12 maja 2013

Czyste czy zasyfiałe?

Jestem tu chyba jedyną czytającą osobą. Osobą czytającą książki. Książki, które nie służą nauce języka. Mam na myśli, rzecz jasna, moje najbliższe otoczenie, a nie całe miasteczko czy królestwo. Czyżbym była dziwna? Po prostu lubię czytać. Tyle tylko, że tu to trochę nietypowe. Jakoś mnie to nie dziwi. Dziwi mnie za to coś innego - niechęć większości ludzi do sprzątania.

Sporo osób wychodzi z założenia, że skoro są to służbowe mieszkania, oni tu mieszkają tylko na chwilę - kilka miesięcy, rok, kilkanaście miesięcy - to sprzątać nie muszą, bo po co. Przecież skoro robactwo się nie lęgnie, telewizję da się oglądać i człowiek się nie klei do podłogi, to szkoda czasu i energii na sprzątanie. To ostatnio stanowi ciągły powód do kłótni. Nie może być tak, że w mieszkaniu mieszkają 3 czy 4 osoby, a sprząta jedna albo dwie z nich, bo reszta ma to gdzieś. Ile razy można zwracać delikatnie uwagę?

Każdy pracuje, a my jako dziewczyny nie mamy taryfy ulgowej. Co więcej, pracując w "lodówce" mamy ciężej niż faceci, którzy robią w cieple, a spora większość w cieple robi właśnie. Mniejsza o to. Wkurza mnie po prostu podejście do porządku.

Przestało mnie dziwić ostatnio, że niektóre mieszkania służbowe są tu tak okropnie zapuszczone. To tylko efekt braku sprzątania, więc grzyb, tłuszcz, kurz, bakterie i brud się panoszą. Jeśli się taką chałupę doprowadzi do stanu używalności, to nic dziwnego, że potem się człowiek wkurza, że reszta ma to w głęboko gdzieś. 

Dziwi mnie za to coś innego. Ludzie piorą swoje ubrania, chodzą pod prysznic, spędzają mnóstwo czasu na układaniu fryzury, ale mogą żyć w syfie. Brudne gary mogą stać dwa czy trzy dni w zlewie. Śmieci mogą z kubła wypadać. O innych rzeczach nie wspomnę. Jak to możliwe, że ktoś kto dba o siebie, nie dba o swoje otoczenie? Nie dotyczy to tylko facetów. Także kobiety nie zawsze dbają o porządek.

Dwa dni temu była tu awantura o brak sprzątania, dziś kolejna. Można oszaleć. Tu telewizor może grać dla powietrza, światło w łazience może się palić do towarzystwa dla pralki, pralka może być włączona choć jest pusta, łazienka może pływać (dosłownie)... Po co się tym przejmować, skoro to nie nasze? Zadziwia mnie to myślenie. Naprawdę. Jak się wprowadziła tu K. z mężem, widziałam w jakim stanie było mieszkanie, które dostali. Wszy i nędza, syf, kiła i mogiła. Wracali z pracy i sprzątali. Po tygodniu porządków, da się tam mieszkać, bo jest wreszcie czysto. Przez 11 miechów panowie, którzy tam mieszkają, tak zapuścili chałupę.

Na niektórych nawet płacenie kar za bałagan nie działa motywująco. Tyle tylko, że ja nie mam ochoty płacić kary za kogoś, kto ma, jak to się tu mówi, wyjebane na sprzątanie.

Jeśli chodzi o mnie, trwam w zawieszeniu. Nie wiem, do którego z mieszkań trafię na stałe - albo do wysprzątanego (tych jest tu mniejszość), albo do syfu. Co będzie? Okaże się za jakiś czas.  

5 komentarzy:

  1. N I E Z R O Z U M I E M T E G O N I G D Y !
    Gorąco pozdrawiam!
    P.S. Nominowałam Cię na swoim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie zrozumiem.
      Odpozdrawiam ciepło i dziękuję :)

      Usuń
    2. Odpowiem na pytania przy okazji następnej notki ;)

      Usuń
  2. To zawsze jest wkurzające, jak jedna osoba sprząta a inne tylko bałaganią. Wypadałoby wtedy zarządać opłaty należnej nadwornej sprzątaczce. Chyba, że się ma oddzielny pokój. U mojego syna w pokoju jest taki bajzel, że ja tam po prostu nie wchodzę. Kiedy podlewałam u niego rosliny doniczkowe to prosiłam tylko o ścieżkę do nich. Teraz już tego nie robię, niech sobie sam podlewa jak chce. A ma papirusy, zastępujące firanki. One muszą mieć duuuużo wody.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oni to w ogóle taki przypadek, że ręce opadają. W swoich pokojach mogą mieć syf, ale część wspólna musi być czysta. Nie mam ochoty korzystać z brudnego kibelka czy myć się w zasyfiałej łazience, bo bym się bała, że nabawię się jakiegoś paskudztwa.

      O tak, muszą mieć dużo dużo wody.

      Usuń