16 października 2009

O marzeniach, domach bez prądu i książkach.

Kiedy tak wczoraj sobie siedziałam wieczorem i rozmyślałam nad tym wszystkim, co się w ostatnim czasie ze mną i wokół mnie wydarzyło, przerwałam ten swobodny tok myślenia rozmową. Rozmową z pewnym mężczyną o ciepłym głosie, nietypowym wyglądzie i ciekawej osobowości. Lubię wymieniać z nim myśli, bo ma w sobie taką wesołą iskrę. Od słowa do słowa doszło do śniegu, gór i domów bez prądu, ale nie tych z powodu zerwania linii, ale takich z założenia. Dzięki tej wymianie zdań przypomniało mi się kilka rzeczy.

Jakiś czas temu przyjaciółka namówiła mnie na wypad w góry na kilka dni. Mieszkałyśmy w domu bez prądu i bieżącej wody, z kuchnią na drewno. Chciałeś ciepłą wodę? Trzeba było sobie zagotować, uprzednio wyciągając ją ze studni. Drewno porąbali faceci, ale gdyby tego nie zrobili, nie stanowiłoby to dla nas żadnego problemu. Podczas jednego wypadu na konie i pobytu w leśniczówce rąbałyśmy drewno, bo nikomu się nie chciało, a dla była to przyjemność. Nie dość, że świetny trening dla mięśni, to jeszcze można się było pięknie wyżyć, złość przechodziła, a człowiek miał mnóstwo energii.
Wracając do domu bez prądu... Był położny w cudownym miejscu, pośród gór. Śliczna okolica na styku Beskidów i Bieszczad. Zasięg miałam tylko na górce, pod warunkiem że nie było wysokich drzew. Fajnie było tak zapomnieć o tej cywilizacji. Woda ze studni to nie to, co to paskudztwo w kranie, które czasem cuchnie chlorem albo Bóg wie czym jeszcze. Wieczorem światło świec zamiast żarówek. Drewno... wszędzie. Przypomniały mi się naleśniki, zapiekanka, ciasto... Czas płynął powoli, niespiesznie...

Mogłabym tak żyć, choć chyba bez prądu zupełnie by się nie dało. Komputer to jak na razie główne narzędzie mojej pracy, a poza tym lubię dzielić się z Wami swoimi myślami i brakowałoby mi tego. Zimą łatwo by nie było z tą wodą i studnią, ale zawsze można pompę zainstalować i sądzę, że właśnie to bym zrobiła. Tylko że prąd byłby konieczny tutaj. Tak na chwilę mogę sobie pożyć zupełnie z dala od cywilizacji, wszystko wyłączyć, ale na dłużej raczej się nie da. Trzeba z czegoś żyć, z ludźmi mieć jakiś kontakt (nawet komórka "jeść" woła ;). Chociaż... alternatywne źródła energii to nie doskonały pomysł - baterie słoneczne i wiatrak. To byłoby w naszych warunkach wykonalne i przy okazji dobre dla środowiska.

A co do samego domu... Cóż... Właśnie mi się przypomniało, jak kiedyś rozmawiałam sobie z pewnym "koncertowym"facetem o marzeniach, o górach, o domu. Wiecie... lubię stare domy, drewniane albo z kamienia budowane. Lubię grube ściany, belki, drewniane podłogi, okiennice, a najbardziej to schody, koniecznie drewniane. Mogłabym tak na nich siedzieć godzinami, tak jak na szerokich parapetach okien. W moim domu nie mogłoby zabraknąć schodów i .... biblioteki, z ogromnymi oknami, szerokimi niskimi parapetami, drewnianą podłogą i kominkiem. Mogłabym tam nawet spać. Uwielbiam książki i w ich otoczeniu zawsze odnajduję spokój.

Na kolejną książkę zawsze znajdzie się miejsce, choć niedługo pewnie nie będę miała gdzie spać. Jeszcze trochę miejsca na półkach jest, ale kurczy się szybko. Myślę sobie, że książki mają duszę, oddychają sobie na półkach. Stoją w tylko mnie znanym porządku, choć kogoś mogłoby razić, że nie alfabetycznie, że nie wielkościami. Myślę, że im tak dobrze. Może kiedyś coś, co wypłynie spod moich palców stanie obok nich, oddychając kawałkiem mojej duszy?

18 komentarzy:

  1. :)pamietam drewniany domek mojej babci ,atmosfere jaka tam panowala ,zapach pieczonego ciasta i studnia .....tesknie za tym ,uwielbiam taki klimat ..... ta dzisiejsza technika nie dorownoje prostocie i spokoju tamtych czasow !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lapaz, też pamiętam drewniany dom moich dziadków. Ta prostota ma w sobie urok. Ludzie wtedy naprawę są ze sobą. Chyba bardziej lubię wolniejsze tempo życia... nie umiem tego na razie pogodzić do końca z techniką i z tym, co mnie w mieście jakoś pociąga.

    OdpowiedzUsuń
  3. tak czekoladko ta prostota ma urok :) jesli chodzi o miasto to ja bym sie w nim "udusila" ,nie wyobrazam sobie tak mieszkac ,kocham spokoj i domowe zacisze :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Miasto ciągnie mnie kulturą, teatrami, operą, koncertami, muzeami, wystawami, sztuką... Lubię nocą spacerować po mieście, zwłaszcza jak deszcz siąpi... a z drugiej strony lubię spokój, brak pośpiechu, naturę... :)

    OdpowiedzUsuń
  5. moim marzeniem jest taki właśnie dom:)
    powrót do głębin swojego ja...
    odrodzenie:)
    to moje pierwsze skojarzenia z notką!

    OdpowiedzUsuń
  6. witaj madame :) pięknie ujęte, powrót do siebie. taki dom to kwintesencja mnie... mi się od dziecka marzy i marzy...

    OdpowiedzUsuń
  7. ooo dobrze ,że zajrzałam bo ...
    taki dom jak opisujesz ,z dala od wszystkiego i wszystkich to marzenie wielu ludzi...kiedy życie dokuczy.Pięknie opisalaś ten dom,okiennice,schody,kominek...pięknie..
    Dla jednych ludzi takie warunki to szkoła przetrwania ,dla innych ...raj?
    terka0

    OdpowiedzUsuń
  8. witaj Tereczko :) i dziękuję :) ja chyba potrzebuję takiego azylu, poczucia bezpieczeństwa, które się z nim wiąże. Taki mój mały raj :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj :)
    moi przyjaciele mają taki domek... Spędziliśmy tam kilka dni i wieczorów w takich trochę spartańskich warunkach. Miłe wspomnienia :) Pamiętam była taka zima, kiedy siedziałyśmy sobie gromadnie wokół stołu plotkując a panowie budowali Iglo. Wyszło zawodowe :)Napadało wtedy tyle śniegu, że był problem z powrotem do domu...
    Pozdrawiam i miłego weekendu :)
    Figa

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej:) Tutaj chyba wszyscy lubią te klimaty Lenko, ja to sobie wtedy marzę tak - jak wygram dużego lotka to odrazu sobie sprawię taki wiejski domek, i konia, i kozę też... albo jak nie mam ochoty i motywacji do pracy, mówię sobie - rób tak dalej, to z domku nici :)) buziaki

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja się wyłamię: jestem mieszczuchem i sama świadomość mieszkającego obok mnie sąsiada wpływa na mnie kojąco, a w domu na odludziu chyba bym zbzikowała. Owszem raz w roku dobrze by było oderwać się od codziennej bieganiny, wyciszyć, zastanowić nad światem. Ale nie na codzień. Myślę że nie wszyscy musimy być tacy sami.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jasne :) a ja bym chyba nie zbzikowała, nie nudzę się sama w swoim towarzystwie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj Figuniu :) Czasem tak fajnie oderwać się od codzienności, zgiełku miasta. Aż zazdroszczę tego iglo. A palenisko w środku było ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Doskonała motywacja Viola ;) Życzę Ci, aby się udało :) Ja to na razie tylko sobie myślę, ale z drugiej strony dla jednej osoby taki dom, to za duża powierzchnia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Aniu i ja to rozumiem :) No ja na jakieś zupełne odludzie bym się nie wyniosła. Najlepiej, żeby jakiś kilometr czy dwa było najdalej do następnego domu. Zupełne odludzie jest dobre na chwilę, na dłużej się zwyczajnie nie sprawdza, no chyba że dla pustelnika ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Viola ja też się nie nudzę, ale chyba jednak wolałabym widzieć w oddali jakieś inne domy, w razie czego... :) Powiem tak, sąsiad za płotem to zbyt blisko, ale tak z 500 czy 1000 m, może być :) To pewnie mieszkanie przez wiele lat w bloku, w którym mieszka ok 2500 ludzi tak działa na mnie, że sąsiedzkiej bliskości mam serdecznie dość ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czesc dziewczyny, czesc Czekoladko. Odludzia i zbyt spartańskich warunków bym sie na dłuższą metę chyba bała. To dobre jednak tylko na weekend, lub parę dni :-)
    Na razie jestem mieszczuchem,chcąc nie chcąc, ale wolałabym mieszkac w jakimś domu niedaleko miasta :-D

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj Czarodziejko :) Dom daje jednak więcej swobody niż mieszkanie :) Ostatnio wymyśliłam sobie jak pogodzić stare z nowym, trochę spartańskie warunki z wygodą... :) Pozdrowienia dla wszystkich Mieszczuchów ;)

    OdpowiedzUsuń