10 lutego 2010

Chorzy na "miłość."

Była sobie kobieta i był sobie mężczyzna. Oboje byli młodzi, w podobnym wieku. Znali się od jakiegoś czasu, postanowili zacząć się spotykać. Jej się wydawało, że dobrze go zna. Dość szybko zamieszkali razem. Na pierwszy rzut oka wyglądali tak, jak inne pary. Ktoś mógłby pomyśleć, że mają podobne problemy i radości, jak inne pary. Różnice zdań o porozrzucane skarpetki, buty walające się przedpokoju i inne takie.

Dziewczyna była w nim zakochana. Nie zrzędziła, nie czepiała się prawie wcale, nie robiła mu wymówek. Kochała go. On stopniowo, małymi krokami oplątywał się wokół niej i wokół jej świata, wymagając od niej, aby poświęcała mu więcej czasu. Początkowo szukał różnych pretekstów, zabierał ją tylko do swoich znajomych, tylko tam, gdzie jego interesowało. Ona chciała pójść czasem do opery czy do kina i wcale od niego nie wymagała, aby on zapłacił za bilety. Mówiła mu, że podzielą się kosztami, jak zawsze albo ona może nawet zapłacić, ale żeby on z nią poszedł na coś, co jej się podoba, co ona lubi. On odmawiał, znajdował cały szereg wymówek. Niechętnie chodził z nią na imprezy czy z wizytą do jej znajomych i przyjaciół. Nie chciał jej towarzyszyć.

Po pewnym czasie zaczął jej robić wymówki, że za często spotyka się z koleżankami. Nie ufał jej. Ze wszystkiego zaczęła mu się tłumaczyć, nie dostrzegając niebezpieczeństwa. Wymagał, aby tylko jemu poświęcała czas, aby z nim była. Jedynie kiedy on był zajęty swoimi sprawami, mogła robić, co chciała, spotykać się z tym, z kim spotkać się chciała. On wychodził często, zostawiając ją samą w domu. Wracał coraz później. Nie dociekała, nie pytała, chwytała tę wolność jak mogła, kiedy go nie było. Jednak wciąż go kochała, mimo że czuła, że dostrzegała, że związek się psuje, że jest zły, nadal w nim tkwiła.

Dziewczyna miała dość lekceważenia, jego humorów. Próbowała z nim rozmawiać, wyjaśniać. Jednak do niego nie trafiały żadne argumenty. Robił, co chciał, ale widział, że ona będzie chciała od niego odejść, więc zaczął snuć przed jej oczami i wyobraźnią wizję ich wspólnego życia - ślubu, gromadki dzieci, wspólnego domu. Kilka razy przyniósł jej kwiaty, dał się namówić na koncert, jakieś spacery, nawet w łóżku trochę bardziej się postarał. Przestał czepiać się jej muzyki, znajomych i jej życia. Uśpił jej czujność, a ona uwierzyła, że on ją naprawdę kocha i chce dla niej tylko dobra.

Dziewczna była zakochana i bardzo naiwna w tej swojej miłości. On oplątał ją zupełnie. Ona już nie prosiła go, aby jej pomagał robić coś w domu, aby ciężkie zakupy przyniósł. Robiła wszystko sama, wszędzie chodziła sama. On robił, co chciał, wracał po nocy, czasem nad ranem, zupełnie bez słowa. Kiedy zapytała go, dlaczego tak późno wraca, tylko się wściekł. Zaczął wytykać jej każdy późniejszy powrót, wszystkiego się czepiał. Nagle jedzenie przestało mu smakować, jej płyty zaczęły go wkurzać, jej znajomi stali się idiotami, a ona w jego oczach i słowach była oszustką. Zarzucił jej, że już go nie kocha, że go zdradza, że chce go zostawić. Nie reagował na jej zapewnienia, więc dziewczyna chciała mu udowodnić, że mówi prawdę. Nie spotykała się już z przyjaciółmi, nawet do nich nie dzwoniła, nie wychodziła do kina, na koncert czy do teatru, przestała spacerować, słuchać muzyki. Robiła wszystko, co on chciał, byle tylko nie był niezadowolony, ale on potrafił ją wyzwać od kurew, suk i innych takich. Wystarczyło, że wyprała swoje ubrania, a nie jego najpierw. Nieważne, że ona nie miała już czystych ubrań, a on miał całe mnóstwo. Wyzwiska padały pod jej adresem nawet jeśli coś sobie kupiła, choćby czekoladę, za własne pieniądze, nie za jego.

Wszystko mu się nie podobało. Doszło do tego, że zabrał jej klucz od domu. Kontrolował każdy jej ruch, wszystko, co robiła. Jednak sam był na tyle głupi, że przez to, iż musiała za nim ganiać po mieście, aby dał jej klucz, dowiedziała się, że ją zdradza. Dość szybko okazało się, że ma kilka panienek na boku, z którymi spotka się każdego dnia. Przy najbliższej okazji wykorzystała to. Nie zrobiła mu awantury o panienki, ale zażądała swoich kluczy od domu. Powiedziała mu, że on może mieć ich ze dwadzieścia jak chce, jej to nie przeszkadza, bo ona chce tylko klucze. Facet się wściekł. Wyzwał ją i jej rodzinę od najgorszych, a gdy chciała zaprotestować, uderzył ją w twarz.

Następnego dnia przyniósł jej kwiaty, przepraszał ją. Ona nie chciała z nim rozmawiać, więc zaczął ją szantażować, że jej zepsuje opinię, że skrzywdzi jej przyjaciółkę, wreszcie, że ją samą zabije, jeśli ona od niego odejdzie. Dziewczyna była już tak zmanipulowana i osamotniona, że dała się zastraszyć. Facet zadbał o to, aby odsunąć ją od rodziny i przyjaciół, więc nie bardzo komu mogła się zwierzyć z kłopotów i poprosić o pomoc. Jej kontakty z otoczeniem były już tak luźne, że nawet nigdzie jej nie zapraszano. On nadal traktował ją jak zero, jak szmatę, zaczął ją przymuszać do seksu, bo ona nie mogła już nawet na niego patrzeć. Wiedziała tylko, że musi się wyzwolić spod władzy tego tyrana, który traktował ją gorzej niż własnego psa.

Któregoś dnia, gdy w końcu udało się jej go złapać na drugim końcu miasta, aby dał jej łaskawie klucze, w drodze powrotnej dorobiła sobie własne. Nie powiedziała mu o tym. Kiedy on wychodził wieczorami i zamykał ją (drzwi można było otworzyć zarówno od środka jak i od zewnątrz wyłącznie kluczem), ona ukradkiem wywoziła stopniowo swoje rzeczy do znajomych, którzy go nie znali, prosząc o przechowanie, tłumacząc się wyprowadzką i tym, że musi przez kilka dni gdzieś przechować szpargały. Znajomi chętnie się na to godzili, bo te kilka rzeczy nie robiło im kłopotu.

Jednak facet zorientował się po kilku dniach, co się święci. Dziewczyna miała pecha, ponieważ na osiedlu, na którym mieszkali, tak często wzywano policję do awantur, że sąsiedzi woleli się nie wychylać, udawać, że ich nie ma. Dziewczyna była pozostawiona sama sobie na pastwę tego człowieka, który rzekomo twierdził, że ją tak bardzo mocno kocha. Kiedy facet wrócił do domu, rozpętało się piekło. Darł się, wyzywał ją, rozbił kilka szklanek, rozwalił stolik do kawy, regał na książki. Dziewczyna skuliła się cicho w kącie pokoju, drżąc i bojąc się o swoje zdrowie i życie. W końcu podszedł do niej, szarpnął ją za łokcie, żeby wstała i popchnął ją na łóżko, wrzeszcząc, aby się rozebrała, bo jak tego nie zrobi, to on jej pomoże, a wtedy ona pożałuje. Zgwałcił ją i wyszedł, przypominając jej krzykiem, że jest jego dziwką. Więcej się nie widzieli. Dziewczyna zabrała swoje rzeczy i uciekła, klucz zostawiając w skrzynce na listy.






Takie sytuacje, jak ta powyżej opisana spotkały kilka kobiet, które znam. Zakochanie, różowe okulary, naiwność, chora miłość faceta do kobiety, zniewolenie, szantaż, wyzwiska, zdrada. Jedne związki kończyły się tylko awanturą i krzykami, inne pobiciem, inne również gwałtem. Tkwiłam w podobnym związku. Mój o mało co a zakończyłby się moją śmiercią. Konsekwencje dla niego? Żadne, bo na wezwanie przyjechał jego kumpel.
Ku przestrodze dla innych.

Niestety w drugą stronę też może być, kiedy to kobieta robi, co chce, pomiata kochającym ją facetem, posuwa się do najgorszych czynów, nawet fałszywie oskarża.

W chorych związkach mężczyźni głównie stosują przemoc, a kobiety szantaż emocjonalny (nawet posuwają się do samobójstwa, aby cel osiągnąć). Ludzie w imię chorej miłości są w stanie posunąć się do wszystkiego.
Ludzie zachowują się tak nie tylko w związkach, bywa że i dla swoich przyjaciół, czy w stosunku do rodziny - rodziców, rodzeństwa, dzieci. Wszystko to z chorej miłości.

17 komentarzy:

  1. Bywają zwiazki bardzo skomplikowane;) lagodnie mowiac.
    Sciskam Czekoladko Gruszkowa ,serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Czarodziejko :) Ja Ciebie odściskuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Toksyczna miłość,najgorsza jaka może być.
    Pozdrawiam.Robaczek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ludzie, zarówno kobiety, jak i mężczyźni potrafią kochać w taki okrutny sposób, który z miłością mało ma wspólnego. Siła zniszczenia w takich związkach potrafi zgładzić jakiekolwiek zaangażowanie "ofiary" takiej miłości.
    Toksyczni ludzie w toksycznych układach trują: siebie, partnera i otoczenie. Jedyne rozsądne wyjście to ucieczka!
    Potem będzie już tylko gorzej. Z tego powodu nie wolno dopuścić, by było jakieś potem...

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak właśnie jest Robaczku i ja najgorszemu wrogowi takiej miłości nie życzę.

    OdpowiedzUsuń
  6. Masz rację madame, ucieczka jest najlepszym wyjściem, bo im dalej w las... tym gorzej się to kończy dla ofiary. Hmmm... nie chcę usprawiedliwiać ofiar, ale jak ma się różowe okulary, na dodatek wykazuje się naiwnością, kocha się, łatwo dać się zmanipulować. Człowiek uczy się na błędach, szkoda że tak często niestety na swoich.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wołałabym wersję: błąd popełniamy tylko raz. Drugiego takiego błędu już nie będzie!
    Uczenie się na błędach pokazuje, że było ich więcej. I to jest najtragiczniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie. Z tymi błędami tak jest, że jeden będzie tragiczny w skutkach, inny mniej. Każdy z nas popełnia błędy i lepiej starać się nie popełniać drugi raz tego samego, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z ludźmi.

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj Czekoladko. Niestety świeża u mnie sprawa. Nie znam dokładnie sytuacji tej pary, ale będąc u znajomych na imieninach ostatnio było młode małżeństwo. I facet którego nawet nazwać skur... to za mało. Przynajmniej według mnie. Taki burak totalny. Taj jego żona w jego mniemaniu: a/ nie może nigdzie pracować, krótko mówiąc przy dzieciach, garach, w domku i tyle. b/ zbyt częste relacje z jej przyjaciółkami negatywnie zdaniem tego faceta wpływają na ich małżeństwo, więc jak powiedział „ustaliliśmy że moja żona na weekend będzie wyłączać komórkę, żeby nikt nam nie przeszkadzał, będziemy tylko my”- sam nie wyłącza, w tygodniu to w sumie też jej nie potrzebna komórka tak by dzwoniła, wystarczy przecież że będzie odbierać tel od męża. Generalnie widać że ta dziewczyna totalnie była przez niego stłamszona. Nie znam szczegółów, nie wiem jak ten związek wygląda w środku. Ale po tym co on opowiadał to aż strach się bać. Zresztą kolega potem powiedział że już myślał że nie wytrzyma i facetowi przywali, bo nie mógł tego znieść jak odnosi się do żony.
    A co do związku w drugą stronę, cóż przydarzyło mi się parę lat temu, że pewna dziewczyna próbowała totalnie podporządkować moje życie jej, w złym tego słowa znaczeniu. Nie udało jej się to, ale długo po tamtym związku musiałem się leczyć. I dopiero parę lat później przekonałem się co to znaczy prawdziwa zdrowa miłość.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj A. :)
    Ten opisany przez Ciebie facet powinien dostać porządnie w mordę, bo wykończy tę biedną kobietę. Wielu ludziom się wydaje, że jak biorą ślub czy choćby się zaręczają, nabywają jakieś prawo własności do drugiego człowieka. Baa.. że skoro są razem, to mają jakieś prawo własności i mogą robić z tym człowiekiem, co chcą - stłamsić, przerobić na własną modłę, zrobić sobie niewolnika czy służącą.

    Prawdziwa miłość jest wolnością, a nie piekłem. Jednak tak wielu z nas przydarzają się chore toksyczne związki, z których wyleczyć się nie jest tak łatwo. A najtrudniejsze jest później znowu zaufać, w gruncie rzeczy obcej osobie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Najgorsze,co wynika z tych toksycznych związków jest psychiczne okaleczenie (oczywiście jeśli uda się wyjść z nich cieleśnie cało). Potem bardo trudno zaangażować się w nowy związek, bo najniewinniejszy sygnał już stawia nas w pozycji obronnej. Wiem coś o tym z autopsji. Kiedyś dziwiłam się ludziom, którzy latami tkwili w takich związkach. Teraz się nie dziwię. Ofiara ma często tak "wyprany" mózg, że bez kata jej życie nie ma sensu.

    OdpowiedzUsuń
  12. witaj czekoladko:)
    cos takiego to nawet nie mozna okreslic "chora miloscia" ,slowo milosc nie idzie w parze z bestialskim traktowaniem ,ponizaniem ...... nikt nie ma prawa byc panem zycia kogos drugiego !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak Lapaz, tego nie można nazwać "miłością", ale w mniemaniu tychże ludzi, to jest miłość... niestety.
    Drugiego człowieka nie można mieć, można z nim co najwyżej być, jeśli w ogóle zechce.

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak to już jest Aniu, że ofiara zostaje zastraszona, zmanipulowana i na dodatek odsunięta od ludzi. Nie dość, że się boi, to jeszcze nie bardzo komu ma się zwierzyć i kiedy, skoro jest kontrolowana. Bardzo łatwo wdepnąć w takie g... Kiedy przemoc psychiczna idzie w parze jeszcze z tą fizyczną naprawdę trudno się spod tego wyzwolić. Strach paraliżujący każdy krok, każdy ruch, wszystko.
    Ja po takim związku nabawiłam się długiej i ciężkiej depresji, a dziś mam pozostałość w postaci zespołu jelita drażliwego. Na szczęście tylko tyle, bo rany psychiczne szybko się goją dzięki pomocy i wsparciu...

    OdpowiedzUsuń
  15. Czekolado dziękuje za ten wpis...Powiedz mi jak wychwycić moment początkowy sączenia trucizny.Kiedy zapala się czerwona lampka w głowie?Jak się ustrzec?Patrzę na związek mojej przyjaciółki i narasta mi gula w gadle.Ona jeszcze tłumaczy i nie wierzy w to co się dzieje.Nie wychodza nigdzie "bo on nie lubi ludzi",z usmiechem sprawdza jej telefon-jakie to urocze prawda jest o mnie zazdrosny...a miłość bez zazdrości..."jeśli juz musisz kochanie pracowac to tylko w domu,bo zawsze chcę miec przy sobie"-prawda jaki zakochany?-a wszystko to mówi z usmiechem.Pozdrawiam.M

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie ma sprawy M. :) Lampka powinna zapalić się w momencie, kiedy "ofiara" zaczyna tracić swoje życie - nie dlatego że ma mało czasu, ale dlatego że on tak chce. Ona będzie go tłumaczyła, bo jest zakochana, zaślepiona. Sprawdzanie telefonu to naruszanie wolności, prywatności - to nie jest zdrowa zazdrość, ale chora zazdrość już. Praca w domu? A co? On boi się, że jeśli będzie pracować poza domem, będzie spotykać się z ludźmi i będzie myśleć samodzielnie?
    Jak na moje to zdrowa zazdrość nie objawia się w ten sposób.
    Zaczyna się od takich drobnych rzeczy, więc lepiej się mieć na baczności. Nie wiem, ale wydaje mi się, że Twoja przyjaciółka powinna jednak zachować czujność i nie pozwolić sobie na grzebanie w prywatności. Wszak w każdym normalnym związku partnerzy sobie ufają i każdy z nich oprócz wspólnego życia, ma swoje własne i dobrze jest, jeśli je ma.

    OdpowiedzUsuń
  17. @#$%*$^&&* Wrrrr

    OdpowiedzUsuń