Święta to czas bliskości, czas wybaczania, czas życzeń, czas dobra, przynajmniej taki powinien być. Jednak nie zawsze tak jest. Czasem dla niektórych to czas wypominania, obrażania, skłócania, bo w końcu można spotkać się z ludźmi, dla których nie miało się czasu, to także czas zapominania i wykrętów.
Jestem naiwna, bo wierzę w dobro, nie skreślam ludzi i daję szansę na poprawę, choć nie pozwalam wodzić się za nos. Nie jestem jedyna, jest wielu takich ludzi.
Kłamstwa, puste słowa i obietnice potrafią zniszczyć, sprawić, że zniknie zaufanie. Dlaczego tak ciężko stanąć ludziom w prawdzie, nawet w święta? Przecież bliscy mogą im wybaczyć i można zacząć od nowa, jednak stykając się z murem nie da się.
Była sobie kobieta. Kobieta wiecznie czegoś potrzebowała od najbliższych, od rodziny. Kłamała, pożyczała pieniądze, robiła długi, na cudzy koszt polepszała standard swojego domu. Uciekała się do wymyślania różnych powodów, na czele z komornikiem i brakiem na chleb dla dzieci, aby pożyczać pieniądze po rodzinie. Bliscy litowali się. Potrafiła wyciągnąć pieniądze nawet od starych chorych rodziców, będących na emeryturze, od rodzeństwa, które uczyło się albo samotnie wychowywało małe dzieci. Nie oddawała. W końcu najbliżsi przejrzeli ją, zauważyli, że byli oszukiwani. Przestali wierzyć, przestali pożyczać na wieczne oddanie.
Kobieta zaczęła rodzinę szkalować przed dalszą rodziną i pożyczać od tamtych pieniądze, skłócając wszystkich ze sobą. Najbliższym było wstyd za nią, ale nie mogli brać odpowiedzialności za jej błędy i oszustwa. Przecież była dorosłą kobietą, która miała własną rodzinę. Nigdy swoich najbliższych nie zaprosiła na Święta, ani matki, ani ojca, ani rodzeństwa, jedynie siostrę ojca czasem zapraszałą, licząc na to, że kobieta zapisze jej swoje mieszkanie w spadku, ponieważ była bezdzietna. Raz jeden przyjechała z mężem i dziećmi do swojej rodziny na święta. Więcej ani razu zaproszenia nie przyjęła, a swoich najbliższych oczerniała przed rodziną i znajomymi, mówiąc, że odsuwają ją od siebie, że jej nie kochają, że jej nie chcą.
Pewnego dnia okazało się, że rodzice kobiety i ciotka chorują ciężko, a mimo to ona nie zmieniła swojej postawy, szkalowała rodziców i rodzeństwo, wciąż próbowała wyciągać pieniądzie i skłócać rodzinę. Nic jej nie mogło pohamować. Liczyła się tylko ona. Nawet o własnych dzieciach zapominała, dobrą żonę tylko już grała. Żadne święta nie sprawiły, aby choć na chwilę przestała myśleć o swoim własnym nosie i o swoim interesie.
Pytania i troskę rodziców, rodzeństwa, ciotki zagłuszała szczebiotem, czczymi obietnicami telefonów, odwiedzin przyjazdów, spłat długów, poprawy. Szczebioty, pierdułki, o ile w ogóle przypomniała sobie, że ktoś się o nią martwi, że ktoś ją wciąż kocha. Kobieta zupełnie nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo łamie serca rodziny, jak bardzo ich krzywdzi, jak bardzo oni cierpią. Nawet widmo śmierci nic w niej nie zmieniło. Jak długo będzie tak zatwardziała, nieczuła?
A czy my czasem nie zbywamy swoic bliskich? Nie gonimy wciąż i wciąż? Czy mamy czas dla rodziny i przyjaciół, dla chorych i smotnych? Czy nie zdarzają nam się czcze obietnice? Czy nie zdarza się nam, że kłamiemy, zapominamy, ranimy?
A może czyjaś postawa przypomina tę wyżej opisaną...? Może w stosunku do własnych dzieci, może rodziców, może współmałżonka czy partnera, a może w stosunku do przyjaciół?
Święta jeszcze się nie skończyły, a na poprawę nigdy nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno, by wybaczyć, zacząć od nowa, przyznać się do błędu, stanąć w prawdzie, powiedzieć przepraszam, powiedzieć kocham. Tylko czy mamy na to odwagę?
Jestem naiwna, bo wierzę w dobro, nie skreślam ludzi i daję szansę na poprawę, choć nie pozwalam wodzić się za nos. Nie jestem jedyna, jest wielu takich ludzi.
Kłamstwa, puste słowa i obietnice potrafią zniszczyć, sprawić, że zniknie zaufanie. Dlaczego tak ciężko stanąć ludziom w prawdzie, nawet w święta? Przecież bliscy mogą im wybaczyć i można zacząć od nowa, jednak stykając się z murem nie da się.
Była sobie kobieta. Kobieta wiecznie czegoś potrzebowała od najbliższych, od rodziny. Kłamała, pożyczała pieniądze, robiła długi, na cudzy koszt polepszała standard swojego domu. Uciekała się do wymyślania różnych powodów, na czele z komornikiem i brakiem na chleb dla dzieci, aby pożyczać pieniądze po rodzinie. Bliscy litowali się. Potrafiła wyciągnąć pieniądze nawet od starych chorych rodziców, będących na emeryturze, od rodzeństwa, które uczyło się albo samotnie wychowywało małe dzieci. Nie oddawała. W końcu najbliżsi przejrzeli ją, zauważyli, że byli oszukiwani. Przestali wierzyć, przestali pożyczać na wieczne oddanie.
Kobieta zaczęła rodzinę szkalować przed dalszą rodziną i pożyczać od tamtych pieniądze, skłócając wszystkich ze sobą. Najbliższym było wstyd za nią, ale nie mogli brać odpowiedzialności za jej błędy i oszustwa. Przecież była dorosłą kobietą, która miała własną rodzinę. Nigdy swoich najbliższych nie zaprosiła na Święta, ani matki, ani ojca, ani rodzeństwa, jedynie siostrę ojca czasem zapraszałą, licząc na to, że kobieta zapisze jej swoje mieszkanie w spadku, ponieważ była bezdzietna. Raz jeden przyjechała z mężem i dziećmi do swojej rodziny na święta. Więcej ani razu zaproszenia nie przyjęła, a swoich najbliższych oczerniała przed rodziną i znajomymi, mówiąc, że odsuwają ją od siebie, że jej nie kochają, że jej nie chcą.
Pewnego dnia okazało się, że rodzice kobiety i ciotka chorują ciężko, a mimo to ona nie zmieniła swojej postawy, szkalowała rodziców i rodzeństwo, wciąż próbowała wyciągać pieniądzie i skłócać rodzinę. Nic jej nie mogło pohamować. Liczyła się tylko ona. Nawet o własnych dzieciach zapominała, dobrą żonę tylko już grała. Żadne święta nie sprawiły, aby choć na chwilę przestała myśleć o swoim własnym nosie i o swoim interesie.
Pytania i troskę rodziców, rodzeństwa, ciotki zagłuszała szczebiotem, czczymi obietnicami telefonów, odwiedzin przyjazdów, spłat długów, poprawy. Szczebioty, pierdułki, o ile w ogóle przypomniała sobie, że ktoś się o nią martwi, że ktoś ją wciąż kocha. Kobieta zupełnie nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo łamie serca rodziny, jak bardzo ich krzywdzi, jak bardzo oni cierpią. Nawet widmo śmierci nic w niej nie zmieniło. Jak długo będzie tak zatwardziała, nieczuła?
A czy my czasem nie zbywamy swoic bliskich? Nie gonimy wciąż i wciąż? Czy mamy czas dla rodziny i przyjaciół, dla chorych i smotnych? Czy nie zdarzają nam się czcze obietnice? Czy nie zdarza się nam, że kłamiemy, zapominamy, ranimy?
A może czyjaś postawa przypomina tę wyżej opisaną...? Może w stosunku do własnych dzieci, może rodziców, może współmałżonka czy partnera, a może w stosunku do przyjaciół?
Święta jeszcze się nie skończyły, a na poprawę nigdy nie jest za późno. Nigdy nie jest za późno, by wybaczyć, zacząć od nowa, przyznać się do błędu, stanąć w prawdzie, powiedzieć przepraszam, powiedzieć kocham. Tylko czy mamy na to odwagę?
Święta nie powinny być specjalną okazją do bycia dobrym człowiekiem - bo taką okazją powinien być każdy dzień.
OdpowiedzUsuńNiestety ludzie są manipulantami, bywają zawistni, podli, krzywdzą się nawzajem bezinteresownie. Nie jestem typem pesymisty, ale wiem, że otacza nas bagno, emocjonalne, intelektualne, moralne. Ja już dawno przestałam zbawiać świat (zresztą jak wiesz, kiedyś pisałam o tym u siebie)...
Mało jest ludzi, którzy potrafią przyznać się do błędu, bo mało ludzi zauważa w swoim postępowaniu jakiekolwiek błędy! To przecież wyłącznie inni są źli...
Czekoladko, wiesz o czym ja piszę na swoim blogu. Trudno jest przeprosić, bo trudno jest się pogodzić z faktem, że to niekoniecznie inni, ale, że MY też bywamy źli.
Widzę to jak zwykle wieloaspektowo...
Bo tylko tak należy to widzieć.
Witaj madame :)
OdpowiedzUsuńWieloaspektowe widzenie jest tu kluczowe. W życiu stajemy i po jednej i po drugiej stronie. Nie wierzę w to, że ktokolwiek lubi przyznawać się do błędów, pomyłek. Jest tak właśnie jak piszesz, mało kto w ogóle się przyznaje, a czasem wystarczy powiedzieć: źle zrobiłam/-em, przepraszam - bo może to wiele zmienić, ale to trudne, bo ludzie przykładają własną miarkę do innych.
Wiem madame o czym piszesz, wiem. Bywamy źli, sprawiamy przykrość, tylko czasem nie zdajemy sobie sprawy, że kogoś zaboli albo ze stopnia tej przykrości, dlatego uważam, że ważne jest mówienie o uczuciach, zwracanie uwagi na to, że jest na przykro z takiego czy z innego powodu, że czyjeś zachowanie sprawia ból.
Bywam zła, krzywdzę słowami i czasem palnę coś w emocjach. Później wyjaśniam, przepraszam i działam, bo słowami słów przykrych nie da się zatrzeć, jak nie da się zatrzeć przykrego zachowania. Czasem specjalnie przekraczam granicę i posuwam się za daleko, kiedy do kogoś nie trafiają argumenty, że mi przykro, że jestem krzywdzona.
Jest wokół nas bagno, świata się nie zbawi, ale można zacząć od siebie i gdyby każdy pracował nad sobą, świat stałby się lepszy, a na pewno bagno, w którym wszyscy żyjemy nie byłoby tak wielkie.
Jakiś elaborat i spowiedź mi wyszły, ale ja też krzywdzę, bywam przykra, popełniam błędy, a do ideału mi równie daleko jak na koniec świata i z powrotem.
Życzę wszystkim przyjemnego wieczoru i dobrej nocy. A przy okazji tej notki przepraszam wszystkich, którym sprawiłam w ostatnim czasie przykrość, o których zapomniałam, dla których nie miałam czasu. Przepraszam moich przyjaciół, że tak rzadko pisuję, poprawię się i nadrobię zaległości, przepraszam tym samym, że nie bardzo miałam czas na odwiedziny i to też się zmieni. Przepraszam za moje roztrzepanie, emocje, marudzenie.
OdpowiedzUsuńI słówko dla "Daylight" - przepraszam za czepianie się i uszczypliwość, za ostatnie fochanie, marudzenie i proszę o ustosunkowanie do mojej prośby ;) Chciałam się pożegnać jak człowiek zanim..... Nie mam wyjścia.
Lenko co to znaczy chciałam się pożegnać.......nie mam wyjścia??...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko,trzymaj mi się tam dzielnie
choćby nie wiem co:).
Ps.Tak w takim okresie jakim są święta,przychodzi czas na resfleksję,podsumowanie swego za i przeciw.
Na zmiany tez.I Robaczek do świętych nie należy,więc przeprosiny też były:),że czasem nie grzeczna byłam.
Miłej niedzieli.Robaczek.
Robaczku Świetlisty słodki to nie z Wami, to było słówko do "Daylight". Robaczku ja się trzymam oczywiście, choć Święta były wyjątkowo trudne, nieprzespane, czeka mnie jeszcze kiepski wtorek i beznadziejny sylwester, który raczej przepracuję, bo ze snem jest kiepsko nadal, no chyba że postanowię upić się w samotności - idealnie pasowałoby to do tak beznadziejnego roku.
OdpowiedzUsuńKoniec roku zawsze przynosi refleksję, a notka jest historią autentyczną niestety. Napisane dla refleksji, może komuś się przysłuży.
Ściskam ciepło, mocno i również życzę przyjemnej niedzieli :)))))))))
Czekolado:może ciężko Ci uwierzyc,ale kiedys będzie z górki i dla Ciebie.Wiem,wierzę i z serca życzę.Buziaki;))
OdpowiedzUsuńAnonimie, ale ja wierzę, że będzie dobrze, bo przecież smutek zawsze się przeplata z radością. Nie lubię tego, co łatwo przychodzi. Uciekam, cały rok. Na 98 godzin i 24 minuty przed końcem tego roku chcę się zatrzymać, wyjść, ale... Bardzo Ci dziękuję za życzenia i życzę tego samego. Buziak! :)
OdpowiedzUsuń