16 września 2009

W Dolinie Elfów.

Ciemno... późny wieczór... preludium nocy... choć według niektórych moich znajomych to ledwie początek wieczora. Jest cicho, spokojnie. Z płyt sączy się spokojny jazzik na przemian z moim ukochanym soulem, dziś w damskim wydaniu. Mokre sfalowane włosy wpadają mi już w oczy, jak tylko lekko pochylę głowę na kubkiem gorącej, parującej herbaty, oczywiście sypanej. Dolina Elfów - to jedna z moich ulubionych. Zawsze kiedy się parzy wwąchuję się w nią. Ma taki przyjemny aromat. Zanim jest gotowa do picia, zmienia kolor, za sprawą swoich składników, między innymi płatków bławatka. Najpierw jest niebieska, później robi się fioletowa, lecz dopiero gdy stanie się czerwona jest gotowa do picia.

Przyznam, że uwielbiam sypaną herbatę, różne mieszanki i zawsze, zanim kupię jakąś nową (najczęściej kupuję na wagę), najpier ją wącham. Od dziecka mam coś takiego, że zanim spróbuję jakiejś potrawy czy napoju, najpierw go wącham. Jeśli odpowiada mi zapach, spróbuję. Czasem też po zapachu wyczuwam, czego w danej potrawie jeszcze brakuje.
Pamiętam, że jak Mama wracała z zakupami i je wypakowywała albo otwierała lodówkę i wyjmowała z niej coś, ja mogłam być w innym pokoju i pokrzykiwałan do niej z zapytaniem, czy to czy tamto kupiła albo czy cośtam będzie na obiad. Czułam po zapachu.

Mój zmysł węchu jest niezwykle wyczulony. Z jednej strony to bardzo fajna sprawa, ale z drugiej... zwłaszcza jeśli coś brzydko pachnie, śmierdzi czy wręcz cuchnie tak wrażliwy węch sprawia kłopoty. Zaczyna mnie mdlić, wywołuje to często ataki migreny, a wtedy zapach jakiegokolwiek jedzenia, nawet chleba, dosłownie mnie zabija.

Przypomniała mi się taka historia. Miałam kiedyś takiego faceta, z którym nie lubiłam się całować. Z jego oddechem i z jego pocałunkami wszystko było w porządku. Tylko nie z jego zapachem... Przeszkadzał mi (Nie, nie śmierdział. Dbał o higienę.). Na początku nie wiedziałam dlaczego, ale później uświadomiłam sobie, że jego zapach przypomina mi kogoś (zapach skóry, nie chodzi o perfumy). Jedna z osób w mojej rodzinie ma podobny zapach... Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, wiedziałam dlaczego nie odpowiadają mi bliższe kontakty z tym człowiekiem. Skończyło się na trwającej do dziś przyjaźni.
Jakoś tak jest, że zapach moich przyjaciół mi odpowiada i przyznam, że nie wiem od czego zależą takie uwarunkowania, pomijając już jakże ważną higienę osobistą i używanie perfum, a skupiając się na naturalnym zapachu ciała. Jednak zanim wejdę w jakieś bliższe kontakty z osobnikiem płci przeciwnej, skupiam się na jego zapachu i trzymam dystans, wycofuję się dość szybko, jeśli mój węch mówi zdecydowane: NIE! No bo jak później delikatnie wytłumaczyć komuś, kto dba o siebie, o swoje ciało i o higienę, że mnie jego zapach odpycha?


39 komentarzy:

  1. Z moim węchem jest podobnie. Jak wracałam ze szkoły, to już na klatce schodowej wiedziałam co babcia zrobiła na obiad. Mnie przyprawia o mdłości zapach czosnku, oraz gotującego się kalafioru. Jestem jeszcze przewrażliwiona na parę, innych rzeczy.
    Miłego spokojnego dnia życzę Ci;)

    OdpowiedzUsuń
  2. anna s. astuz17.09.2009, 14:08

    Tak chyba ma większość kobiet. Ja miałam trochę odwrotną sytuację. Facet ogólnie drażnił mnie jak diabli, ale gdy zamykałam oczy i czułam jego zapach poszłabym za nim na koniec świata. To jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo. A lubisz, Czekoladko calwadosa? Mocny, i idzie w głowę ale jak bosko pachnie... pozdrawiam zapachowo anna s.

    OdpowiedzUsuń
  3. anna s. astuz17.09.2009, 14:13

    Jeszcze jedno. Ponoć wrażliwość węchową mierzy się nie wstrętem na brzydkie zapachy lecz zachwytem nad pięknymi. Ale co zrobić, gdy człowiekowi zbiera sie na wymioty pod wpływem tych pierwszych? No i źle napisałam calvados, bo tak właśnie to powinno być.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zmysłowa no to wiesz,jak to jest ;) Mnie zapach żadnych warzyw czy owoców nie razi, chyba że mam migrenę, to wtedy zapach jakiegokolwiek jedzenia wywołuje mdłości. Tak na co dzień, często nie mogę znieść zapachu smażonego mięsa. Czasem tak mam, że jak smażę kotlety, to później ich nie jem, bo się nawącham w czasie smażenia i później mnie mdli, ale na szczęście już z rzadka tak mam. Pozdrawiam :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż strach się bać, jak to będzie ze mną, gdy będę w ciąży.....

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj lubię Aniu lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Są takie zapachy, które uderzają mi do głowy... i mam też coś takiego, pewnie jak wiele osób, że z danym człowiekiem kojarzy mi się zawsze zapach, jak czuję zapach myślę o tej osobię, którą mi przywodzi na pamięć albo na odwrót :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zboczony kot, rwie moją mysz...wodzi uparcie wzrokiem....;)
    Ty wiesz...ja też lubię tylko te sypane herbaty :)
    Hmmm...no fakt, zapach to ważna rzecz...ale chyba dla kobiet...dla mnie wszystkie pachniecie jak pudełko pralinek z najwyższej półki ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć piątkowo, upiekłam w pracy kruche z węgierkami i kruszonką...pachnie w całej firmie...hahaha, teraz stygnie.... .
    Tak na marginesie nie pracuję w piekarni, cukierni też nie ... .
    Miłego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. ...fajny ten kiciuś.... :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli o mnie chodzi to też zawsze kupuję herbaty sypane, szczególnie jeśli mają całe liście i nie są mocno pokruszone. Był taki czas, że kupowałam herbaty w torebkach, bo drażniły mnie pływające fusy, do czasu kiedy koleżanka( która pracowała w firmie gdzie zajmowano się pakowaniem herbaty i paleniem kawy) wytłumaczyła mi jak to się wszystko odbywa i co rzeczywiście w tych torebkach z niby herbatą się znajduje. No i teraz, kiedy kupuję np. kawę to tylko w ziarenkach i mielę ją sobie sama. Przynajmniej wiem co piję.
    Trzymajcie się, hej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gruszeczko, ja tez uwielbiam herbatki rózne, no i wrazliwosc zapachową mamy wspolną :))
    Zapach czyjegoś ciała (oczywiscie czystego) i jego akceptacja jest bardzo wazna, nie jesteś wyjatkiem.

    OdpowiedzUsuń
  13. dd, mila nasza, a płaca Ci w pracy za dodatkowe pieczenie pysznych ciast? :))
    Ja upiekę dziś ale tartę ze śliwkami. Jestem obecnie sama w domu i nie ma kto zjesc całej blachy;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj Czarodziejko, pięknie narysowałaś te konie - zapatrzyłam się...ehhh

    Nie płącą, nie mam tego w zakresie obowiązków :-), Czasami delikatnie sugerują, że jak mam czas to może coś.... Miłe to ...
    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. dobreee Bigos, dobreee ;) jak pralinki, mówisz;)? ha ha ha
    a kot to podrywa chyba wszystkie myszy ;) czasem i łapką po ekranie przejedzie, ale dotrzymuje mi towarzystwa jak notki piszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. dd.... ależ smaku narobiłaś :) nic dziwnego że Cię proszą o takie pyszności... mhmmmmmmm:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Musiałam sobie podrasować bloga, żeby tak jakoś żywiej wyglądał i zegar duży pod ręką, bo ja nie noszę zegarka, i nawet na igoglach sobie też zegar strzeliłam, bo u mnie ostatnio czas w cenie :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Czarodziejko.... nie tylko piękne grafiki robisz, ale i smacznie pieczesz? Same talenty :)Nie miałam ostatnio czasu zagłębić się w Twoją twórczość, ale mam nadzieję w weekend nadrobić :)

    OdpowiedzUsuń
  19. a co do tego zapachu to się zgadza, bo nie może być tak, że odstręcza ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. cześć Viola :) fajnie widzieć Twoje literki :) Bardzo dobrze robisz z tą kawą, bo ona ma przez to lepszy aromat i smak, taka parzona tuż po zmieleniu. Z herbatą to samo. Oczywiście u mnie w domu herbaty cały wybór - ziołowe (suszone zielsko, jak mawia mój Tata "szczypiorek"), owocowe, liściaste wszelakie, ale i ekspresowa czarna, zielona i biała dla tych, którzy lubią taką też jest. Herbata to chyba mój trzeci nałóg ;)
    A fusy...? Można w zaparzaczkę wsadzić, albo parzyć w dzbanku z sitkiem i tam zostaną, i nie pływają po herbacie ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. A tło na blogu przypomina mi trochę taką białą ścianę, mur właściwie, który miałam za oknem w pracy na Zielonej Wyspie, i ze szczelin wystawały roślinki. Pracowałam wtedy w takiej firmie i zajmowałam się tam parzeniem kawy, herbaty i promagałam kucharzowi lunch przygotowywać, a firma mieściła się w takim ładnym starym zameczku w przepięknym parku. Bardzo miło wspominam tamtą pracę i ludzi, z którymi pracowałam.

    OdpowiedzUsuń
  22. witam:)))
    ja tez lubie te wszystke zielska ,teraz nadchodzi jesien i czas parzenia herbatki !!!pracowalam kiedys w zielarni ,poznalam wiele gatunkow herbat o ktorych nie mialam pojecia ,najbardzij lubialam zapachy ziol :))))

    OdpowiedzUsuń
  23. Podrasowany blog wygląda bardzo ładnie, ja jestem straszną estetką i lubię takie ładne miejsca :))) od razu chce mi sie w nim częsciej przebywać..:-D
    A czy mam talent do pieczenia? ee, roznie mi to wychodzi,jak kazdemu chyba.

    To nas Bigos zaskoczył z tymi pralinkami z górnej półki, hahaha...

    OdpowiedzUsuń
  24. dd, rozumiem, delikatna sugestia;-)
    i pewnie pożerają migiem te pysznosci co im napieczesz...

    OdpowiedzUsuń
  25. Lapaz, ja kiedyś nie znosiłam ziołowych herbat, ziół w ogole, zapach mnie odrzucał, obecnie się to zmieniło.
    Moją ulubioną herbatą jest pu- erh , która niektórym pachnie jak, cytuję:"stara scierka" ...dla mnie jest to zapach mokrej, wilgotnej ziemi. :-)
    Rano cenię sobie zielona herbate albo yerba mate, bo ja cieżko się budzę.

    OdpowiedzUsuń
  26. Wpadam pobawić się z kotem bo mój sąsiedzki to śpi w kółko i na okrągło :)
    Kursorem mu na nos siadam to zeza robi, a potem coś odmiałkuje hahaha
    Hmmm ciekawe jak to się dzieje, czegoż to oni nie wymyślą.
    Super wystrój, chce się oddychać....ta czarna noc na Twoich byłych nieco przygnębiała o!

    OdpowiedzUsuń
  27. no to ja slepa jestem ,dopiero teraz zobaczylam kota na monitorze hahaha
    wlasnie parze sobie zielona herbate :)))

    OdpowiedzUsuń
  28. a tak Lapaz :) jest kot ;)

    OdpowiedzUsuń
  29. Bigos, ja nie wiem, jak to się dzieje ;) Dość tej grobowej ciemności, ile można było. A takie zielonkawe to uspokajające i jakoś tak przyjemniej :)

    OdpowiedzUsuń
  30. Lapaz, aż Ci zazdroszczę pracy w tej zielarni :) Pachnie mi to jakąś wiedzą tajemną ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Czarodziejko mi też nie zawsze wszystko się idealnie uda z ciastami, wszak praktyka czyni mistrza ;) Dziś za to cukinia faszerowana pomidorami i zapiekana z sosem pomidorowym wyszła świetnie. A mój blog dojrzał do momentu wyglądu bardziej zachęcającego :)

    OdpowiedzUsuń
  32. spedzilam tam trzy lata ,ale przez zazdrosc i zawis musialam odejsc ,wazne jest ze wszystkie herbaty,ziola i przyprawy sa "bio",proponowano mi znowu tam miejsce i kto wie moze kiedys tam wroce :)
    kot? moj syn ostatnio meczy ze chce kota ,ufff

    OdpowiedzUsuń
  33. Ja póki co mam wirtualnego ;) A tak na poważnie to chciałabym mieć kota, rudzielca, nazwałabym go Cynamon :)

    OdpowiedzUsuń
  34. Kot śliczny, czerń wabi mrokiem. Leno, TY jesteś rozwódką?????
    Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  35. Aleksandro, dziękuję. Jeśli o mnie chodzi to rozwódką nigdy nie byłam, jeśli tak Cię interesuje mój stan cywilny przeszły i obecny, bo chyba do mnie ten komentarz, jeśli się nie pomyliłaś, to raz prawie się dałam przekonać do zmiany stanu cywilnego, ale to dawno temu było. Nie wiem jak tam Leny, pewnie wśród nich są i rozwódki, i panny, i mężatki, baaa, a nawet wdowy ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  36. anna s. astuz19.09.2009, 00:15

    Czekoladko, może oddam Ci mojego rudzielca, tyle tylko, że wabi się Junior, bo senior, taki czarny jak Twój wirtualny to Dzikus. Dwa kocury i każdy inny i z wyglądu i z charakteru.

    OdpowiedzUsuń
  37. Chętnie to ja bym kotka przyjęła, ale na razie wystarczy mi wirtualny, bo ja mało co w domu jestem, a i zwierzątko by się męczyło w mieszkaniu. Na razie to tylko takie myśli wprzód wybiegające :) A koty to jak ludzie... Coś jest w tych zwierzętach :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Muszę klepnąć notkę wreszcie. Przeinstalowywałam komputer i cały wieczór korzystałam z cudzego, bo musiałam jeden tekścik skończyć. Swoje to jednak swoje, nie ma co kryć. W końcu mi nie muli net:)

    OdpowiedzUsuń
  39. To ja się zabieram, co by na rano coś nowego było, bo spać nie myślę jeszcze ;)

    OdpowiedzUsuń