzialne pocałunki na nagich ramionach
czekam
aż świt połknie sierp złocisty
granat zmieni się w błękit
mam chłodne dłonie
tęsknię za wiosną    

***

Niedawno rozmawiałam z kimś o naszych życiowych wyborach. Każdy wybiera inaczej. Jednemu wystarczy pewność, inny potrzebuje silnej dawki emocji.
Miłość. Ostatnio jest tematem wielu moich rozmów z ludźmi. Mogę powiedzieć, że ma ona tyle odcieni, ile jest osób. Każda jej pragnie, ale każda na swój sposób. Jeśli o mnie chodzi, tęskniłam zawsze za tzw. miłością codzienną, nie szaleństwem, totalnym postradaniem zmysłów z miłości, bo prędzej czy później człowiek trafi na równię pochyłą, gdy tylko opadną różowe okulray. Wolę mieć tę, jak to nazwano, pieprzoną pewność. Szaleć i zapominać to ja się mogę w uniesieniach na odrobinę innej płaszczyźnie, a różowe okulary zakładane na mózg to sobie podaruję. Z pewnością coś przez to tracę, ale czy to jest mi aż tak niezbędne? Przy całym moim szaleństwie gdzieś (na jakiejś płaszczyźnie życia) muszę przejawiać resztki zdrowego rozsądku ;)  
 

4 komentarze:

  1. swego czasu miałam i pewność, i różowe okulary... dziwne połączenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaak... znam i to... dawno to było. wczoraj po 10 latach doszłam do wniosku, że tak naprawdę, pewność miałam dzięki różowym okularom. Bez żalu się ich pozbyłam.

      Uściskuję :)

      Usuń
  2. Pewność? Mam wrażenie, że nigdy jej nie ma, nawet w przyjaźni, a cóż dopiero mówić o miłości. Dlatego o nią nie zabiegam, bo nigdy takiej nie doświadczę. Natomiast życie nauczyło mnie dbać, pielegnować to, co mam. Bez deklaracji, bez zapewnień, że na zawsze, że do końca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, no w sumie wyżej nie dopowiedziałam, ale raczej chodziło mi o pewność tego, że z daną osobą chce się być, że to z nią chce się coś budować. Raz jeden tylko nie spojrzano na mnie dziwnie, gdy facetowi powiedziałam, że nie mogę mu nic obiecać, zapewnić, bo nie wiem, co przyniesie jutro, a on to doskonale zrozumiał.

      Jednak gdy patrzyłam na życie przez różowe okulary, to one wszystko upiększały, uspokajały mnie, że będzie ok, że powinnam się w to pakować, a to była g... prawda.

      Dlatego wolę tę moją pewność, pewność decyzji, pewność, że to z tą osobą chcę czegoś i ta pewność poparta rozumem, ale też tym, co mi przeczucia mówią, zawsze jakoś mi na dobre wychodziła. Takie wewnętrzne przekonanie o czymś :)

      Usuń