26 października 2013

A jeśli...?

Jak ułożyć sobie życie na nowo? Po śmierci bliskich, po rozwodzie, po rozstaniu, po utracie pracy, po przeprowadzce czy w nowym kraju? Nie mam pojęcia. Chyba nie istnieje na to żadna odpowiednia recepta czy skuteczny sposób. 

Sama nie umiem powiedzieć, czy uporałam się z odejściem bliskich. Jednego dnia wydaje mi się, że tak, a innego przychodzi totalny kryzys i chce mi się tylko wyć. 

Czy poradzić sobie z tym wszystkim to znaczy zapomnieć lub udawać, że nic się nie stało? Czy to oznacza, że to już za mną i wcale nie boli? Nie sądzę. 

Kiedy człowiek staje na życiowym zakręcie, narażony jest na popełnienie masy błędów. Łatwo może zostać ofiarą oszustów, bardziej jest podatny na zranienia. A jeśli nie jest dość silny, to już w ogóle mu ciężko. 

Żadna droga nie wiedzie prosto do celów. Nasze życiowe drogi są pełne zakrętów, skrzyżowań, czasem wiją się i plączą jak miejskie autostrady - jedna na dole, inne u góry, i można naprawdę się pogubić w tych wszystkich zjazdach i wjazdach. 

Czy potrafię zbudować sobie życie w obcym kraju? Czy dam radę? Czy nie będzie tak, że jakiś czas mi się znudzi albo stwierdzę, że muszę zbyt wiele poświęcić, albo już sama nie wiem, co jeszcze wymyślę. Boję się. Boję się, że mnie to wszystko przerośnie. Boję się tego, aby nie zbudować niczego na wątłej podstawie, żeby to wszystko nie runęło przy lekkim ruchu wiatru. Boję się, że nie wytrzymam psychicznie i nie wytrwam w związku, w którym jestem. Boję się, że skończę jako bezdomna i samotna wariatka. 

Ostatnio M. pytając - stwierdzając, powiedziała, że: "Czy tobie zawsze życie musi wszystko tak komplikować i utrudniać?". Nic jej na to nie odpowiedziałam. Pomyślalam sobie za to, że może po prostu ktoś musi mieć taką właśnie drogę, a ja sobie z nią poradzę. Podobno życie nie daje nam tego, czego nie jesteśmy w stanie unieść. Strach też jest nieodłączny. Myślę, że gdybym się nie bała, byłabym zwyczajnie głupia. Dobrze, że się boję. Powinnam. Ale to wcale nie znaczy, że pozwolę, aby ten strach mnie sparaliżował. 

E., z którą tu mieszkam, powiedziała mi wczoraj, że jest ciekawa, jak skończy się moja historia i co ze mną będzie. A może ona wcale się nie kończy? Może nasza historia toczy się nawet po naszej śmierci w bliskich nam ludziach, w ich myślach, w ich sercach, w genach kolejnych pokoleń? 

Gdy tęsknię za mamą, gotuję. Robię to, co uwielbiałam, gdy ona to przygotowywała. I wtedy czuję, jak otacza mnie ciepło. Ona jest w moim sercu tak samo jak tato. Dzięki rozmowom z ojcem ubiegłej jesieni, buduję ten związek. Brakuje mi rozwagi i intuicji do ludzi, które miał mój tato. Brakuje mi tego, że nie mogę się go poradzić, spytać, ale mogę kierować się tym, czego mnie nauczył. Wierzył we mnie i zawsze powtarzał, że mam słuchać siebie, że mam rozum i serce, że one mnie poprowadzą, gdy go zabraknie. 

Zaczęłam tu wszystko od zera. Nie wiedziałam nawet, jak się mam za to zabrać. Małymi krokami idę. 

Choćby nie wiadomo jak było trudno, choćby upadało się wiele razy, człowiek jest silny i poradzi sobie. Powstanie i pójdzie. W każdym z nas jest wewnętrzna siła, która nam w tym pomoże. Ona drzemie w każdym, wystarczy nie bać się jej obudzić. Strach, że przed tym, że się uda, jest często silniejszy niż ten przed niepowodzeniem. A jeśli się jednak uda to co? To przecież bardzo bardzo dobrze. 

Jeśli Rotterdam, to moje miejsce na ziemi, to zrobię wszystko, aby tam wrócić i zostać. Aczkolwiek nie znaczy to, że tych miejsc nie będzie dwa lub trzy. I myślę, że Rotterdam to jedno z nich.  

6 komentarzy:

  1. Tęsknię czasem za Tobą... :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba nie ma ludzi, którym życie upływa w wieczniej szczęśliwości i bezproblemowo. Czasem słyszy się opinie, że każdy ma ciężary na własną miarę. Ale przecież ileż to razy krzyczymy: to mnie przerasta, nie udźwignę! A jednak "bierzemy na garba" i mocujemy się. Pocieszamy się maksymą: co cię nie zabije - to cię wzmocni, ale wcale nie czujemy tego wzmocnienia, choć przeżyliśmy. Ile to razy wmawiałam sobie: już nie dam sie zranić i jest tak... aż do następnego razu. Bardziej sprawdza mi się powiedzenie: historia uczy jednego - że jeszcze nigdy nikogo niczego nie nauczyła.

    OdpowiedzUsuń
  3. A poza tym zazdroszczę Ci Twojego ojca. Masz naprawdę mocną podbudowę, nawet nieświadomie nasiakałaś jego wiarą w Ciebie. Mój nie dał mi takiego poczucia własnej wartości. Musiałam ją sama mozolnie budować.

    OdpowiedzUsuń
  4. zajrzyj do Delft niedaleko Rtd ,a na wiosną pod Amsterdam do tulipanowego parku.Powodzenia

    OdpowiedzUsuń