5 marca 2013

Zupa marchwiowo - pomarańczowa i sen erotyczny.

Godzina 1.05. Nadal nie śpię i nawet mi się nie chce. Przetrząsnęłam internet, ale jakoś nic wypaść z komputera nie chciało. Jestem głodna. Środek nocy to może nie jest odpowiednia pora na jedzenie... ale... kilogramy ze mnie lecą jak liście z drzew jesienią, więc kicham na porę jedzenia. Dobrze, że w ogóle jem. Zimno jest. Dni wiosną pachną, ale noce... temperatura na minusie. Nocą dobre jest coś na rozgrzanie. 
Zupa marchewkowo - pomarańczowa. Nie każdemu ten smak pasuje, ale mi bardzo odpowiada.

Potrzebne są:
jakieś 2 litry wody, może trochę więcej (tak na wyczucie ;) bo ja zawsze mam kłopot z ustaleniem proporcji po fakcie, bo gotuję na wyczucie właśnie)
sok wyciśnięty z dwóch pomarańczy
skórka otarta z jednej pomarańczy
1,5 łyżki masła

To wszystko doprowadzamy do wrzenia w garnku. Trzeba uważać, aby nie wykipiało. Jak się zagotuje to wrzucamy do mikstury pokrojone w kostkę:
kilka marchewek (5-6 - zależy od ich wielkości)
pół pietruszki
kawałek selera.

Gotujemy to wszystko na małym ogniu, aż warzywa będą miękkie. Doprawiamy solą i cukrem. Następnie miksujemy. Zwykle zostawiam trochę warzyw, których nie miksuję i później dorzucam do zupy, bo lubię, jak mi tam pływają kawałki marchewki. Można nie miksować, jak ktoś tego nie lubi. Smaku to nie zmieni, co najwyżej konsystencję. Na koniec posypuję zupę prażonymi nasionami słonecznika i prażonymi orzechami włoskimi. 

Ten wariant marchwianki bardzo lubię. Czasem zamiast kroić warzywa w kostkę, ścieram je na tarce jarzynowej i wtedy już zupy nie miksuję. Marchew i pomarańcze to świetne połączenie. Rozgrzewająca i jednocześnie orzeźwiająca zupa. Poprawia humor.


Filiżanka zupy rozgrzała mnie dostatecznie mocno, jednak śladów senności jak nie było, tak nie ma. Możliwe, że wpływ na to ma mój poranny sen. Tak realistyczny, tak prawdziwy, że aż trudno mi było uwierzyć, że to po prostu mi się przyśniło. Sen był z gatunku erotycznych. Mocno. Właściwie to takie trochę porno. Nooo nie trochę. Bardzo. Czy sen może być wręcz namacalny, odczuwalny na jawie...? Czułam się tak, jakbym była tam, z nim. Proszę nie pytać mnie z kim, powiem tylko, że z nim, czyli z tym samym co zawsze, ale bez twarzy... Jak zwykle. Za to wszystkie inne części ciała widziałam dokładnie. Czułam wręcz pod palcami jego napięte mięśnie. Inne części też. Ciekawe czy on istnieje w realnym świecie...? Bo jeśli tak... to ja chcę z nim przeżyć to wszystko na jawie. No ale przecież nie będę szukać faceta, bo niby jak skoro jest bez twarzy (twarz jakąś ma, tylko ja albo jej nie widzę, albo zwyczajnie nie pamiętam), przecież nie będę każdemu spotkanemu panu zaglądać w rozporek.            

8 komentarzy:

  1. Chociaż żadna ze mnie kuchara (to nie literówka) jednak otwarta jestem na eksperymenty i tę Twoją zupę spróbuję zrobić, choć z regóły nie jadam zup.
    Co do snów to też miewam takie. Ale w moich, w przeciewieństwie, on ma twarz, zawsze tę samą, ukochaną. Co z tego, że mówi iż duchem jest ze mną skoro ciałem nie może. A przecież ciało jest "ducha pomostem", jak pisał mój Mag.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eksperyment z zupką się udał, ale dla niektórych takie połączenie smakowe może okazać się nie do strawienia ;)

      Wiesz, ten człowiek śni mi się od lat, ale kto to jest... nie jestem pewna. Czasem wydaje mi się, że wiem. Ale tylko czasem.

      Usuń
  2. Też teraz kładę się jak najpóźniej, żeby doczołgać sie do rana. Bo obudzenie sie w środku nocy i kołatanie po domu jak Marek po piekle to żadne wyjście. A po specyfikach, które dała mi koleżanka zapadam nie w sen tylko w czarną odchłań, a potem do południa chodzę jak... na haju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kolędowanie nocą po domu męczy.
      środki na sen to właśnie owa czarna dziura a człowiek po nich zamiast być wyspany jest jeszcze bardziej wykończony. lepiej sobie po prostu poleżeć, posłuchać cicho jakiejś muzyki. jak się nie zaśnie, to chociaż ciało odpocznie.

      u mnie punkt krytyczny to 72 godziny bez snu i bez odpoczynku (czyli np. bez takiego leżenia). Po 72 godz. zaczyna się ból fizyczny i to taki, że przestaję panować nad własnym ciałem.

      warto sobie poleżeć, posłuchać czegoś, żeby jakoś opanować gonitwę myśli czy nerwy, że znów się nie śpi.

      Usuń
  3. Zupę koniecznie na dniach sobie upichcę :) Brzmi bardzo smacznie ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Brzmi smacznie...i zupa i sen :)

    OdpowiedzUsuń