Ciemno... późny wieczór... preludium nocy... choć według niektórych moich znajomych to ledwie początek wieczora. Jest cicho, spokojnie. Z płyt sączy się spokojny jazzik na przemian z moim ukochanym soulem, dziś w damskim wydaniu. Mokre sfalowane włosy wpadają mi już w oczy, jak tylko lekko pochylę głowę na kubkiem gorącej, parującej herbaty, oczywiście sypanej. Dolina Elfów - to jedna z moich ulubionych. Zawsze kiedy się parzy wwąchuję się w nią. Ma taki przyjemny aromat. Zanim jest gotowa do picia, zmienia kolor, za sprawą swoich składników, między innymi płatków bławatka. Najpierw jest niebieska, później robi się fioletowa, lecz dopiero gdy stanie się czerwona jest gotowa do picia.
Przyznam, że uwielbiam sypaną herbatę, różne mieszanki i zawsze, zanim kupię jakąś nową (najczęściej kupuję na wagę), najpier ją wącham. Od dziecka mam coś takiego, że zanim spróbuję jakiejś potrawy czy napoju, najpierw go wącham. Jeśli odpowiada mi zapach, spróbuję. Czasem też po zapachu wyczuwam, czego w danej potrawie jeszcze brakuje.
Pamiętam, że jak Mama wracała z zakupami i je wypakowywała albo otwierała lodówkę i wyjmowała z niej coś, ja mogłam być w innym pokoju i pokrzykiwałan do niej z zapytaniem, czy to czy tamto kupiła albo czy cośtam będzie na obiad. Czułam po zapachu.
Mój zmysł węchu jest niezwykle wyczulony. Z jednej strony to bardzo fajna sprawa, ale z drugiej... zwłaszcza jeśli coś brzydko pachnie, śmierdzi czy wręcz cuchnie tak wrażliwy węch sprawia kłopoty. Zaczyna mnie mdlić, wywołuje to często ataki migreny, a wtedy zapach jakiegokolwiek jedzenia, nawet chleba, dosłownie mnie zabija.
Przypomniała mi się taka historia. Miałam kiedyś takiego faceta, z którym nie lubiłam się całować. Z jego oddechem i z jego pocałunkami wszystko było w porządku. Tylko nie z jego zapachem... Przeszkadzał mi (Nie, nie śmierdział. Dbał o higienę.). Na początku nie wiedziałam dlaczego, ale później uświadomiłam sobie, że jego zapach przypomina mi kogoś (zapach skóry, nie chodzi o perfumy). Jedna z osób w mojej rodzinie ma podobny zapach... Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wiedziałam dlaczego nie odpowiadają mi bliższe kontakty z tym człowiekiem. Skończyło się na trwającej do dziś przyjaźni.
Jakoś tak jest, że zapach moich przyjaciół mi odpowiada i przyznam, że nie wiem od czego zależą takie uwarunkowania, pomijając już jakże ważną higienę osobistą i używanie perfum, a skupiając się na naturalnym zapachu ciała. Jednak zanim wejdę w jakieś bliższe kontakty z osobnikiem płci przeciwnej, skupiam się na jego zapachu i trzymam dystans, wycofuję się dość szybko, jeśli mój węch mówi zdecydowane: NIE! No bo jak później delikatnie wytłumaczyć komuś, kto dba o siebie, o swoje ciało i o higienę, że mnie jego zapach odpycha?
To skomplikowane. - cz. 25.
-
Usiłowałam zasnąć. Jednak po głowie krążyło mi tyle myśli. Nie potrafiłam
powstrzymać ich biegu. Myślałam o Tomaszu, który siedział w drugim pokoju.
Chyb...
11 lat temu
Z moim węchem jest podobnie. Jak wracałam ze szkoły, to już na klatce schodowej wiedziałam co babcia zrobiła na obiad. Mnie przyprawia o mdłości zapach czosnku, oraz gotującego się kalafioru. Jestem jeszcze przewrażliwiona na parę, innych rzeczy.
OdpowiedzUsuńMiłego spokojnego dnia życzę Ci;)
Tak chyba ma większość kobiet. Ja miałam trochę odwrotną sytuację. Facet ogólnie drażnił mnie jak diabli, ale gdy zamykałam oczy i czułam jego zapach poszłabym za nim na koniec świata. To jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo. A lubisz, Czekoladko calwadosa? Mocny, i idzie w głowę ale jak bosko pachnie... pozdrawiam zapachowo anna s.
OdpowiedzUsuńJeszcze jedno. Ponoć wrażliwość węchową mierzy się nie wstrętem na brzydkie zapachy lecz zachwytem nad pięknymi. Ale co zrobić, gdy człowiekowi zbiera sie na wymioty pod wpływem tych pierwszych? No i źle napisałam calvados, bo tak właśnie to powinno być.
OdpowiedzUsuńZmysłowa no to wiesz,jak to jest ;) Mnie zapach żadnych warzyw czy owoców nie razi, chyba że mam migrenę, to wtedy zapach jakiegokolwiek jedzenia wywołuje mdłości. Tak na co dzień, często nie mogę znieść zapachu smażonego mięsa. Czasem tak mam, że jak smażę kotlety, to później ich nie jem, bo się nawącham w czasie smażenia i później mnie mdli, ale na szczęście już z rzadka tak mam. Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńAż strach się bać, jak to będzie ze mną, gdy będę w ciąży.....
OdpowiedzUsuńOj lubię Aniu lubię :)
OdpowiedzUsuńSą takie zapachy, które uderzają mi do głowy... i mam też coś takiego, pewnie jak wiele osób, że z danym człowiekiem kojarzy mi się zawsze zapach, jak czuję zapach myślę o tej osobię, którą mi przywodzi na pamięć albo na odwrót :)
OdpowiedzUsuńZboczony kot, rwie moją mysz...wodzi uparcie wzrokiem....;)
OdpowiedzUsuńTy wiesz...ja też lubię tylko te sypane herbaty :)
Hmmm...no fakt, zapach to ważna rzecz...ale chyba dla kobiet...dla mnie wszystkie pachniecie jak pudełko pralinek z najwyższej półki ;)
Cześć piątkowo, upiekłam w pracy kruche z węgierkami i kruszonką...pachnie w całej firmie...hahaha, teraz stygnie.... .
OdpowiedzUsuńTak na marginesie nie pracuję w piekarni, cukierni też nie ... .
Miłego dnia :-)
...fajny ten kiciuś.... :-)
OdpowiedzUsuńJeśli o mnie chodzi to też zawsze kupuję herbaty sypane, szczególnie jeśli mają całe liście i nie są mocno pokruszone. Był taki czas, że kupowałam herbaty w torebkach, bo drażniły mnie pływające fusy, do czasu kiedy koleżanka( która pracowała w firmie gdzie zajmowano się pakowaniem herbaty i paleniem kawy) wytłumaczyła mi jak to się wszystko odbywa i co rzeczywiście w tych torebkach z niby herbatą się znajduje. No i teraz, kiedy kupuję np. kawę to tylko w ziarenkach i mielę ją sobie sama. Przynajmniej wiem co piję.
OdpowiedzUsuńTrzymajcie się, hej :)
Gruszeczko, ja tez uwielbiam herbatki rózne, no i wrazliwosc zapachową mamy wspolną :))
OdpowiedzUsuńZapach czyjegoś ciała (oczywiscie czystego) i jego akceptacja jest bardzo wazna, nie jesteś wyjatkiem.
dd, mila nasza, a płaca Ci w pracy za dodatkowe pieczenie pysznych ciast? :))
OdpowiedzUsuńJa upiekę dziś ale tartę ze śliwkami. Jestem obecnie sama w domu i nie ma kto zjesc całej blachy;)
Witaj Czarodziejko, pięknie narysowałaś te konie - zapatrzyłam się...ehhh
OdpowiedzUsuńNie płącą, nie mam tego w zakresie obowiązków :-), Czasami delikatnie sugerują, że jak mam czas to może coś.... Miłe to ...
Pozdrawiam serdecznie :-)
dobreee Bigos, dobreee ;) jak pralinki, mówisz;)? ha ha ha
OdpowiedzUsuńa kot to podrywa chyba wszystkie myszy ;) czasem i łapką po ekranie przejedzie, ale dotrzymuje mi towarzystwa jak notki piszę ;)
dd.... ależ smaku narobiłaś :) nic dziwnego że Cię proszą o takie pyszności... mhmmmmmmm:)
OdpowiedzUsuńMusiałam sobie podrasować bloga, żeby tak jakoś żywiej wyglądał i zegar duży pod ręką, bo ja nie noszę zegarka, i nawet na igoglach sobie też zegar strzeliłam, bo u mnie ostatnio czas w cenie :)
OdpowiedzUsuńCzarodziejko.... nie tylko piękne grafiki robisz, ale i smacznie pieczesz? Same talenty :)Nie miałam ostatnio czasu zagłębić się w Twoją twórczość, ale mam nadzieję w weekend nadrobić :)
OdpowiedzUsuńa co do tego zapachu to się zgadza, bo nie może być tak, że odstręcza ;)
OdpowiedzUsuńcześć Viola :) fajnie widzieć Twoje literki :) Bardzo dobrze robisz z tą kawą, bo ona ma przez to lepszy aromat i smak, taka parzona tuż po zmieleniu. Z herbatą to samo. Oczywiście u mnie w domu herbaty cały wybór - ziołowe (suszone zielsko, jak mawia mój Tata "szczypiorek"), owocowe, liściaste wszelakie, ale i ekspresowa czarna, zielona i biała dla tych, którzy lubią taką też jest. Herbata to chyba mój trzeci nałóg ;)
OdpowiedzUsuńA fusy...? Można w zaparzaczkę wsadzić, albo parzyć w dzbanku z sitkiem i tam zostaną, i nie pływają po herbacie ;)
A tło na blogu przypomina mi trochę taką białą ścianę, mur właściwie, który miałam za oknem w pracy na Zielonej Wyspie, i ze szczelin wystawały roślinki. Pracowałam wtedy w takiej firmie i zajmowałam się tam parzeniem kawy, herbaty i promagałam kucharzowi lunch przygotowywać, a firma mieściła się w takim ładnym starym zameczku w przepięknym parku. Bardzo miło wspominam tamtą pracę i ludzi, z którymi pracowałam.
OdpowiedzUsuńwitam:)))
OdpowiedzUsuńja tez lubie te wszystke zielska ,teraz nadchodzi jesien i czas parzenia herbatki !!!pracowalam kiedys w zielarni ,poznalam wiele gatunkow herbat o ktorych nie mialam pojecia ,najbardzij lubialam zapachy ziol :))))
Podrasowany blog wygląda bardzo ładnie, ja jestem straszną estetką i lubię takie ładne miejsca :))) od razu chce mi sie w nim częsciej przebywać..:-D
OdpowiedzUsuńA czy mam talent do pieczenia? ee, roznie mi to wychodzi,jak kazdemu chyba.
To nas Bigos zaskoczył z tymi pralinkami z górnej półki, hahaha...
dd, rozumiem, delikatna sugestia;-)
OdpowiedzUsuńi pewnie pożerają migiem te pysznosci co im napieczesz...
Lapaz, ja kiedyś nie znosiłam ziołowych herbat, ziół w ogole, zapach mnie odrzucał, obecnie się to zmieniło.
OdpowiedzUsuńMoją ulubioną herbatą jest pu- erh , która niektórym pachnie jak, cytuję:"stara scierka" ...dla mnie jest to zapach mokrej, wilgotnej ziemi. :-)
Rano cenię sobie zielona herbate albo yerba mate, bo ja cieżko się budzę.
Wpadam pobawić się z kotem bo mój sąsiedzki to śpi w kółko i na okrągło :)
OdpowiedzUsuńKursorem mu na nos siadam to zeza robi, a potem coś odmiałkuje hahaha
Hmmm ciekawe jak to się dzieje, czegoż to oni nie wymyślą.
Super wystrój, chce się oddychać....ta czarna noc na Twoich byłych nieco przygnębiała o!
no to ja slepa jestem ,dopiero teraz zobaczylam kota na monitorze hahaha
OdpowiedzUsuńwlasnie parze sobie zielona herbate :)))
a tak Lapaz :) jest kot ;)
OdpowiedzUsuńBigos, ja nie wiem, jak to się dzieje ;) Dość tej grobowej ciemności, ile można było. A takie zielonkawe to uspokajające i jakoś tak przyjemniej :)
OdpowiedzUsuńLapaz, aż Ci zazdroszczę pracy w tej zielarni :) Pachnie mi to jakąś wiedzą tajemną ;)
OdpowiedzUsuńCzarodziejko mi też nie zawsze wszystko się idealnie uda z ciastami, wszak praktyka czyni mistrza ;) Dziś za to cukinia faszerowana pomidorami i zapiekana z sosem pomidorowym wyszła świetnie. A mój blog dojrzał do momentu wyglądu bardziej zachęcającego :)
OdpowiedzUsuńspedzilam tam trzy lata ,ale przez zazdrosc i zawis musialam odejsc ,wazne jest ze wszystkie herbaty,ziola i przyprawy sa "bio",proponowano mi znowu tam miejsce i kto wie moze kiedys tam wroce :)
OdpowiedzUsuńkot? moj syn ostatnio meczy ze chce kota ,ufff
Ja póki co mam wirtualnego ;) A tak na poważnie to chciałabym mieć kota, rudzielca, nazwałabym go Cynamon :)
OdpowiedzUsuńKot śliczny, czerń wabi mrokiem. Leno, TY jesteś rozwódką?????
OdpowiedzUsuńAleksandra
Aleksandro, dziękuję. Jeśli o mnie chodzi to rozwódką nigdy nie byłam, jeśli tak Cię interesuje mój stan cywilny przeszły i obecny, bo chyba do mnie ten komentarz, jeśli się nie pomyliłaś, to raz prawie się dałam przekonać do zmiany stanu cywilnego, ale to dawno temu było. Nie wiem jak tam Leny, pewnie wśród nich są i rozwódki, i panny, i mężatki, baaa, a nawet wdowy ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzekoladko, może oddam Ci mojego rudzielca, tyle tylko, że wabi się Junior, bo senior, taki czarny jak Twój wirtualny to Dzikus. Dwa kocury i każdy inny i z wyglądu i z charakteru.
OdpowiedzUsuńChętnie to ja bym kotka przyjęła, ale na razie wystarczy mi wirtualny, bo ja mało co w domu jestem, a i zwierzątko by się męczyło w mieszkaniu. Na razie to tylko takie myśli wprzód wybiegające :) A koty to jak ludzie... Coś jest w tych zwierzętach :)
OdpowiedzUsuńMuszę klepnąć notkę wreszcie. Przeinstalowywałam komputer i cały wieczór korzystałam z cudzego, bo musiałam jeden tekścik skończyć. Swoje to jednak swoje, nie ma co kryć. W końcu mi nie muli net:)
OdpowiedzUsuńTo ja się zabieram, co by na rano coś nowego było, bo spać nie myślę jeszcze ;)
OdpowiedzUsuń