27 grudnia 2009

Wiara, karty i działanie.

Wierzę w Boga. Nie wierzę we wróżby horoskopy. Do końca roku zostało jakieś marne 98 godzin, co mnie niezmiernie cieszy, bo rok był paskudny w całej okazałości. Gdyby nie drobne promyki radości i spokoju, chyba wykończyłabym się psychicznie. W każdym razie odliczam godziny i marzę o tym, aby nie zauważyć, jak odpływa ten rok, jak zostaje przeszłością, tak jak nie zauważyłam jak nadszedł. Nie pamiętam.

Ostatnio wciąż dostaję sms-em bzdurne reklamy od pseudo-wróżek, a nigdy nie byłam u żadnej, nie czytam horoskopów w gazetach, nie wierzę w porady wróżek przez telefon, sieć, itd. W horoskopach urodzeniowych z pewnością coś jest, we wróżbach starożynych może też, jednak zawsze jakoś jestem trochę sceptyczna, choć nauczyłam się stawiać karty. Było to już dość dawno, kiedy chodziłam do podstawówki nauczyłam się tego od mojej nauczycielki matematyki, miłej starszej pani. Nie stawiam kart innym ludziom. Nie mogłabym tego zrobić, również dlatego że sama nie bardzo w to wierzę, ale też czułabym się dziwnie nieswojo mówiąc komuś, że spotka go nieszczęście. Zdarzyło mi się postawić je samej sobie.

Pierwszy raz zrobiłam dość dawno. Dziwne, bo zdarzyło się to, co zobaczyłam. Przedostatni raz mniej więcej rok temu, kiedy zaczęłam miewać sny, mówiące o bliskiej śmierci Mamy. Karty tylko potwierdziły moje przeczucia. Przeraziło mnie to i zdziwiło. Przypomniało mi się dziś, kiedy po prawie roku znowu w nie spojrzałam. Dziwne, że potwierdzają moje przeczucia. Nie rozumiem... Nie wiem. Dlaczego?

Nie pamiętam, czy komuś się przyznałam do takich umiejętności, że patrzę w te kartoniki choć jakoś w to nie wierzę.

Lubię poznawać. Lubię wiedzieć. Lubię odkrywać, ale nie chcę wiedzieć wszystkiego. Nie kusi mnie to. Nie potrzebuję wiedzieć czy uda mi się stworzyć długotrwały związek, czy i ile będę mieć dzieci, kiedy umrę, czy na emeryturze będę bardzi bogata czy to, czy tamto. Sprawdzam przeczucia, które nie dają mi spokoju.

Nie chcę wiedzieć tego, co będzie za sto lat. Chcę się zatrzymać. Stanąć. Chcę się uśmiechać. Marzę o tańcu, o swobodnym płynięciu po parkiecie w rytm jakiegoś fokstrota czy tango. Chciałabym tańczyć, zatopić się w dźwiękach. Chciałabym mieć 24 godziny. Nie chcę postanowień noworocznych, nie robię ich i robić nie będę. Zmiana cyfry w kalendarzu nie odmienia życia, choć bardzo chcemy w to wierzyć. To, że wróżka, horoskop czy karty powiedzą, że będzie wspaniale wcale nie musi tak być. Radość zawsze przeplata się ze smutkiem. Nie można czekać, czekać aż samo się odmieni, aż życie się zmieni, bo przecieknie przez palce i nic się nie zmieni. Jednak czasem trzeba przeczekać, przemilczeć, ale działanie jest konieczne w odpowiednim momencie.

Można sobie wierzyć w co się tam chce, w Boga, w horoskopy, w przeznaczenie, w miłość, itd. Jednak jeśli człowiek nic nie wykrzesa z siebie, to wiara mu nie pomoże. Wiara i owszem, ale połączona z tym, co w nas najlepsze.

11 komentarzy:

  1. Mnie też bawią horoskopy, choć myślę, że jest w nich jakaś mała cząstka prawdy...
    Moje znajome chadzają do wróżek, co mnie niepomiernie bawi:) Są zazwyczaj zrozpaczone, i nie trzeba być wróżką, by wiedzieć co je trapi. Wystarczy znajomość odrobiny psychologii;)I już można służyć radą z pogranicza "wiedzy tajemnej".
    Wierzę...w sprawiedliwość, w dobro, w system wartości. Wierzę, bo nigdy mnie to nie zawiodło. Choć czasami słyszę: " i co ty z tego masz?"
    Szacunek mam. Do siebie samej.
    I w to wierzę najmocniej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj madame :)
    Pewnie koleżanki chodzą do wróżek, bo chcą, aby je ktoś zapewnił, że wszystko się ułoży i będzie dobrze. Dokładnie to samo można wypowiadać sobie codziennie jako poranną afirmację, patrząc w swoje odbicie w lustrze. W sprawiedliwość, w dobro, w szacunek też wierzę, w wartości. Wiesz i tak sobie też myślę, że żyć nie wierząc w nic się nie da, bo każdy w coś wierzy, czyż nie? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć Czekoladko
    Wiesz nie znam się na tarotach, wróżeniu itd. I szczerze nie mam na ten temat wyrobionego zdania. Nie mniej jakiś czas temu wpadłem na artykuł w którym osoba w to zaangażowana opowiada o tym co przeżyła. Powiem szczerze, jest to trochę przerażające. Poniżej wklejam Ci link. Jeśli będziesz miała ochotę to przeczytaj.

    http://www.katolik.pl/index1.php?st=artykuly&id=2015

    Swoją droga ciekawe co na ten temat powie osoba taka jak Ty, która choć trochę się na tym zna.

    Pozdrowienia z blogowego zakątku ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj A. :) A ja zaraz sobie poczytam, bo obiad się grzeje, więc po przeczytaniu się jakoś tu ustosunkuję do tego, a później napiszę coś nowego zanim rozwinę wątęk Księżniczki i Maga :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poczytałam i powiem tak. Pewne osoby nie powinny nigdy tykać kart ani magii, tym bardziej ludzie podatni na uzależnienia czy ślepo wierzący. Czasem zwykła ciekawość popycha ludzi do tego. Wyjdzie mi elaborat, ale coś o sobie powiem.
    Tarota potrafię postawić, ale nie trzymam w domu kart do niego, nie stawiam, nie patrzę w to. Nie chcę. Kiedyś mi się zdarzyło, ale samemu sobie nie powinno się stawiać tarota.

    Lubię wiedzieć. Mam głód wiedzy, chęć poznania dobra i zła. Muszę wiedzieć czym jest zło i czym jest dobro, jaką mają moc. To samo z innymi rzeczami, z okultyzmem, wróżbami, voodoo. Nikt mi nie każe w to wierzyć, jak nikt nam nie każe wierzyć powiedzmy w Yemanję, Kali czy w voodoo. Nie tykałam magii, nie tykam i tykać nie będę, choć na mnie próbowano urządzać różne rzeczy związane z czarną magią i voodoo. Nie wiem, czy samym paraniem się tym można zrobić krzywdę, ale wiem, że bratanie się ze złem przy czymś takim, nawet nieświadome nie przysłuży się ludziom. Może w ogóle opowiem Wam tę historię.

    Wróżby, karty jak papierosy, seks, alkohol itd. mogą uzależnić. Nie są dla ludzi "słabych", czyli podatnych na uzależnienia. Nie są dla ludzi ślepo wierzących, takich jak chorągiewki. Myśląc wróżby, bardziej chodzi mi o astrologię. Nie można jednak w to ślepo wierzyć.

    Jeżeli rozkładam karty to jest to w tej chwili zwykła talia, tarota nie ruszam. Dla wielu księży jestem heretyczką i nawet nie chodzi o umiejętność postawienia kart, chodzi w ogóle o moje poglądy na wiele spraw. Mniejsza o to.
    Nie stawiam i nie będę nikomu stawiała kart. Kiedy ktoś się trochę zna na psychologii, łatwo mu ocenić, jakiej odpowiedzi oczekuje drugi człowiek, więc jeśli karty tego nie powiedzą, to należy skłamać? A w ogóle po co mówić? Ostrzegam jedynie ludzi wtedy, gdy mi się śnią, gdy mam sny prorocze i wiem, że muszę coś im rzec, aby uważali, to mówię, ale nie wdaję się w szczegóły.

    Jestem katoliczką, noszę krzyż na szyi. Zdarzyło mi się, że mojemu facetowi krzyż na mojej szyi przeszkadzał się ze mną kochać. A o tym to Wam jeszcze powiem przy okazji nowej notki i magii.
    Zaglądam w swoje karty wtedy, gdy niepokoją mnie dość długo przeczucia i sny, ale zanim to zrobię, najpierw modlę się do Boga.

    Modlę się często, nie wstydzę się tego i wierze w moc modlitwy. Bóg nie jest dla mnie opium dla mas, bo wiele razy modlitwa pomogła i modlitwa uratowała mi życie.

    Co do podanego artykułu, pisze tam kobieta, że doświadczenie okultyzmu pozostawia ślady, itd. Otwarte furtki. Hmmm... myślę, że więcej w tej kwestii w połączeniu z religią powiedziałby Azazelski i może też Bigos.
    Z chęcią poczytałabym, co mają do powiedzenia w tej kwestii.

    Ze mną jest tak, że moje sny czy przeczucia miewałam od dziecka, odkąd pamiętam, długo zanim nauczyłam się czytać karty. Jakoś wiedza o okultyzmie, voodoo, itd. karty, nie spowodowały we mnie odsunięcia od modlitwy czy wiary. Może dlatego że podchodzę trochę sceptycznie, a wiedza jest dla mnie wiedzą.

    Obawiam się, że dla pewnych ludzi byłabym zaślepioną osobą, pogrążoną w sidłach Zła, bo nie dokonałam jakiegoś oczyszczenia, zerwania, a patrzę czasem sobie, przyciągam czarne koty, uważam się za istotę seksualną, cieszę się seksem, itd.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekolado jest bardzo fajna książka egzorcysty Amortha.Może znasz zresztą.Warto poczytać.Przeszło 20 lat temu byłam z koleżanką i tzw.wróżki.Stawiała jej tarota.Dla mnie to był bełkot,ale tam tak sobie -człowiek młody i głupiutki -też pozwoliłam postawic.Z e zgrozą po roku stwierdziłam,ze kilka wydarzeń "przepowiedzianych" sprawdziło się.Wystraszyło mnie to wówczas.Dzisiaj mam do tego zdrowszy dystans.Nigdy więcej! Nie chcę znać swojej przyszłości.Gdybym dostała wiedzę w pigułce pt " co mnie czeka" umarłabym ze strachu.A tak dzień po dniu świetnie poradziłam sobie z dość dramatycznymi momentami życia.Głównie przy pomocy modlitwy i Aniołów;))

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj Anonimowa, szkoda, że nie podpisana :) Widzę, że nie tylko ja nie chcę znać przyszłości i wierzę w moc modlitwy. Napiszę zaraz o pewnym doświadczeniu z życia, taką kontynuację tematu, ku przestrodze. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A przepraszam ;) zefirant@gmail.com
    roztargnienie,pospiech;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miło mi Ksymeno Cię poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Czekoladko
    Chyba moim komentarzem wywołałem u Ciebie lawinę myśli ;), ale Wtedy gdy przeczytałem ten powyższy tekst, bardzo mnie zaciekawiło to jak Ty odniesiesz się do tego co pisze w tym tekście co podałem linka.
    Dla mnie brzmiał on bardzo niewiarygodnie, wręcz jak z filmu fantasty. Z drugiej strony nie mogę pisać ze to nie prawda, że to wymysł czyjejś chorej fantazji bo wierze w Boga, wierze w dobre siły nadprzyrodzone i wierze też w te złe. Osobiście doświadczyłem wiele razy dziwnych odczuć i sytuacji które jednoznacznie wiąże z Bogiem, a sama modlitwa to coś czego się nie wstydzę bo wiele razy w życiu się do niej uciekałem i przynosiło to dobre skutki, choć czasem przewrotne. A sama potęga modlitwy to moje odkrycie ostatniego roku (pewnie o tym będę u mnie jeszcze pisał nie raz). Tak samo wiem że istnieje ta zła strona Świata nadprzyrodzonego… tylko czy sam tarot, wróżki i te sprawy to wcielenie zła i narzędzia szatana na ziemi jak mówią niektórzy tego nie wiem i nie mnie to oceniać… Nie znam się na tym totalnie, ale ciekawi mnie ten temat. Wiem że osobiście sam bałbym się w takie coś bawić, wszak przezorny zawsze ubezpieczony. Po za tym mam dokładnie tak samo jak TY… nie chce wiedzieć mojej przyszłości bo po pierwsze po co, a po drugie czy wiedza o przyszłości nie niweczyłaby moich działań, nie ograniczałaby mnie. Pewnie tak. Po za tym co do przyszłości, to jest jeszcze coś- właśnie ta potęga modlitwy- bo przecież modlitwą połączoną z własną pracą możemy zmieniać swoje życie nawet jeśli co innego było nam pisane. Coś takiego jak sny i jak przeczucie istnieje i już parę razy złapałem się na tym że gdybym posłuchał tego wewnętrznego głosu który tłukł mi do głowy w określonych momentach życia „nie rób tego” pewnie nie zepsułbym pewnych spraw. A co do seksu… to inny temat: powiem krótko nie popieram wszystkich tych którzy twierdzą że seksualność, popęd płciowy, cielesność to coś be. Gdyby tak było stworzeni bylibyśmy bez tych naszych cech. Dla mnie to esencja człowieczeństwa. Problem tylko w tym by robić to w odpowiednim momencie i z odpowiednią osobą- tylko że tu niestety łatwo o pomyłkę ;)
    Pozdrawiam
    A.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dziękuję Ci za tak obszerny komentarz ;) Wiesz, no mi się wydaje, że owa pani w tym tekście popadła z jednej skrajności w drugą. Najpierw żyła tymi kartami, wręcz się uzależniła, jakby rozumu nie miała, a później wręcz, że wszystko tego typu jest be. No bez przesady, bo wyszłoby na to, że sny czy przeczucia to wymysł szatana, w co ja nie wierzę. Raczej uważam, że to dar, który pomaga nam. Zresztą jak już pisałam wierzę w moc modlitwy. Poza tym wszystko jest dla człowieka, ale trzeba rozwagi, rozumu zanim się coś zrobi, a nie wtedy kiedy jest na to zbyt późno. A co do wcieleń zła i narzędzi szatana też nie mnie to oceniać. Wolę się w to nie pakować i tyle. Odpozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń