Za oknem leniwie sypie sobie śnieżek, nie za duże te płatki i nie za małe. Takie w sam raz. Gęsty śnieżek. Nie widzę już lasu, ani linii horyznotu, na której znajduje się "zamek". "Zamek" jest na górce, wokół las, jakieś słupy od linii energetycznych. To nie jest taki zamek z prawdziwego zdarzenia. To zamek wyobraźni. Na tej górce na horyzoncie jest kępa drzew i z daleka wygląda właśnie jak zamek z takim skośnym dachem i z wieżami, a przy tym śniegu i białości wokół wygląda jak z bajki. Jednak w zamku nie ma ani księcia, ani księżniczki. Zamek jest pusty, uśpiony, jakby czekał.
Uwielbiam zimę i uwielbiam góry, ale góry zimą już niekoniecznie. Ktoś mi je zaczarował, zapaskudził. Chciałabym je odczarować, ale nie posiadam takiej mocy. Przydałby się Czarodziej.
Mój zamek jest pusty, ale kiedyś chciała w nim zamieszkać księżniczka. Księżniczka szukała swojego księcia, jak każda księżniczka. Jednakże tego księcia nigdzie nie było. Pojawiali się różni mężczyźni, królowie, książęta, szlachcice, baronowie, itd. itd. Księżniczka do żadnego nie pasowała, żadnego w tym swoim zamku na etacie księcia nie widziała.
Pewnego dnia przywędrował do księżniczki mężczyzna. Był przebiegły jak lis, bo chciał mieć księżniczkę w swojej kolekcji. Ona była trochę naiwna, wierzyła zbyt mocno w dobro, w szczerość intencji, nie słuchała swojej intuicji, która kazała być jej nieufną. Księżniczka dała się zwieść i zakochała się. Gdy spadł śnieg wyjechała razem z owym typkiem w góry. W pięknej zimowej scenerii zgodziła się zostać żoną mężczyzny, mimo że wcale nie widziała go, jak i innych na etacie księcia w swoim zamku, choć on do tego zamku wpychał się wręcz siłą, zachwalając go na prawo i lewo. Księżniczka nie była łasa na pochlebstwa, ale po pewnym czasie, zaczęła się zastanawiać nad tym, że może on widzi więcej niż ona i ubzdurała sobie, że on taki wspaniały, a on był interesowny.
Kiedy księżniczka zgodziła się na małżeństwo, zaczął się jej dramat. Typek wprowadził się z tobołami do zamku. Poczuł się tak pewnie jak jakiś pan na włościach, bo skoro księżniczka już prawie jest jego, to wszystko co do niej należy, też tak prawie jest jego. Zrobił sobie z księżniczki służącą, praczkę, pomywaczkę, kucharkę, sprzątaczkę. Miała mu usługiwać i wszystko pod nos podtykać, bo on tu pan i władca. Księżniczka była zaślepiona długi czas, ale kiedy jej delikatne dłonie, zaczęły szczypać od wody i detergentów, kiedy w lustrze już nie widziała uśmiechniętej twarzy, stwierdziła, że coś tu jest nie tak. Ona dopiero co zgodziła się być żoną tego gbura, a ten ją już traktuje jak własność. Przez pewien czas wyglądała przez okno zamkowej wieży, wypatrując jakiegoś rycerza na białym koniu. Pojawiło się kilku, ale szybko stwierdziła, że i oni nie są funta kłaków warci. Musiała poradzić sobie sama. Na początek zrobiła awanturę gburowi, kopiąc w nogę stołka, na którym ów gbur się bujał... gbur spadł i wylazło szydło z worka. Rzucił się z pięściami na księżniczkę, wściekły, że go z zamku chce wyrzucić. Jednak nasza księżniczka zahartowała się przez ciężką pracę, więc wrzeszczała, krzyczała, szarpała się, byle tylko gbura wyrzucić z zamku. Pewnie by jej ktoś pomógł, gdyby gbur nie pozwalniał całej służby. Po ciężkim boju księżniczka wywaliła gbura na zbity pysk ze swojego zamku. Po czym doprowadziła się do porządku, spakowała resztę swego przyodziewku i dóbr. Zostało tego tak niewiele, że bez trudu mogła zapakować to w średniej wielkości plecak. Resztę jej dobytku gbur przehulał albo zniszczył. Nie miała wiele, zamek zionął pustką, więc zabrała swoje rzeczy, podparła drzwi kołkiem i wyruszyła w świat.
Na swojej drodze księżniczka spotykała różnych ludzi. Byli i tacy, którzy jej pomogli, i wielu takich, którym ona pomogła, byli i źli, i dobrzy. Tak sobie wędrując księżniczka zrozumiała, że wcale nie jest tak naprawdę żadną księżniczką. Nigdy nią nie była. Dała się wcisnąć w ciasny gorset księżniczki tym wszystkim księciuniom, baronom, hrabiom, itd. Była kimś pomiędzy dobrą wróżką, a wiedźmą, czarownicą, w której inni chcieli widzieć księżniczkę. Miała swój zamek, ale zamek mniejszy czy większy miało wielu, chyba że go przehulali, przehandlowali czy pozwolili sobie zabrać.
Podczas swojej wędrówki księżniczka zrozumiała, że wcale nie potrzebuje księcia, arystokraty, który na białym koniu przybędzie po nią i odmieni jej los. Sama ma wpływ na swoje życie, na zmiany swojego losu. Zrozumiała także, że szuka Maga, a dokładniej Maga - Wędrowca, trochę podobnego do niej, takiego trochę mistrza, a trochę włóczęgi.
Pewnego dnia była księżniczka doszła do rozstaju dróg. Tam spotkała Maga-Wędrowca. Siedział sobie na przydrożnym głazie. Siedział i patrzył w niebo. Obok głazu leżał jego plecak. Mag na coś, na kogoś czekał. Już nie księżniczka, lecz Wróżka - Czarownica stała i patrzyła na Maga, obserwowała, jak wyjmuje ze swojego plecaka kamienie. Spoglądała na Maga w milczeniu, choć na usta cisnęły się jej tysiące pytań. Czekała. Czekała na właściwy moment...
Uwielbiam zimę i uwielbiam góry, ale góry zimą już niekoniecznie. Ktoś mi je zaczarował, zapaskudził. Chciałabym je odczarować, ale nie posiadam takiej mocy. Przydałby się Czarodziej.
Mój zamek jest pusty, ale kiedyś chciała w nim zamieszkać księżniczka. Księżniczka szukała swojego księcia, jak każda księżniczka. Jednakże tego księcia nigdzie nie było. Pojawiali się różni mężczyźni, królowie, książęta, szlachcice, baronowie, itd. itd. Księżniczka do żadnego nie pasowała, żadnego w tym swoim zamku na etacie księcia nie widziała.
Pewnego dnia przywędrował do księżniczki mężczyzna. Był przebiegły jak lis, bo chciał mieć księżniczkę w swojej kolekcji. Ona była trochę naiwna, wierzyła zbyt mocno w dobro, w szczerość intencji, nie słuchała swojej intuicji, która kazała być jej nieufną. Księżniczka dała się zwieść i zakochała się. Gdy spadł śnieg wyjechała razem z owym typkiem w góry. W pięknej zimowej scenerii zgodziła się zostać żoną mężczyzny, mimo że wcale nie widziała go, jak i innych na etacie księcia w swoim zamku, choć on do tego zamku wpychał się wręcz siłą, zachwalając go na prawo i lewo. Księżniczka nie była łasa na pochlebstwa, ale po pewnym czasie, zaczęła się zastanawiać nad tym, że może on widzi więcej niż ona i ubzdurała sobie, że on taki wspaniały, a on był interesowny.
Kiedy księżniczka zgodziła się na małżeństwo, zaczął się jej dramat. Typek wprowadził się z tobołami do zamku. Poczuł się tak pewnie jak jakiś pan na włościach, bo skoro księżniczka już prawie jest jego, to wszystko co do niej należy, też tak prawie jest jego. Zrobił sobie z księżniczki służącą, praczkę, pomywaczkę, kucharkę, sprzątaczkę. Miała mu usługiwać i wszystko pod nos podtykać, bo on tu pan i władca. Księżniczka była zaślepiona długi czas, ale kiedy jej delikatne dłonie, zaczęły szczypać od wody i detergentów, kiedy w lustrze już nie widziała uśmiechniętej twarzy, stwierdziła, że coś tu jest nie tak. Ona dopiero co zgodziła się być żoną tego gbura, a ten ją już traktuje jak własność. Przez pewien czas wyglądała przez okno zamkowej wieży, wypatrując jakiegoś rycerza na białym koniu. Pojawiło się kilku, ale szybko stwierdziła, że i oni nie są funta kłaków warci. Musiała poradzić sobie sama. Na początek zrobiła awanturę gburowi, kopiąc w nogę stołka, na którym ów gbur się bujał... gbur spadł i wylazło szydło z worka. Rzucił się z pięściami na księżniczkę, wściekły, że go z zamku chce wyrzucić. Jednak nasza księżniczka zahartowała się przez ciężką pracę, więc wrzeszczała, krzyczała, szarpała się, byle tylko gbura wyrzucić z zamku. Pewnie by jej ktoś pomógł, gdyby gbur nie pozwalniał całej służby. Po ciężkim boju księżniczka wywaliła gbura na zbity pysk ze swojego zamku. Po czym doprowadziła się do porządku, spakowała resztę swego przyodziewku i dóbr. Zostało tego tak niewiele, że bez trudu mogła zapakować to w średniej wielkości plecak. Resztę jej dobytku gbur przehulał albo zniszczył. Nie miała wiele, zamek zionął pustką, więc zabrała swoje rzeczy, podparła drzwi kołkiem i wyruszyła w świat.
Na swojej drodze księżniczka spotykała różnych ludzi. Byli i tacy, którzy jej pomogli, i wielu takich, którym ona pomogła, byli i źli, i dobrzy. Tak sobie wędrując księżniczka zrozumiała, że wcale nie jest tak naprawdę żadną księżniczką. Nigdy nią nie była. Dała się wcisnąć w ciasny gorset księżniczki tym wszystkim księciuniom, baronom, hrabiom, itd. Była kimś pomiędzy dobrą wróżką, a wiedźmą, czarownicą, w której inni chcieli widzieć księżniczkę. Miała swój zamek, ale zamek mniejszy czy większy miało wielu, chyba że go przehulali, przehandlowali czy pozwolili sobie zabrać.
Podczas swojej wędrówki księżniczka zrozumiała, że wcale nie potrzebuje księcia, arystokraty, który na białym koniu przybędzie po nią i odmieni jej los. Sama ma wpływ na swoje życie, na zmiany swojego losu. Zrozumiała także, że szuka Maga, a dokładniej Maga - Wędrowca, trochę podobnego do niej, takiego trochę mistrza, a trochę włóczęgi.
Pewnego dnia była księżniczka doszła do rozstaju dróg. Tam spotkała Maga-Wędrowca. Siedział sobie na przydrożnym głazie. Siedział i patrzył w niebo. Obok głazu leżał jego plecak. Mag na coś, na kogoś czekał. Już nie księżniczka, lecz Wróżka - Czarownica stała i patrzyła na Maga, obserwowała, jak wyjmuje ze swojego plecaka kamienie. Spoglądała na Maga w milczeniu, choć na usta cisnęły się jej tysiące pytań. Czekała. Czekała na właściwy moment...
Drobne wyjaśnienie dla pytających mnie prywatnie o wymowę tej opowieści, dla tych niepytających, a niedomyślnych też ;) Tekst stanowi dość obszerną metaforę, można ją odnieść do mnie. Metaforyczna opowieść zbudowana z metafor, które niech już sobie każdy interpretuje jak chce. A dla ciekawskich, tekst został oparty na prawdziwym wydarzeniu, a "zamek" widać z mojego okna. Dobrej nocy wszystkim :)
OdpowiedzUsuńWitaj Gruszeczko :)
OdpowiedzUsuńUśmiecham się gdy to czytam...niech dla mnie będzie to bajką... zamki widzę gdy przymykam powieki.
Gruszeczko przybyłam na karym koniku w śnieżny poranek by uściskać Cię w ten świąteczny czas.
Witaj dd :) Odściskuję mocno! Uśmiechaj się i niech bajka się snuje, może kiedyś dopiszę ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuń...dopisz :-)
OdpowiedzUsuńJak dobrze,że w tamtych czasach nie było pralek,zmywarek,odkurzaczy;) Dziewczę szybciej przejrzało na oczy.Księżniczki w dzisiejszych czasach mają lepiej teoretycznie.Pomijając AGD występuje u nas zjawisko pt. notariusz ,który potrafi sklecić fajną intercyzę.Co do Maga.Ajć ! Oby jego bajer nie był zbyt mocny;))Wszak i Magowie mają skarpetki do prania czyż nie?;)Guru nie guru ,ale i on bałagani.Drogie Panie bez złudzeń.Niestety....
OdpowiedzUsuńdd dopiszę pewnie po świętach i może rozwinę nawet ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Anonimie ;) Wiesz, dziewczę owo już miało wszelkie pomoce, choć może nie pierwszej nowoczesności. Małżeństwa jeszcze nie było ledwie zaręczyny ;) Intercyza to niegłupi pomysł, w końcu jak małżeństwo to z miłości i z partnerem, a nie z jego portfelem ;) ha ha ha A Mag? Zauważ, że to jest Mag - Wędrowiec, więc trochę też bajerant, jak wszyscy faceci, ale Księżniczka może się od niego czegoś nauczyć, żaden tam guru. Zresztą Księżniczka już nie jest księżniczką. Bywa nawet wiedźmą... nie mylić z heterą ;) Guru to chyba najgorszy typ i gbur robił się na guru, ale o tym innym razem.
OdpowiedzUsuńSkarpetki mnie rozbawiły... wszak pralka wypierze... a Maga-Wędrowca można przysposobić, aby skarpetki lądowały choć w koszu na brudy, a nie po całym mieszkaniu ;P
A opowieść nabita jest metaforami ;)
A i jeszcze jedno Anonimie... tu nie ma słowa o wspólnym życiu Maga - Wędrowca z księżniczką... to że go szukała, nie znaczy, że musi zaraz najmować się jako jego osobista ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńzajrzę tu później bo ciasto wzywa ;P
OdpowiedzUsuńWszyscy Wędrowni Magowie z czasów mojej daaaawnej młodości /artyści,filozofowie/ nosili skarpetki do kosza nie wrzucali niestety.Zakładając poparzenia pierwszego stopnia w/w księżniczki po pierwszym związku powiem tak: lepiej byłoby gdyby nie dała się wziąć na bajer,że skarpetki się pierze w pralce.Chyba,żeby dorzucić Magowi przyczepkę z pralką ;)) Metafora metaforą,ą życie życiem.Święci Mężowie istnieją tylko w bajkach i na obrazkach.Ok będę miła.Mój partner święty jest .np.wytrzumuje ze swoją heterą;))i Gruszko traktuj moje wypowiedzi z przymrużeniem oka.To taka drobna prowokacja w świątecznym pędzie.Pozdrawiam.M
OdpowiedzUsuńWiesz M., ten tekst trzeba czytać trochę w szerszym kontekście, w tym kulturowym. Jak to rozwinę i będzie ciąg dalszy, to sama się przekonasz.
OdpowiedzUsuńI chciałam zwrócić na jedną rzecz uwagę, bo wciąż padają pytania, jak patrzeć na tekst inaczej niż na bajkę, to trochę podpowiem. Zacznę od mężczyzny... z Maga-Wędrowca zrobiono sobie artystę, filozofa, mistrza, a to trochę nie tak. Świadomie połączyłam tu dwa archetypy Maga i Wędrowca. Mag jest świadomy, nie ulega iluzjom, a wędrowiec to poszukujący. Wędrowiec to ten niezależny, artystyczny nonkonformista. Proponuję patrzeć na tekst albo jak na bajkę, albo jeśli ktoś szuka w tym ukrytego sensu, to niech spojrzy na tekst w szerszym kulturowym kontekście i także poprzez archetypy.
OdpowiedzUsuńMamy zamek - który można różnie postrzegać, od dóbr materialnych, poprzez to, co skrywamy wewnątrz, aż do, w przypadku kobiet, dziewictwa.
Jest Księżniczka, która staje się Wiedźmą, Dobrą Wróżką, Czarownicą.
Jest Gbur, który posiada najgorsze cechy Wojownika. Taki Rycerz z zakutym łbem w najgorszym wydaniu.
Jest Mag-Wędrowiec. Nie wyjaśniłam kim był, kim jest, ale nie jest ani Mag, ani Wędrowiec. Mógł być kiedyś Wędrowcem, mógł się zmienić...
Wyprzedzając dalszą część opowieści, chodzi o to, że każdy z nas szuka szczęścia i że jesteśmy różni. W każdym z nas pojawiają się archetypy. Poza tym nie każdy z nas jest jak od linijki, dobry może stać się potworem i na odwrót.
I słówko o prowokacji. Prowokacja prowokacją, ale nie przepadam za tą, która wypacza sens. Pozdrawiam lubiących prowokować ;)
No to ja czekam na ciąg dalszy... narazie nie jestem pewien czy dobrze rozumiem cała tą historię, choc chyba rozumiem księżniczkę która jest już Wiedzmą, dobrą Wrózką i Czarownicą... choc to dziwne bo chyba kobiet nie mozna dokońca zrozumieć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z blogowego zakątku
A .
Witaj A. :) Powyjaśnia się sporo, rozwinę też trochę, aby opowiedzieć to i owo, by każdy kawałek układanki znalazł swoje miejsce :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAle ale...wszak jest tak,że każdy poeta ma coś na myśli.A to czy mamy tę samą interpretację to już insza inszość;)))"dlaczego Mickiewicz wielkim poetą był?";))) czekam na ciąg dalszy z niecieprpliwośćią.Pozdrowienia.M
OdpowiedzUsuńGruszeczko,
OdpowiedzUsuńZdrowych i Spokojnych Świąt!!!!!!!!
Aby przy wigilijnym stole nie zabrakło Wam pogody ducha... Pyszności oraz trafionych prezentów!
A w Nowym Roku spełnienia marzeń! I miłości, oczywiście w ogromnych ilościach!!!!
Pozdrawiam :)
Figa
czekoladko :))
OdpowiedzUsuńzycze Ci zdrowych i spokojnych swiat ,wile milosci i radosci !!!!
pozdrawiam serdecznie :)
Sciskam przedswiatecznie w nieco nerwowej krzątaninie:) :)))
OdpowiedzUsuńWitaj Gruszko :))) Cicho czytając post postanowiłam przy okazji pożyczyć najlepszego :)):
OdpowiedzUsuńJak obyczaj każe stary, według ojców naszych wiary, chcę tu złożyć Ci życzenia z dniem Bożego Narodzenia. Niech ta Gwiazdka Betlejemska, która wschodzi tuż po zmroku, da Ci szczęście i pomyślność w nadchodzącym Nowym Roku.
Niech Ci się wiedzie Gruszko pomyślnie :))
WESOŁYCH ŚWIĄT! :))
Witajcie :) W końcu mam chwilę i kiepski zasięg, więc korzystam póki jest ;) Dziękuję za życzenia bardzo bardzo i za chwilkę wrzucę coś świątecznie na bloga z życzeniami dla Was :))) Figuś, Yodziu, Lapaz, Czarodziejko dziękuję i ściskam Was :)))
OdpowiedzUsuń