Często podejmowanie właściwych decyzji obraca się przeciwko nam. Postąpiłam zgodnie ze swoim sumieniem, tak jak powinnam, a czuję się z tym źle. Dlaczego? Zaowocowało to kłótnią, piekłem i święta odeszły w gęstej, paskudnej atmosferze.
Ojcu jest przykro, mama patrzy z góry, a ja zadaję sobie wciąż te same pytania, czy to wszystko było konieczne?
Dałam się trochę podpuścić, bo przyznam, że się łudziłam, że zaszły zmiany, że jest inaczej. Dziś, kiedy siedziałam z ojcem przy stole, dowiedziałam się, że nie tylko ja myślałam w ten sposób, że nie tylko ja liczyłam na to, że coś się zmieniło, że postawa moich sióstr się zmieniła, że one są inne. Gówno prawda! Pieprzony materializm! Mamona jest bożkiem.
Ojciec mnie zaskoczył. Naprawdę uważnie obserwuje ludzi. Myślałam, że nie widział, że nie wiedział. Milczałam, nic nie mówiłam. Popełniłam w życiu wiele błędów, sprawiałam rodzicom mnóstwo problemów wychowawczych, a dziś... staram się postępować właściwie, zgodnie ze sobą, z tym, jak powinnam. Myślałam, że on tego widzi, że dobrowolnie włożyłam sobie na ramiona duży ciężar i niosę go, mimo że prośby o pomoc uderzają w próżnię. Jednak on stara się jak może, aby było mi lżej.
Mama gasła na moich rękach, w moich ramionach każdego dnia... Mogłam ją tam samą zostawić, mogłam. Nie chciałam. Nie potrafiłabym zostawić tej kochanej dobrej kobiety samej z jej lękami, z jej bólem. Miałam w niej wielkie wsparcie. Kochałam ją i nadal kocham. Cierpiałam bardzo, widząc jak znika w oczach, jak gaśnie...
Równie mocno kocham ojca. Szanuję go za to, jakim jest człowiekiem, jakim jest ojcem.
Zbliża się pierwsza rocznica śmierci mojej mamy, a ja nadal nie bardzo radzę sobie z bólem, choć mój spokój już nie jest osiągany z trudem.
Najbardziej zabolały mnie dwie sprawy, a raczej słowa dwóch osób. Słowa dotyczące najbliższych mi ludzi. Słowa, które padły z ust moich sióstr. Jest mi za nie wstyd. Czuję okropny niesmak.
Przyjaciółka zapytała mnie niedawno o to, jak to możliwe, że jestem taka spokojna, kiedy tak wiele trudnych spraw wydarzyło się w moim życiu w tak krótkim czasie. Odpowiedziałam jej, że siła tkwi w nas, że ja znajduję siłę w sobie i jest mi łatwiej, kiedy mam wewnętrzne przekonanie, że decyzje, podjęte przeze mnie, są właściwe.
Ojcu jest przykro, mama patrzy z góry, a ja zadaję sobie wciąż te same pytania, czy to wszystko było konieczne?
Dałam się trochę podpuścić, bo przyznam, że się łudziłam, że zaszły zmiany, że jest inaczej. Dziś, kiedy siedziałam z ojcem przy stole, dowiedziałam się, że nie tylko ja myślałam w ten sposób, że nie tylko ja liczyłam na to, że coś się zmieniło, że postawa moich sióstr się zmieniła, że one są inne. Gówno prawda! Pieprzony materializm! Mamona jest bożkiem.
Ojciec mnie zaskoczył. Naprawdę uważnie obserwuje ludzi. Myślałam, że nie widział, że nie wiedział. Milczałam, nic nie mówiłam. Popełniłam w życiu wiele błędów, sprawiałam rodzicom mnóstwo problemów wychowawczych, a dziś... staram się postępować właściwie, zgodnie ze sobą, z tym, jak powinnam. Myślałam, że on tego widzi, że dobrowolnie włożyłam sobie na ramiona duży ciężar i niosę go, mimo że prośby o pomoc uderzają w próżnię. Jednak on stara się jak może, aby było mi lżej.
Mama gasła na moich rękach, w moich ramionach każdego dnia... Mogłam ją tam samą zostawić, mogłam. Nie chciałam. Nie potrafiłabym zostawić tej kochanej dobrej kobiety samej z jej lękami, z jej bólem. Miałam w niej wielkie wsparcie. Kochałam ją i nadal kocham. Cierpiałam bardzo, widząc jak znika w oczach, jak gaśnie...
Równie mocno kocham ojca. Szanuję go za to, jakim jest człowiekiem, jakim jest ojcem.
Zbliża się pierwsza rocznica śmierci mojej mamy, a ja nadal nie bardzo radzę sobie z bólem, choć mój spokój już nie jest osiągany z trudem.
Najbardziej zabolały mnie dwie sprawy, a raczej słowa dwóch osób. Słowa dotyczące najbliższych mi ludzi. Słowa, które padły z ust moich sióstr. Jest mi za nie wstyd. Czuję okropny niesmak.
Przyjaciółka zapytała mnie niedawno o to, jak to możliwe, że jestem taka spokojna, kiedy tak wiele trudnych spraw wydarzyło się w moim życiu w tak krótkim czasie. Odpowiedziałam jej, że siła tkwi w nas, że ja znajduję siłę w sobie i jest mi łatwiej, kiedy mam wewnętrzne przekonanie, że decyzje, podjęte przeze mnie, są właściwe.
Ale nawet jeśli jesteś przekonana o słuszności swoich decyzji, to taka kłótnia przy świątecznym stole z osobami, które są Ci bardzo bliskie potrafi bardzo wytrącić z równowagi...
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wobec tego miłego wieczoru i odzyskania spokoju ducha :)
Witaj Gruszeczko, przykre to co napisałaś. Z ust bliskich często słyszymy słowa okrutne i egoistyczne. Czasami ciężko nam jest stanąć na czyimś miejscu i popatrzeć z innej perspektywy. Strata mamy jest bolesna i nawet po 2,5 roku ciężko jest na sercu, a co dopiero po niespełna roku. Trzymaj się kochana :)
OdpowiedzUsuńOj, znam ten ból, gdy osoby związane z nami pokrewieństwem potrafią słowem dotkliwie zranić. Mój brat, na początku nagłej choroby mamy namawiał mnie na znalezienie opiekunki choć na parę godzin mówiąc, że nie wytrzymam psychicznie przez 24 godziny. Myślałam, że mam w nim choć duchowe wsparcie. A tymczasem nieco później usłyszałam, iż ponieważ mama pomagała mi 20 lat to teraz ja mam obowiązek. Gdyby nie pomagała to co? Miałabym ją zostawić na pastwę losu czy do jakiegoś zakładu opieki? Najmłodszy brat mojej mamy dzwoni prawie codziennie,pytając o postępy w rehabilitacji a syn, czyli mój brat bardzo rzadko. To boli i mnie i mamę.
OdpowiedzUsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńTo przykre, że czasem najbliżsi zadają ból.
Ale tak bywa i to dosyć często ;(
Trzymaj się i najważniejsze byś żyła w zgodzie z samą sobą.
Pozdrawiam :)
figa
Witaj Figuniu,
OdpowiedzUsuńtak bywa często niestety. Nie tylko nam się zadaje ból, ale i my sami go zadajemy.
Tak, staram się żyć w zgodzie z samą sobą i nie żałuję tych ostatnich decyzji. Są właściwe.
Pozdrawiam wiosennie :)
Witaj Aniu,
OdpowiedzUsuńnie wiem, skąd się bierze takie przeświadczenie, że skoro mama czy tata nam pomagali to mamy obowiązek się nimi opiekować. Normalnie jakby nie pomagali reszcie swoich dzieci i jakby opieka nie powinna się dzielić i na inne osoby.
Mam nadzieję, że Twoja mama czuje się lepiej i powoli wraca do zdrowia :)
Wiesz, jeśli o mnie chodzi, to boli mnie to, że same nie bardzo się poczuwają, a po mnie jeżdżą jak po ruskiej kobyle.
Cześć dd :)
OdpowiedzUsuńNo ja też święta nie jestem, mam wiele za uszami, ale czasem można jednak dać sobie na wstrzymanie. Brakuje mi mamy, bardzo. Cieszę się, że ojciec jeszcze żyje.
RD, wytrąciła, nie tylko mnie, zabrałam się i wróciłam do domu, żeby nie pogarszać sytuacji. Zresztą tak chciało mi się płakać, wyć wręcz, a robienie przedstawienia nie jest w moim stylu.
OdpowiedzUsuńCzasem takie jest życie, że i przy świątecznym stole wyłazi to, co w tym czasie po prostu nie powinno.