Upór. To jedna z wielu cech mojego charakteru. Cecha, która wyjątkowo się wyróżnia. Jestem człowiekiem niesamowicie upartym, zwłaszcza w dążeniu do celu, ale przy tym swoim uporze, nie walczę z wiatrakami.
Już we wczesnym dzieciństwie byłam uparta bardziej niż stado osłów. Mój upór to taka cecha, z którą się nie wygra, nie da rady. Z tym moim uporem zawsze było tak, że nie upieram się przy swojej racji, kiedy wiem, że jej nie mam. Nie upieram się i nie walczę o coś, dla samego posiadania czy dla samego zwycięstwa. Nie zapieram się jak stado osłów tylko po to, aby coś komuś udowodnić albo aby zrobić na złość. Po co? Aby się ośmieszyć, aby zrobić z siebie kretynkę denną czy dla jakiejś chorej satysfakcji? Po co?
Upieram się tylko, kiedy mam rację, a ktoś usiłuje mi wmówić, że tak nie jest albo próbuje mi udowadniać bezsensowne racje, próbuje mnie nakłonić do zmiany zdania. Kiedy mam rację, kiedy moja decyzja jest właściwa, bez szkody dla ludzi, nie ma sensu mnie przekonywać. Zaprę się i tyle osoba wskóra, że zniechęci mnie do siebie.
Upieram się też kiedy zależy mi na kimś albo w dążeniu do jakiegoś celu, na ktorego osiągnięciu, zależy mi. Musi mi naprawdę zależeć na kimś, na czymś, abym z uporem parła, nie poddawała się. Można mnie drzwiami wywalić, wejdę oknem, a jak się oknem nie uda, to przez komin czy piwnicę, nawet ścianę zburzę jak potrzeba. Na mój upór nie ma lekarstwa. Przy tym jednak, nie będę parła po trupach, bez rozwagi. Zanim podejmę decyzję (mimo że decyzje podejmuję intuicyjnie) rozważę jej możliwe konsekwencje, a także to, czy jestem pewna, czy mi zależy, czy ja naprawdę chcę. Uważam, że nie ma sensu angażować się w przedsięwzięcia oraz w relacje z ludźmi, jeśli człowiek nie wie, czy chce, czy mu zależy. Kiedy się już decyduję na coś, jestem uparta i konsekwentna, nie rezygnuję. Jeśli potrzeba przeczekam, na tysiąc sposobów mogę próbować, tygodniami, miesiącami, latami.
Co niektórzy mogli się przekonać, czym jest upór w moim wykonaniu. Ktoś mi niedawno powiedział, że z jednej strony nienawidzi tego mojego uporu, a z drugiej - uwielbia go.
Upór mi nie zaszkodził. Nie odbił się czkawką. Nie mogę do końca powiedzieć o nim, że to "zdrowy" upór, ponieważ uparciuch ze mnie większy niż stado osłów, a mimo to na dobre mi wychodzi. Dzięki niemu osiągam cele, dążę do realizacji decyzji, jestem szczęśliwa. Pomaga mi wytrwać w trudnych chwilach, w podłamaniach, dzięki niemu jestem konsekwentna, choć z punktu widzenia innych ludzi mogę być głupia. Nic mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam być mniej uparta. Jestem uparciuch lub jak wolą niektórzy uparciuszek ;) I dobrze mi z tym.
Cóż... upór bywa i zaletą i wadą. Zależy od punktu widzenia i sytuacji.
Już we wczesnym dzieciństwie byłam uparta bardziej niż stado osłów. Mój upór to taka cecha, z którą się nie wygra, nie da rady. Z tym moim uporem zawsze było tak, że nie upieram się przy swojej racji, kiedy wiem, że jej nie mam. Nie upieram się i nie walczę o coś, dla samego posiadania czy dla samego zwycięstwa. Nie zapieram się jak stado osłów tylko po to, aby coś komuś udowodnić albo aby zrobić na złość. Po co? Aby się ośmieszyć, aby zrobić z siebie kretynkę denną czy dla jakiejś chorej satysfakcji? Po co?
Upieram się tylko, kiedy mam rację, a ktoś usiłuje mi wmówić, że tak nie jest albo próbuje mi udowadniać bezsensowne racje, próbuje mnie nakłonić do zmiany zdania. Kiedy mam rację, kiedy moja decyzja jest właściwa, bez szkody dla ludzi, nie ma sensu mnie przekonywać. Zaprę się i tyle osoba wskóra, że zniechęci mnie do siebie.
Upieram się też kiedy zależy mi na kimś albo w dążeniu do jakiegoś celu, na ktorego osiągnięciu, zależy mi. Musi mi naprawdę zależeć na kimś, na czymś, abym z uporem parła, nie poddawała się. Można mnie drzwiami wywalić, wejdę oknem, a jak się oknem nie uda, to przez komin czy piwnicę, nawet ścianę zburzę jak potrzeba. Na mój upór nie ma lekarstwa. Przy tym jednak, nie będę parła po trupach, bez rozwagi. Zanim podejmę decyzję (mimo że decyzje podejmuję intuicyjnie) rozważę jej możliwe konsekwencje, a także to, czy jestem pewna, czy mi zależy, czy ja naprawdę chcę. Uważam, że nie ma sensu angażować się w przedsięwzięcia oraz w relacje z ludźmi, jeśli człowiek nie wie, czy chce, czy mu zależy. Kiedy się już decyduję na coś, jestem uparta i konsekwentna, nie rezygnuję. Jeśli potrzeba przeczekam, na tysiąc sposobów mogę próbować, tygodniami, miesiącami, latami.
Co niektórzy mogli się przekonać, czym jest upór w moim wykonaniu. Ktoś mi niedawno powiedział, że z jednej strony nienawidzi tego mojego uporu, a z drugiej - uwielbia go.
Upór mi nie zaszkodził. Nie odbił się czkawką. Nie mogę do końca powiedzieć o nim, że to "zdrowy" upór, ponieważ uparciuch ze mnie większy niż stado osłów, a mimo to na dobre mi wychodzi. Dzięki niemu osiągam cele, dążę do realizacji decyzji, jestem szczęśliwa. Pomaga mi wytrwać w trudnych chwilach, w podłamaniach, dzięki niemu jestem konsekwentna, choć z punktu widzenia innych ludzi mogę być głupia. Nic mnie to nie obchodzi. Nie zamierzam być mniej uparta. Jestem uparciuch lub jak wolą niektórzy uparciuszek ;) I dobrze mi z tym.
Cóż... upór bywa i zaletą i wadą. Zależy od punktu widzenia i sytuacji.
Upór jest wadą, zaletą jest stanowczość. Ciężko jest odróżnić gdzie kończy się jedno a zaczyna drugie. Myślę, że skoro dobrze wychodzisz na swoim uporze to jest to stanowczość, czego Ci serdecznie zazdroszczę, i daj Ci ,Boże, zdrowie w pielęgnowaniu tej cechy charakteru.
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu. Wiesz, nie wiem, jak to u innych ludzi, ale u mnie upór przechodzi w stanowczość i konsekwencję, ale jednak wiele razy upór zostaje uporem, a moje postępowanie mocno się o niego ociera. Jestem głucha wówczas na wszelkie przekonywanie mnie, ale to dalszy etap, bo początkowo jeszcze daję się wciągnąć w wymianę argumentów, ale po jakimś czasie jestem już głucha. Normalny człowiek by odpuścił w wielu przypadkach, a ja nie. Naprawdę często się moje działanie ociera o upór, zwłaszcza gdy wymyka się logice, a ja się intuicyjnie na coś uprę ;) W pozostałych przypadkach to stanowczość i konsekwencja, ale tu już rozum i logika dziłają :) Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńHej Lenka, trzymasz się ciepło? :) Ja myślę że z tym uporem jest tak, przydaje się w pracy, w urzędzie, jak czekasz dwie godz. w przychodni, albo żeby nie zwiać z fotela dentystycznego... gorzej z uporem w związkach... kiedy jedno i drugie jest uparte i nie chce ustąpić...
OdpowiedzUsuńWitaj Violuś :) Trzymam się trzymam jakoś w jednym kawałku. Z tym uporem jest tak, że są ludzie, którzy mają pod względem upierania się zakute łby - kiedy upierają się nie mając racji i/albo ze zwykłej chęci zrobienia komuś na złość czy aby pokazać, że oni chcą rządzić. Gdy tacy ludzie spotkają się w związku.... cóż... związek musi być oparty na kompromisach :) a przynajmniej powinien.
OdpowiedzUsuńPozwolę się nie zgodzić. Związek nigdy nie opiera się na kompromisach - to ciągła walka, w której zawsze co najmniej jedna strona jest poszkodowana.
OdpowiedzUsuńA ja się nie zgodzę z Tobą, a dokładnie ze słowem "nigdy". Nie każdy związek jest ciągłą walką. Co do poszkodowania mogę się zgodzić, bo pójście na kompromis jest może nie tyle poszkodowaniem, co rezygnacją z czegoś w jakiejś formie. Zresztą, ja wypowiadałam się o związku dwojga uparciuchów, więc jeśli taki związek nie będzie się opierał na kompromisach, to go po prostu nie będzie prędzej czy później.
OdpowiedzUsuńIstnieje do tego różica pomiędzy uporem męskim a uporem kobiecym. Podczas gdy ten męski jest co najwyżej irytujący, kobiecy jestnie do przezwyciężenia. Trudno nazwać kompromisową sytuację, gdy w 95% przypadków kobieta musi mieć rację, choćby i jej upór nie miał żadnych racjonalnych przesłanek.
OdpowiedzUsuńza-co-ona-sie-obrazila masz fajnego nicka, a mogę mówić do Ciebie w skrócie "zcoso"?
OdpowiedzUsuńTen nick nie ma być fajny. Ma przerażać i wyrażać bezkresne zdziwienie. Zwij jak chcesz.
OdpowiedzUsuńUpór jest zawsze uporem, a męski bywa tak samo nie do przezwyciężenia jak kobiecy. Zauważ, że jeśli człowiek ma tzw. zakuty łeb i upiera, choć nie ma racji, dla satysfakcji, z powodu złośliwości, to nie ma po co dyskutować. Z drugiej strony konsekwencja i stanowczość mogą przejść w upór, i ja ostatnio jestem uparta w jednej sprawie. Czy ma to racjonalne przesłanki? Dla jednego ma, a dla innego mieć nie będzie. A jeśli o mnie chodzi, racjonalne argumenty są, decyzja przemyślana i zgodna z intuicją. A skąd w ogóle wyciągasz te 95%? Może znasz zbyt mało kobiet?
OdpowiedzUsuńzcoso mnie ten nick nie przeraża. Mało co mnie przeraża, zresztą o moich lękach można poczytać na blogu. Jak nick ma wyrażać zdziwienie, to może pytajnik na końcu;)?
OdpowiedzUsuńTo za co ona się obraziła? Na Ciebie? ;)
Znam zbyt dużo kobiet, by nie musieć wątpić, że owe 95% jest niedoszacowane.
OdpowiedzUsuńDowiedzenie się, za co ona się obraziła zajmuje około czterech godzin i jest możliwe po kliknięciu w nicka.
Odważne stwierdzenie :) Nie mogę się nie zgodzić, że są takie kobiety, które uprą się tylko po to, aby postawić na swoim, za wszelką cenę. Ale po co?
OdpowiedzUsuńPozwoliłam sobie kliknąć w nicka. Poczytam :)
Masz rację Lenka, związek powinien być oparty na kompromisach,byłoby super, ale i za-co-ona-się-obraziła też ma rację, wszystko zależy kto na kogo trafił... idealnych związków chyba nie ma,ale czy to chodzi o nas baby, czy odwrotnie, każde potrafi zdrowo zaleść za skórę... tu chyba mądrych nie ma :) pa Lenka, przespanej nocki.
OdpowiedzUsuńTak właśnie jest Violuś. Ideał jako taki to dla mnie związek, w którym obie osoby są szczęśliwe, kochane i traktują siebie z szacunkiem. Wcale nie tak trudno o to, ale wymaga to wiele pracy od obojga partnerów :)
OdpowiedzUsuńDobrej nocy dla Ciebie Violuś :)